Widok normalny

Otrzymane przedwczoraj Business Insider businessinsider.com.pl

Premie świąteczne dla urzędników ujawnione. Jedni dostaną 1450 zł, inni — nic

Nawet 1450 zł — tyle mogą wynieść świąteczne świadczenia dla pracowników samorządowych w ramach Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych (ZFŚS). Jak wynika z danych przekazanych przez samorządy PAP, najwyższe kwoty wypłacono w Poznaniu, podczas gdy w Krakowie, Lublinie czy Warszawie dodatkowe wsparcie finansowe na święta nie jest przewidziane. Informacje o wysokości "karpiowego" zebrał Serwis Samorządowy PAP.

W Poznaniu pracownicy samorządowi mogą liczyć na najwyższe świadczenia — od 1000 zł do 1450 zł. Wysokość wsparcia jest uzależniona od sytuacji materialnej i rodzinnej pracownika. Środki z ZFŚS trafiły do urzędników już pod koniec listopada. Podobnie wysokie świadczenia przewidziano w Gdyni, gdzie ich wysokość wynosi 1200 lub 1300 zł brutto, w zależności od dochodu na członka rodziny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:

Jaka premia przed świętami?. Świadczenia z funduszu socjalnego. Brak "karpiowego" w Krakowie, Lublinie i Warszawie

Nie wszystkie samorządy zdecydowały się na wypłatę świątecznych świadczeń. W Krakowie i Lublinie dodatkowe wsparcie finansowe z ZFŚS nie jest praktykowane. Joanna Stryczewska z Biura Prasowego w Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin wyjaśnia, że świadczenia socjalne w mieście są przyznawane w zależności od sytuacji życiowej i materialnej pracowników.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Podobne podejście przyjęła Warszawa, gdzie regulamin ZFŚS nie przewiduje wypłat związanych ze świętami. Pracownicy mogą jednak ubiegać się o zapomogi z tytułu zwiększonych wydatków w okresie zimowym.

Zobacz też: Ile dostaną górnicy na Barbórkę? Konflikt w JSW

Premia świąteczna. Kto dostanie "karpiowe" w 2025 r.?

Jak wygląda sytuacja w innych miastach, które wziął pod lupę Serwis Samorządowy PAP? W Zduńskiej Woli urzędnicy otrzymają od 700 do 1000 zł brutto, a dzieci pracowników — paczki o wartości do 100 zł. W Strzegomiu świadczenia wyniosą od 650 do 850 zł, w zależności od dochodu w rodzinie, a w Katowicach — od 500 do 800 zł.

W Redzikowie urzędnicy mogą liczyć na świadczenia pieniężne w wysokości od 300 do 600 zł oraz paczki świąteczne dla dzieci warte 80 zł. W Choroszczy wypłaty wyniosą od 90 do 350 zł, a dodatkowo dzieci pracowników otrzymają paczki.

W Koninie urzędnicy nie dostaną świątecznych świadczeń z ZFŚS, ale planowana jest wypłata dodatku motywacyjnego, którego wysokość będzie zależna od dostępnych środków w funduszu płac. Dzieci pracowników otrzymają bony upominkowe o wartości od 150 do 190 zł.

W Gnieźnie pracownicy będą mogli ubiegać się o świadczenia świąteczne, których wysokość zostanie ustalona zgodnie z regulaminem ZFŚS. Dzieci pracowników otrzymają bony lub paczki ze słodyczami.

Zobacz też: Nowe dane o wzroście płac w Polsce. To może wpłynąć na decyzję o kolejnym cięciu stóp

Premia na święta z funduszu socjalnego. ZFŚS — jak działa?

Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych jest obowiązkowy w jednostkach budżetowych i samorządowych. Jego wysokość jest ustalana na podstawie odpisu podstawowego, który w 2025 r. wynosi 37,5 proc. kwoty bazowej, czyli 2723,40 zł na jednego zatrudnionego. Środki te mogą być przeznaczane na różne formy wsparcia, w tym świąteczne świadczenia, jednak decyzja o ich wypłacie zależy od regulaminu obowiązującego w danym urzędzie.

Źródło: samorzad.pap.pl

Lego, Hot Wheels, Remigiusz Mróz i Gabi. Oto hity tegorocznych świąt

Nowe badanie SW Research przeprowadzone dla Allegro pokazuje, że tegoroczne przygotowania do świąt zaczną się wcześniej niż zazwyczaj. Aż 6 na 10 Polaków deklaruje, że świąteczne zakupy zrobi z większym wyprzedzeniem, najczęściej przesuwając je o kilka dni (54 proc.) lub nawet 1-2 tygodnie (33 proc.) względem swoich dotychczasowych nawyków.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Najliczniejsza grupa (56 proc.) celuje w dwa pierwsze tygodnie grudnia, a co trzecia ankietowana osoba zakupy zrobi w drugiej połowie miesiąca. Zaledwie 3 proc. odkłada je na chwilę tuż przed 23 grudnia.

Zdaniem respondentów największymi zaletami wcześniejszych zakupów są przede wszystkim: brak przedświątecznego pośpiechu i stresu (45 proc.), możliwość doboru odpowiednich produktów bez presji czasu (43 proc.) oraz uniknięcie opóźnień w dostawach (41 proc.). Ten ostatni aspekt jest szczególnie istotny, bo zdecydowana większość ankietowanych w jakimś stopniu swoje zakupy na święta zrobi przez internet.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Co kupujemy pod choinkę?

Przez cały grudzień największą popularnością w kategorii Dom i ogród cieszą się właśnie produkty, które pomagają stworzyć świąteczną atmosferę: choinki, lampki choinkowe, zabawne gadżety, światełka zewnętrzne i bombki. Na lampki wydajemy średnio 49 zł, a na bombki 33 zł (dane za listopad 2025 r.) — to średnio o kilka złotych więcej niż przed rokiem — podaje Allegro.

W grudniu rośnie także średnia wartość kupowanych zabawek. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego ciągu roku wydatki w tej kategorii oscylują między 50 a 300 zł miesięcznie, w grudniu osiągając średnią wartość ok. 500 zł — a rynkowe raporty wskazują, że blisko 30 proc. obrotów w całej branży zabawkowej generowane jest właśnie w okresie okołoświątecznym — czytamy w analizie Allegro.

Z danych serwisu wynika, że hitami w kategorii są m.in. klocki Lego, tory samochodowe Hot Wheels, zabawki serii Koci Domek Gabi czy lalki Monster High.

Chętnie wybieranym prezentem są też książki i gry — w ostatnim kwartale na Allegro hitami są Kicia Kocia, Czytaj z Albikiem oraz Pucio (jeśli chodzi o książki dla najmłodszych) oraz — dla starszych czytelników — kryminały Remigiusza Mroza, literatura obyczajowa autorstwa Katarzyny Michalak, fantastyka spod pióra Andrzeja Sapkowskiego oraz manga tworzona przez Koyoharu Gotouge.

Od połowy listopada przez cały grudzień rośnie też zainteresowanie grami — zarówno tymi wideo jak i planszowymi. Na liście bestsellerów znajdują się najgłośniejsze premiery sezonu: Battlefield 6, Ghost of Yotei, EA Sports FC 26, Astro Bot oraz Marvel's Spider-Man 2 — podaje Allegro.

Zobacz także: Portfele dywidendowe dla Polaków. 1000 zł miesięcznie dochodu pasywnego

ZUS zaskakuje seniorów. Po latach mogą dostać więcej pieniędzy

Jak wyjaśnia ZUS, tzw. emerytury czerwcowe przez lata były ustalane na mniej korzystnych zasadach waloryzacji składek. To zaś skutkowało niższymi świadczeniami dla wielu osób. Nowe przepisy mają na celu wyrównanie tej niesprawiedliwości. Dzięki temu tysiące emerytów i rencistów mogą liczyć na wyższe świadczenia, choć zmiany nie obejmą okresu sprzed 2026 r.

Zobacz także: Niespodzianka od ZUS przed świętami. Wielu emerytów zobaczy dodatkowy przelew

Zmiany wprowadzane przez ZUS dotyczą osób, które przeszły na emeryturę w czerwcu lub miały przeliczoną emeryturę od tego miesiąca w latach 2009–2019. Dotyczy to także rent rodzinnych po zmarłych, którzy mieli ustalone lub przeliczone emerytury w tym okresie.

Przepisy obejmą również renty rodzinne po osobach, które osiągnęły wiek emerytalny, zmarły w czerwcu w latach 2009–2019, ale nie zdążyły złożyć wniosku o emeryturę.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Waloryzacja składek na ubezpieczenie emerytalne i kapitału zostanie przeprowadzona według zasad obowiązujących w maju danego roku, jeśli będzie to korzystniejsze dla ubezpieczonego. Następnie ZUS zwaloryzuje świadczenia do chwili obecnej. Co istotne, jeśli nowa kwota okaże się niższa od dotychczasowej, świadczenie pozostanie bez zmian.

ZUS zaskakuje seniorów. Po latach mogą dostać wyższe emerytury

Nowe przepisy nie przewidują wypłaty wyrównania za okres przed 1 stycznia 2026 r. Jak tłumaczy "Polskie Radio 24", ZUS nie odda pieniędzy z ubiegłych lat. Nowe przepisy obowiązują od stycznia, lecz przeliczanie świadczeń odbywa się już od lipca 2025 r.

W praktyce oznacza to, że ZUS zwróci pieniądze w kwocie obejmującej różnicę za miesiące od lipca do momentu wypłaty. Jeśli więc senior po przeliczeniu otrzyma od lutego 2025 r. nową emeryturę wyższą o 200 zł, wówczas otrzyma wyrównanie za okres od lipca 2025 r. Przelew wyrównawczy w takiej sytuacji wyniesie 1400 zł.

Zobacz także: Zaskakujące dane o emeryturach. Najnowsze informacje ZUS [KWOTY]

Zgodnie z informacjami ZUS, jeśli przed 1 stycznia 2026 r. zostanie złożony wniosek o przeliczenie emerytury lub renty rodzinnej i postępowanie jest w toku, ZUS zawiesi je do czasu zakończenia procedury sądowej lub administracyjnej. Po jej zakończeniu ZUS wróci do sprawy i zastosuje nowe przepisy.

ZUS zobowiązał się do zakończenia wszystkich spraw związanych z przeliczeniem emerytur czerwcowych najpóźniej do 31 marca 2026 r. Zmiany mają objąć około 100 tys. świadczeniobiorców.

Dobra wiadomość dla emerytów. Zmiany już od 1 stycznia 2026 roku

Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) rozpocznie automatyczne przeliczanie tzw. emerytur czerwcowych oraz niektórych rent rodzinnych. Nowe przepisy, które wejdą w życie Od 1 stycznia 2026 r., obejmą świadczenia przyznane lub przeliczone w czerwcu w latach 2009–2019. Co istotne, emeryci i renciści nie będą musieli składać żadnych wniosków — ZUS zajmie się wszystkim z urzędu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:

Nowe regulacje dotyczą osób, które:

— w latach 2009–2019 przeszły na emeryturę w czerwcu lub miały przeliczoną emeryturę w tym miesiącu;

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

— pobierają rentę rodzinną po osobach, którym ZUS ustalił lub przeliczył emeryturę w czerwcu w latach 2009–2019;

— pobierają rentę rodzinną po osobie, która osiągnęła wiek emerytalny (60 lat dla kobiet, 65 lat dla mężczyzn), zmarła w czerwcu w latach 2009–2019, ale nie zdążyła złożyć wniosku o emeryturę lub nie miała ustalonego prawa do emerytury.

Emerytury czerwcowe. Jak ZUS przeliczy świadczenia? Zasady

ZUS ponownie obliczy wysokość emerytur, stosując zasady obowiązujące w dniu ich pierwotnego ustalenia. Oznacza to, że świadczenie zostanie przeliczone tak, jakby emerytura była przyznana w innym miesiącu niż czerwiec. Następnie kwoty te zostaną zwaloryzowane do obecnych wartości.

Co ważne, jeśli nowa kwota okaże się niższa od dotychczasowej, świadczenie pozostanie na obecnym poziomie. Dla świadczeniobiorców oznacza to brak ryzyka utraty części emerytury czy renty.

ZUS przeliczy "emerytury czerwcowe" automatycznie. Nie trzeba składać żadnych wniosków.
ZUS przeliczy "emerytury czerwcowe" automatycznie. Nie trzeba składać żadnych wniosków. | michnik101 / Shutterstock

Zobacz też: Nieodebrane środki w ZUS to średnio 29 tys. zł. Wielu Polaków o nich nie wie

Emerytury czerwcowe. Co to?

Skąd termin "emerytury czerwcowe"? Przez wiele lat osoby urodzone w czerwcu, ale już po 1948 r. były niesprawiedliwie traktowane przez wadliwe prawo.

Jeśli bowiem przechodziły na emeryturę w czerwcu (wraz z osiągnięciem wieku emerytalnego), to traciły. Gdyby złożyły wniosek na przykład w maju, to ich świadczenie byłoby o kilka procent wyższe.

Problem wynikał z błędu w systemie i współwystępowania waloryzacji rocznych i kwartalnych. Dlatego osoby składające wniosek o emeryturę w czerwcu (lub osoby, którym w czerwcu ZUS ustalił prawo do emerytury automatycznie, np.zamiast dotychczasowej renty), były pozbawiane bardzo korzystnej waloryzacji za I kwartał danego roku. Więcej na ten temat piszemy tutaj.

Emerytury czerwcowe. Co w przypadku toczących się postępowań?

Jeśli przed 1 stycznia 2026 r. został złożony wniosek o przeliczenie tzw. emerytury czerwcowej, a postępowanie w tej sprawie będzie w toku lub sprawa będzie trwać przed sądem, ZUS zawiesi postępowanie w sprawie ustalenia wysokości emerytury lub renty rodzinnej przewidziane w nowej ustawie. ZUS wróci do niego, gdy ostatecznie zakończy się to wcześniejsze postępowanie. Klient nie musi składać żadnych wniosków.

Zobacz też: ZUS zmienia terminy wypłat 800 plus w grudniu. Kiedy można spodziewać się przelewu?

ZUS przeliczy emerytury czerwcowe. Do kiedy? Kiedy decyzja?

Jak wynik z komunikatu ZUS, Zakład Ubezpieczeń Społecznych zobowiązał się, że wszystkie sprawy związane z przeliczeniem emerytur i rent zostaną zakończone najpóźniej do 31 marca 2026 r. Oznacza to, że osoby objęte nowymi przepisami mogą spodziewać się decyzji w tej sprawie w pierwszym kwartale 2026 r.

Źródło: ZUS

Niemcy komentują amerykańską strategię bezpieczeństwa. Jasne stanowisko

Podczas konferencji prasowej w Moguncji Merz odniósł się do dokumentu, który, jak stwierdził, nie zaskoczył go swoją treścią. Zaznaczył, że wiele zawartych w nim tez było wcześniej przedstawianych przez wiceprezydenta USA J.D. Vance'a, m.in. w lutym na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Kanclerz Niemiec ocenił, że choć niektóre aspekty strategii są zrozumiałe, inne budzą poważne zastrzeżenia w Europie.

Dalszy ciąg artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Europa musi umacniać samodzielność w obronności, uważają Niemcy

Merz wyraził przekonanie, że Europa jest w stanie samodzielnie zadbać o swoje demokratyczne wartości, bez konieczności interwencji ze strony USA. Jego zdaniem, nowa strategia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych stanowi dowód na potrzebę większej niezależności Europy, w tym Niemiec, w kwestiach związanych z polityką bezpieczeństwa.

Kanclerz podkreślił, że w rozmowach z amerykańskimi partnerami stara się przekazywać, iż choć hasło "America First" jest zrozumiałe, to izolacjonistyczna polityka "America Alone" nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych. Wskazał, że Europa mogłaby być kluczowym partnerem dla USA, a w przypadku trudności w budowaniu relacji z całym kontynentem, Niemcy mogą odgrywać tę rolę.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Czytaj też: Żołnierze pod "europejską flagą" w Ukrainie. Weber mówi wprost

Berlin odrzuca amerykańską krytykę Europy

Nowa strategia bezpieczeństwa USA zawiera szereg zaleceń dotyczących Europy, w tym wezwanie do zwiększenia odpowiedzialności państw europejskich za własną obronę oraz do zakończenia postrzegania NATO jako sojuszu stale dążącego do rozszerzenia. Dokument krytycznie odnosi się również do polityki Unii Europejskiej, zarzucając jej ograniczanie swobód politycznych i obywatelskich oraz podważanie suwerenności państw członkowskich. Wskazuje także na niezadowolenie z podejścia Europy do wojny Rosji z Ukrainą.

Treść amerykańskiej strategii wywołała w Niemczech poważne obawy. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) zaapelował do rządu w Berlinie o zwiększenie swoich kompetencji w celu zmniejszenia zależności od USA. Rzecznik niemieckiego rządu odrzucił w poniedziałek krytyczne uwagi wobec Europy zawarte w dokumencie, podkreślając, że Berlin nie zgadza się z przedstawioną w nim oceną.

Czytaj też: "Historyczny punkt zwrotny" dla niemieckich zbrojeń. Bundestag zatwierdzi kontrakty za miliardy euro

Niemcy szukają polskich pracowników. 3 tys. euro miesięcznie i zakwaterowanie

Oferta dotyczy miejscowości Fränkisch-Crumbach, położonej niedaleko Frankfurtu nad Menem. Z ogłoszenia wynika, że zatrudnione osoby otrzymają umowę o pracę na czas nieokreślony, a start przewidziano na 14 grudnia 2025 r., pisze portal finanse.wp.pl.

Czytaj też: Polski miliarder swoich menadżerów nazywa "żołnierzami". "Odpoczywać będą, gdy zakończą kariery"

Praca w Niemczech dla Polaków. Kto szukają?

Każde ze stanowisk ma wyraźnie określony zakres obowiązków. Monter okien będzie odpowiedzialny m.in. za montaż stolarki okiennej, rolet, przeszkleń i uszczelek, a także wykonywanie napraw, prac konserwacyjnych oraz pomiarów i docinania profili. Glazurnik zajmie się układaniem płytek ceramicznych oraz przygotowywaniem ścian, zapraw, klejów, ich obróbką i fugowaniem. Z kolei do obowiązków tynkarza ma należeć przygotowanie powierzchni oraz nakładanie tynków tradycyjnych i maszynowych, a następnie wygładzanie i wykańczanie ścian i sufitów, pisze portal finanse.wp.pl.

Ile można zarobić w Niemczech? Wymagania i stawki

Pracodawca wymaga bardzo dobrej znajomości języka polskiego w mowie i piśmie. Znajomość niemieckiego nie jest konieczna, choć mile widziana. Kandydaci muszą mieć co najmniej dwa lata doświadczenia w zawodzie, wykształcenie zasadnicze zawodowe oraz prawo jazdy kat. B. W przypadku montera okien wymagana jest dodatkowo umiejętność czytania rysunków technicznych. Firma zaznacza, że liczy na osoby rzetelne, dokładne i dbające o szczegóły.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Czytaj też: Ile zarabia Adam Glapiński? Wynagrodzenia zarządu NBP robią wrażenie [KWOTY]

Stawka wynosi 18 euro za godzinę, czyli ok. 76 zł. Przy takim przeliczniku pracownik może liczyć na ponad 3 tys. zł tygodniowo oraz ponad 12 tys. zł miesięcznie. Za każdą nadgodzinę przysługuje dodatkowa 25-procentowa premia, co oznacza dopłatę 4,5 euro do każdej ponadnormatywnej godziny. Firma zapewnia także zakwaterowanie.

To wpłynie na życie tysięcy Polaków. Tak zmienią się renty od 1 stycznia 2026 roku

Waloryzacja rent to niejedyna zmiana dla świadczeniobiorców w 2026 r. W nadchodzącym roku ZUS przeliczy tzw. emerytur czerwcowych, a co za tym idzie — również niektóre renty rodzinne. Szykuje się także zmiana w rentach wdowich. Sprawdź, jakie nowe kwoty i limity będą obowiązywać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:

Rok 2026 przyniesie najniższą od lat podwyżkę rent. Waloryzacja, podobnie jak w przypadku emerytur, opiera się na wskaźniku inflacji oraz 20 proc. wzrostu płac. Według założeń budżetowych na 2026 r. wskaźnik waloryzacji wyniesie 4,88 proc. Zmiany wejdą w życie 1 marca 2026 r.

Przy prognozowanym wskaźniku waloryzacji, świadczenia wzrosną następująco:

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

— renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy: z 1 878,91 zł do 1 970,60 zł brutto,

— renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy: z 1 409,18 zł do 1 477,95 zł brutto,

— renta dla osób całkowicie niezdolnych do pracy w wyniku wypadku lub choroby zawodowej: z 2 254,69 zł do 2 364,72 zł brutto,

— renta dla osób częściowo niezdolnych do pracy w wyniku wypadku lub choroby zawodowej: z 1 691,02 zł do 1 773,54 zł brutto.

Waloryzacja emerytur do 2025 r.
Waloryzacja emerytur do 2025 r. | Maciej Zieliński / PAP/zdjęcia

Zobacz też: Karol Nawrocki ma pomysł na waloryzację emerytur. ZUS surowo ocenia

Renta wdowia w 2026 r. Waloryzacja i wyższe limity

Renta wdowia, która pozwala na łączenie własnej emerytury z rentą rodzinną po zmarłym małżonku (w proporcji 100 proc. jednego świadczenia i 15 proc. drugiego), również zostanie zwaloryzowana. Prognozowany wskaźnik 4,88 proc. wpłynie na wzrost świadczeń oraz limitów dochodowych.

Obecnie renta wdowia nie przysługuje, jeśli suma świadczeń przekracza trzykrotność minimalnej emerytury, czyli 5 636,73 zł. Od 1 marca 2026 r. limit ten wzrośnie do 5 911,00 zł brutto — wylicza "Fakt".

Renta rodzinna. ZUS przeliczy emerytury czerwcowe

Od 1 stycznia 2026 r. ZUS wprowadzi nowe przepisy dotyczące tzw. emerytur czerwcowych, które obejmą również renty rodzinne. Zmiany dotyczą osób, którym emerytury zostały przyznane lub przeliczone w czerwcu w latach 2009–2019. Kluczowe jest to, że świadczeniobiorcy nie będą musieli składać żadnych wniosków — ZUS automatycznie przeliczy świadczenia.

Nowe przepisy obejmą m.in. osoby, które:

— Pobierają rentę rodzinną po zmarłym, któremu ZUS ustalił lub przeliczył emeryturę w czerwcu w latach 2009–2019;

— Pobierają rentę rodzinną po osobie, która osiągnęła wiek emerytalny, ale zmarła w czerwcu w latach 2009–2019 i nie zdążyła złożyć wniosku o emeryturę.

ZUS będzie miał na przeliczenie świadczeń trzy miesiące, co oznacza, że pierwsze podwyższone wypłaty trafią do świadczeniobiorców w kwietniu 2026 r. Więcej o przeliczeniu emerytur czerwcowych piszemy TU.

Zobacz też: Zmiany dla emerytów od 2026 r. ZUS przeliczy niektóre świadczenia

Renta socjalna dla osób z niepełnosprawnością. Podwyżki w 2026 r.

W 2026 r.zostanie również zwaloryzowana renta socjalna dla osób z niepełnosprawnością, które są niezdolne do samodzielnej egzystencji. Przy wskaźniku waloryzacji wynoszącym 4,88 proc. zmiany będą wyglądać następująco:

— renta socjalna wzrośnie z 1 878,91 zł do 1 970,60 zł brutto,

— kwota dopełnienia do renty wzrośnie z 2 610,72 zł do 2 738,12 zł.

Źródło: Fakt, Business Insider Polska

Działania Rosji "jak terroryzm islamistyczny". "FT" pisze wprost

Brytyjska gazeta przypomniała, że w lipcu 2024 r. w centrach logistycznych w Polsce, Niemczech i Wielkiej Brytanii eksplodowały paczki DHL. Służby bezpieczeństwa połączyły ten fakt z grupą sabotażystów kierowanych przez Rosjan, którzy posiadali co najmniej 6 kg materiałów wybuchowych.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Zdaniem urzędników bezpieczeństwa, cytowanych przez "FT", to wystarczyło, aby zrealizować kolejny etap planu, czyli "zaatakować loty do USA i spowodować większe zakłócenia w branży lotniczej, niż jakikolwiek akt terroru od czasu ataku na World Trade Center" w 2001 r.

Według dziennika to tylko jeden z przykładów "niebezpiecznych incydentów w ramach skoordynowanej i tajnej kampanii sabotażu prowadzonej przez Moskwę, która ma wywołać zamieszanie na całym kontynencie i stale zwiększa ryzyko utraty ludzkiego życia". Jak wynika z doniesień medialnych, do tej pory funkcjonariusze wywiadu oraz policja udaremnili plany m.in. wykolejenia zatłoczonych pociągów, podpalenia centrów handlowych, zburzenia zapory wodnej i zatrucia zasobów wodnych.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Szef jednej z głównych europejskich agencji wywiadowczych powiedział, że jego oficerowie obserwowali rosyjskich agentów, badających mosty drogowe, przypuszczalnie z zamiarem ich zaminowania. Jego zdaniem, także "linie kolejowe na całym kontynencie są intensywnie mapowane w poszukiwaniu słabych punktów". Agencje wywiadowcze "śledzą również próby Rosji, mające na celu wprowadzenie do państw europejskich wysoce wyszkolonych, uśpionych sabotażystów".

"Bardziej szczegółowe, niedawne oceny rosyjskich działań sabotażowych w Europie, jak twierdzi inny urzędnik, są coraz częściej brane pod uwagę w świetle Wspólnej Oceny Zagrożeń NATO 2023, tajnego raportu udostępnionego szefom obrony państw sojuszniczych, w którym stwierdzono, że Rosja przygotowuje swoje wojsko i gospodarkę na ewentualną wojnę z Europą, która miałaby się rozpocząć do 2029 r." — czytamy w "FT".

"Agresywna taktyka"

Redakcja dziennika przypomniała, że rosyjska doktryna wywiadu wojskowego opiera się w dużej mierze na idei rozpoznanie poprzez walkę, co oznacza zdobywanie informacji o słabych stronach wroga poprzez ciągłe jego testowanie, po czym dopiero dochodzi do ataku.

"Agresywna taktyka ujawniła, co być może było zaskoczeniem nawet dla Rosji, poważną słabość, którą można wykorzystać na całym kontynencie przy niewielkich kosztach" — napisała londyńska gazeta.

Jak ocenia dziennik, "dyskusje na temat tego, jak może wyglądać skuteczne działanie za pomocą odstraszania są na wczesnym etapie".

Państwa europejskie dopiero rozpoczęły regularne spotkania wysokich rangą urzędników ds. bezpieczeństwa narodowego, aby konkretnie zająć się tą kwestią" — zaznaczył "Financial Times".

Zobacz także: Wielka Brytania ma "uwolnić" miliardy i dać je Ukrainie

Putin łapie się za głowę, Polacy zadowoleni. Gaz od dawna nie był tak tani

Kontrakty holenderskie to wyznacznik cen na Starym Kontynencie w tym istotny dla polskich importerów i odbiorców. I ten wyznacznik właśnie znacząco spadł.

Notowania kontraktów na dostawę gazu w styczniu zeszły w poniedziałek poniżej 27 euro za megawatogodzinę i takich poziomów nie widziano od kwietnia 2024 r. Dla porównania między grudniem 2024 a lutym 2025 r., czyli w analogicznym pogodowo okresie roku, w którym znajdujemy się obecnie, płaciło się nawet ponad 50 euro, jeszcze w listopadzie br. normalną ceną było 30 euro, a w październiku — 33 euro. Ceny teoretycznie powinny rosnąć, a spadają.

We wtorek ceny odbiły co prawda o ponad 2 proc., ale 27,50 euro za MWh to wciąż bardzo niski pułap w porównaniu z tym, co przechodziliśmy zimą w ostatnich latach. Przypomnijmy, że niecały rok po inwazji Rosji na Ukrainę, czyli na przełomie 2022 i 2023 r. ceny dochodziły nawet do 160 euro.

Notowania kontraktów holenderskich na gaz
Notowania kontraktów holenderskich na gaz | Investing.com

W rezultacie znaleźliśmy się obecnie na poziomach, jakie obowiązywały przez lata, zanim Władimir Putin zdecydował się na atak bezpośredni na Ukrainę i zaczął poprzez manipulacje cenami zbierać pieniądze na ten cel, czyli od 2021 r.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Użytkownicy gazu w kuchenkach z niższych cen zadowoleni będą dopiero do lipca 2026 r., bo obecne taryfy obowiązują do połowy przyszłego roku. Już teraz cieszą się natomiast polscy producenci nawozów sztucznych, na czele z Grupą Azoty. Właśnie głównie przez wysokie ceny gazu koszty mieli za wysokie, jak na ceny nawozów, które akceptował rynek. Ich produkty staną się teraz bardziej konkurencyjne cenowo względem nawozów z Białorusi i Rosji, które dodatkowo obciążone zostały w tym roku cłami 6,5 proc.

Zużycie gazu w dół

Jak podają analitycy Montela, kraje Unii od 2021 r. zmniejszyły zapotrzebowanie na gaz o aż 60 proc. i ten popyt prawdopodobnie nigdy nie wróci, bo część energochłonnych firm m.in. z sektora stalowego i chemicznego wyprowadziło się poza Unię.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Stwierdzili, że nabywcy gazu skroplonego LNG z UE najprawdopodobniej będą preferować zakupy ładunków spotowych zamiast umów długoterminowych. W ten sposób będą zastępować dostawy utracone po wprowadzeniu w 2027 r. zakazu importu gazu z Rosji w całej Unii, w obliczu niepewności popytu.

Oczywisty wpływ na spadek zakupów gazu mają też wyższe temperatury w grudniu. Mniej gazu potrzeba do ogrzewania, a podaż nie spada, więc ceny idą w dół.

Jak czytamy też w raporcie Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), "wzrost mocy skraplających przełoży się na potencjalny wzrost podaży netto LNG o 250 mld m sześc. rocznie do 2030 r.". Rosja doprowadziła do tego, że kontrakty długoterminowe na dostawy gazociągami to już nie jest konieczność, a tylko opcja.

IEA prognozuje dodatkowo, że wzrost globalnego popytu na gaz spadnie z 2,8 proc. w 2024 r. do poniżej 1 proc. w 2025 r. Do 2030 r. globalny wzrost popytu miałby wynieść ponad 50 mld m sześc. rocznie. W scenariuszu skrajnym prognozy byłoby to 65 mld m sześc. wzrostu popytu.

— Nadchodząca fala LNG ma przynieść ulgę światowym rynkom gazu, które od kilku lat są napięte i niestabilne. Wraz z pojawieniem się nowych dostaw, zwłaszcza ze Stanów Zjednoczonych i Kataru, powinna ona wywrzeć presję na spadek cen, przynosząc wyczekiwaną ulgę importerom gazu na całym świecie — powiedział Keisuke Sadamori, dyrektor ds. rynków energii i bezpieczeństwa w Międzynarodowej Agencji Energii.

Putin łapie się za głowę

Przychody z gazu stanowią istotny udział w dochodach budżetu Rosji, które służą m.in. do prowadzenia wojny z Ukrainą.

Według szacunków Oxford Institute for Energy Studies dochody z podatków od producentów i eksportu gazu stanowią około 15 proc. wpływów do budżetu Rosji. Utraconą sprzedaż gazociągami do Europy Rosja nadrabiała sprzedażą gazu skroplonego. Ale przy obecnych cenach wpływy do budżetu znacząco spadną.

Dodatkowo razem z tańszym gazem dla Grupy Azoty mniej konkurencyjne cenowo będą już nawozy sztuczne z Białorusi i Rosji. To dodatkowo odejmie wpływy podatkowe Kremlowi.

Głównymi krajami Europy kupującymi LNG od Rosji w bieżącym roku aż do października były: Hiszpania (2,8 mld m sześc., spadek o 48 proc. rdr) i Holandia (2,2 mld m sześc., wzrost o 43 proc. rdr). Gaz gazociągami sprowadzały z Rosji: Turcja (17,7 mld m sześc., +11,6 proc. rdr) oraz Bułgaria (12,3 mld m sześc., -5 proc. rdr).

Na początku grudnia Rada Europejska i Parlament Europejski po kilkumiesięcznych negocjacjach ogłosiły jednak osiągnięcie porozumienia w sprawie wygaszenia importu gazu z Rosji do 2027 r. Jeszcze przed wojną aż 45 proc. gazu docierającego do UE pochodziło z Rosji. Dziś wskaźnik ten spadł do 12 proc.

Polski miliarder swoich menadżerów nazywa "żołnierzami". "Odpoczywać będą, gdy zakończą kariery"

"Forbes" opublikował Listę 100 Najbogatszych Polaków. Na pierwszym miejscu jest Michał Sołowow, podium kolejno zajmują Jerzy Starak i Tomasz Biernacki. Uwagę zwraca pozycja 9., na której znajduje się Dariusz Miłek z kwotą 6,18 mld zł. "Forbes" pisze o "spektakularnym" wzroście i podwojeniu majątku. "To efekt nowej strategii: postawienia na rozwój sieci HalfPrice, która wyrosła na jedynego poważnego europejskiego konkurenta dla amerykańskiego TK Maxx działającego w segmencie off-price" — czytamy. Bo Dariusz Miłek to CCC, Half Price, eobuwie, Modivo i nowy koncept Worldbox, czyli multibrandowy sklep odzieżowy.

Dariusz Miłek był "nadzieją kolarstwa". "Dwa razy miałem złamaną podstawę czaszki"

Dariusz Miłek pochodzi ze Szczecina. Kiedy miał osiem lat, jego rodzina przeniosła się do Lubina. Z wykształcenia jest technikiem-górnikiem, jednak nigdy nie pracował w zawodzie. W wieku 13 lat rozpoczął przygodę z kolarstwem w sekcji Górnika Polkowice. Jeździł ponad dekadę.

Przed laty w rozmowie z dziennikarzem Piotrem Kurkiem mówił, że był "niespełnioną nadzieją kolarstwa". "Byłem ambitny do granic, ale trapiły mnie kontuzje. Dwa razy miałem złamaną podstawę czaszki, cztery razy złamany obojczyk" — opowiadał. Wygrał ponad sto wyścigów. Wierzy, że dzięki kolarstwu nauczył się walki, konsekwencji, uporu, kalkulacji i odporności na stres.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Dariusz Miłek zaczął działać w biznesie jeszcze, kiedy był kolarzem. Po 1989 r. zaczął kupować towar z upadających fabryk i sprzedawał je z łóżka polowego na bazarze w Lubinie. Powstała Firma Handlowa "Miłek", a później sklepy franczyzowe "Żółta stopa". W 1999 r. jego sieć sklepów zyskała nazwę CCC i hasło "Cena Czyni Cuda". Miłek produkował buty w Indiach, Chinach i we własnej fabryce w Polkowicach. W 2004 r. CCC zaczęło działać poza Polską — pierwsze sklepy otwarto w Czechach.

Kiedy miał 40 lat media pisały o jego domu na skarpie nad jeziorem Garda we Włoszech, prywatnym samolocie i pałacu w Łącku odkupionym od Jana Kulczyka, który niegdyś należał do Edwarda Rydza-Śmigłego.

Jarosław Kaczyński nazwał go "ponurą, mafijną postacią"

Po latach przyszedł kryzys, ekspansja w Niemczech się nie powiodła, COVID-19 wymusił zamknięcie sklepów na pół roku, nie wiodło się też Modivo. "Denerwowałem się negatywnymi wynikami, ale nie obawiałem się upadku. Problemem było, to kiedy wziąć stery w swoje ręce" — mówił portalowi xyz.pl. Obwinił menadżerów, których pomysły się nie sprawdzały.

Tłumaczył, że sam ciężko pracuje i tego oczekuje od innych. "Może to kogoś oburzać, ale nie zaakceptuję sytuacji, w której menadżer kończy tydzień pracy w piątek o 16 i odkłada telefon [...]. W mojej firmie panuje zasada, że menadżerowie są jak żołnierze, w czasie wojny muszą być na posterunku. Lubię sprawdzać, czy są dostępni pod telefonem w weekendy. [...] Odpoczywać będą, gdy zakończą kariery" — opowiadał. "Mam prawie 57 lat i albo haruję, wkładając w to całe swoje doświadczenie, albo idę na emeryturę" — dodał.

W 2019 r. w ujawnionych przez "Gazetę Wyborczą" nagraniach prezes PiS nazwał go "ponurą, mafijną postacią". "Prezes Dariusz Miłek zawsze pozostawał neutralny wobec polityki. Nie zna ani nawet nie słyszał o wspomnianym w artykule biznesmenie, dlatego cała sprawa wydaje się być nieporozumieniem i nie zamierzamy tej kwestii dalej w jakikolwiek sposób komentować" — tak na pytanie "Rzeczpospolitej" odpowiedziała rzeczniczka CCC Daria Sulgostowska.

Na pomysł HalfPrice wpadł w samolocie. "Jestem Mr. Marża"

Jednak okazało się, że CCC to dopiero początek. W czasie pandemii Dariusz Miłek w samolocie do Włoch wpadł na pomysł na HalfPrice. Miłek w wywiadzie dla portalu xyz.pl w 2024 r. mówił, że koncepcję rozpisał w 15 minut. "»Pół cen« w nazwie działa na ludzi jak magnes. Im większy sklep HalfPrice, tym lepiej sobie radzi, bo klienci idą tam, gdzie mają wybór. Szukanie okazji traktują jak hobby" — mówił.

Z kolei w rozmowie z "Forbesem" nazwał się "Mr.Marża", ponieważ stawia na niskie koszty produkcji. "Jestem największym europejskim producentem obuwia w Chinach. Gdy wjeżdżam do miasta, to na ekranach pojawiają się napisy »Welcome to Dariusz Miłek Grupa CCC«. A w gabinetach właścicieli fabryk standardem jest, że na biurku stoi mój portret oprawiony w ramkę" — mówił. Do Chin coraz częściej latają jego partnerka i dyrektor kreatywna Walerija oraz syn Łukasz, który nadzoruje proces produkcyjny kolekcji męskiej oraz produkcję w Indiach i Bangladeszu.

Teraz media informują o wielkich zwolnieniach w grupie CCC — pracę straciło ponad 200 pracowników z zespołu IT, 2025 r. ma przynieść 80 mln zł oszczędności. "Do tej pory panował wyścig technologiczny, kto realizuje więcej projektów, kto ma lepsze rozwiązania. Projekty się nie kończyły, nie spinały, trwały za długo i były zbyt kosztowne" — tłumaczył Dariusz Miłek.

Jest kluczowa decyzja Brukseli. Znamy cenę prądu z pierwszej polskiej elektrowni jądrowej

Kluczowy w decyzji Komisji Europejskiej jest okres trwania kontraktu różnicowego. Polski wniosek zakładał objęcie fazy eksploatacji elektrowni jądrowej wsparciem cenowym w postaci dwukierunkowego kontraktu różnicowego. Wnioskowaliśmy aż o 60 lat tego kontraktu, lecz KE zgodziła się na krótszy okres — 40 lat. To ma jednak dobrą stronę — oznacza, że szybciej spłacimy kredyty na budowę elektrowni, a przez resztę okresu funkcjonowania będzie ona wolna od tego obciążenia. W sumie taka jednostka może działać nawet 80 lat.

Czytaj także: Miliardy dla CPK i elektrowni jądrowej. BGK deklaruje rekordowe wsparcie

Kontrakt różnicowy ma za zadanie zapewnić spółce PEJ — jako inwestorowi i przyszłemu operatorowi elektrowni — stabilne przychody. Z drugiej strony chroni odbiorców energii elektrycznej w przypadku wystąpienia wysokich cen na rynku.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Kolejna niezwykle ważna, a z punktu widzenia przeciętnych mieszkańców Polski najważniejsza, kwestia to cena prądu z elektrowni w Lubiatowie-Kopalinie. Polski wniosek notyfikacyjny zakładał, że będzie się ona kształtować w przedziale od 470 do 550 zł za megawatogodzinę, w zależności od kosztów inwestycji. Z decyzji wynika, że cena ta będzie wynosiła poniżej 500 zł. To mniej niż w przypadku ceny prądu z offshore’u, czyli 512 zł za megawatogodzinę. Taki rezultat negocjacji z KE jest więc sukcesem polskich negocjatorów, z pełnomocnikiem rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej, wiceministrem energii Wojciechem Wrochną na czele.

Co istotne z perspektywy efektywności elektrowni, będzie ona mogła działać stabilnie, między innymi dzięki możliwości zawierania długoterminowych kontraktów giełdowych.

Pozostała część artykułu pod materiałem wideo

Decyzja Komisji Europejskiej to kamień milowy dla elektrowni jądrowej Lubiatowo-Kopalino

Notyfikacja ze strony Komisji potwierdza, że pomoc polskiego rządu dla tej inwestycji jest zgodna z zasadami rynku wewnętrznego UE. To kamień milowy w procesie budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej na Pomorzu. Ma kluczowe znaczenie dla sfinansowania tego projektu oraz ceny energii elektrycznej dla odbiorców. Bez tej decyzji niemożliwe byłoby też podpisanie — negocjowanej obecnie — umowy na budowę elektrowni pod klucz (EPC).

Minister energii Miłosz Motyka i pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej Wojciech Wrochna, który odpowiadał za negocjacje z Komisją Europejską w sprawie pomocy publicznej dla polskiego atomu
Minister energii Miłosz Motyka i pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej Wojciech Wrochna, który odpowiadał za negocjacje z Komisją Europejską w sprawie pomocy publicznej dla polskiego atomu | Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl / Agencja Gazeta

Przedstawiony przez polski rząd i zaakceptowany przez Brukselę mechanizm wsparcia zakłada: dokapitalizowanie inwestora — spółki Polskie Elektrownie Jądrowe — przez Skarb Państwa. 70 proc. finansowania tej inwestycji mają zapewnić kredyty od agencji kredytów eksportowych (głównie amerykański Exim Bank) oraz polskiego i zagranicznego sektora finansowego (ok. 30 mld zł), zaś pozostałe 30 proc. — 60,2 mld zł — to pieniądze z polskiego budżetu. Przy czym w sumie koszt elektrowni szacowany jest na około 192 mld zł.

We wtorek na posiedzeniu rządu premier Donald Tusk ogłosił, że, choć informacja o decyzji KE brzmi "technicznie", to pozwoli na to, by budowa "mogła ruszyć z kopyta i to jeszcze w grudniu". Podał, że już w grudniu, czyli jeszcze w tym roku, pierwsze 4,6 mld zł w papierach skarbowych trafi do PEJ. — To znaczy budowa rusza — podsumował szef rządu.

Jednocześnie — według polskiej propozycji — Skarb Państwa ma udzielić gwarancji pokrywających 100 proc. finansowania dłużnego.

Czytaj także: Polska chce być hubem gazowym. Realny plan czy imperialne mrzonki?

Decyzja Komisji Europejskiej została wydana w rekordowym tempie. W przypadku naszego sąsiada — Czech — zajęło to blisko dwa lata. Poszerzone postępowanie w sprawie przyznania pomocy publicznej dla pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce Komisja Europejska prowadziła od 18 grudnia ubiegłego roku. Wniosek notyfikacyjny Warszawy w tej sprawie trafił do Brukseli we wrześniu 2024 r.

Co z listem żelaznym dla Henryka Kani? Jest decyzja sądu

Pod koniec października Sąd Okręgowy w Katowicach przyznał Henrykowi Kani list żelazny, pod warunkiem wpłaty do 30 czerwca 2026 r. poręczenia w wysokości 8 mln zł.

Zobacz też: Czy Henryk Kania ma pieniądze? Oto jak zareagował na nasze pytanie

Od tego postanowienia odwołała się i prokuratura, i były właściciel Zakładów Mięsnych Henryk Kania. We wtorek w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach odbyło się posiedzenie w tej sprawie listu.

Co zdecydowała apelacja w sprawie Henryka Kani?

Sąd apelacyjny szybko jednak zarządził przerwę, aby prokuratura mogła zapoznać się z zażaleniem pełnomocników Henryka Kani. Wnioskowali oni o zniesienie kaucji z powodu braku dowodów popełnienia przestępstwa.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Prokuratura zaś żądała uchylenia postanowienia o przyznaniu listu żelaznego albo podwyższenia poręczenia do kwoty 30 mln zł, o czym pisaliśmy tutaj. Sąd Apelacyjny w Katowicach przyznał list żelazny, ale kaucję podwyższył do 20 mln zł.

To może jednak oznaczać, że Henryk Kania nie zdecyduje się na przylot do Polski. W rozmowie z Business Insider Polska mówił, że kaucja w wysokości 8 mln zł jest zbyt wysoka.

Problemy Zakładów Mięsnych Henryka Kani

Śledztwo w sprawie upadłych Zakładów Mięsnych trwa od ponad pięciu lat i obejmuje setki zarzutów, milionowe straty oraz wątek polityczny.

Problemy firmy zaczęły się na przełomie 2019 i 2020 r. Spółka miała wystawiać tysiące pustych faktur o wartości ponad 740 mln zł, wyłudzić blisko 28 mln zł zwrotu VAT i narazić Skarb Państwa na straty rzędu 40 mln zł. W tle pojawiły się też podejrzenia o działanie na szkodę Alior Banku.

W efekcie ZM Henryk Kania upadły — decyzja sądu stała się prawomocna w październiku 2020 r.

Od lipca 2019 r. śląski wydział Prokuratury Krajowej prowadzi jedno z największych postępowań w kraju. Do końca listopada 2024 r. postawiono 113 zarzutów 30 osobom — od udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przez przestępstwa podatkowe i pranie pieniędzy, po fałszowanie dokumentów. W listopadzie 2024 r. CBA zatrzymało byłego posła Wojciecha O. i pięciu pracowników Alior Banku. Straty banku szacowane są na 161 mln zł. Łącznie zarzuty usłyszało już 40 osób.

Sam Henryk Kania pozostaje poza Polską. W 2020 r. został zatrzymany w Argentynie, gdzie do dziś trwa postępowanie ekstradycyjne. Biznesmen przebywa w areszcie domowym i nie pojawił się nawet na pogrzebie ojca. W październiku 2025 r. katowicki sąd wydał mu list żelazny, ale decyzja jest zaskarżona — zarówno przez prokuraturę, jak i samego Kanię. Sprawą zajmie się Sąd Apelacyjny 9 grudnia.

Kania nie milczy. Wysyła listy otwarte do premiera, ministra sprawiedliwości, RPO i ambasadora USA, oskarżając wielkie sieci handlowe o nieuczciwe praktyki. W listopadzie 2025 r. apelował do parlamentarzystów i organizacji branżowych o interwencję.

Amerykańska sieć otwiera 27. lokal w Polsce. Mają być kolejne

Sieć otworzyła ostatnio punkty m.in. w Gorzowie Wielkopolskim, Opolu, Olsztynie, Rzeszowie, Długołęce, Krakowie czy Warszawie. Rzeszowski lokal otwarto właśnie w centrum handlowym Millenium Hall.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

— Grudzień planujemy zamknąć z wynikiem około 30 lokali. Wiemy, że klienci wciąż czekają na nas w Gdańsku, Lublinie, Bydgoszczy, Toruniu, czy Łodzi, a my odwzajemniamy te oczekiwania. Jeśli chodzi o priorytety lokalizacyjne, konsekwentnie wybieramy miejsca o dużym natężeniu ruchu i wysokim potencjale odwiedzalności. Są to zarówno restauracje typu drive-thru, jak i lokale w galeriach handlowych. W planie mamy też otwarcia restauracji w formacie In-line street, czyli zlokalizowane przy głównych ulicach w centrach dużych miast. Jednocześnie widzimy, że sama marka ma siłę przyciągania, to nie tylko my korzystamy z potencjału danej lokalizacji, ale i lokalizacja zyskuje dzięki zainteresowaniu Popeyes. To połączenie działań i wartości marki przynosi efekty, które obserwujemy podczas kolejnych otwarć — opowiada Business Insider Polska Jerzy Tymofiejew.

— Polski rynek QSR (Quick Service Restaurant) jest nadal rynkiem dynamicznym, konkurencyjnym i wymagającym. Konsumenci zwracają uwagę na jakość doświadczenia, spójność marki oraz realną wartość, jaką otrzymują za swoją wizytę. To elementy, na których budujemy rozwój Popeyes w Polsce i które będą kluczowe w naszych kolejnych otwarciach — dodaje.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Firma natomiast nie planuje rozwijać się w modelu franczyzowym, jak na przykład jej główny konkurent, czyli McDonald's.

— Od początku obecności Popeyes w Polsce analizowaliśmy różne modele rozwoju, w tym franczyzę. Priorytetem było jednak zbudowanie wysokich standardów operacyjnych i jakościowych, które będą fundamentem dalszej ekspansji. Dziś widzimy, że przyjęty przez nas model własny sprawdza się bardzo dobrze i zapewnia spójność doświadczenia konsumenta oraz pełną kontrolę nad jakością. W związku z tym możemy już oficjalnie powiedzieć, że na ten moment nie planujemy wejścia w model franczyzowy — opowiada nam Jerzy Tymofiejew.

— Szacuje się, że wartość rynku gastronomicznego w Polsce rośnie w tempie ok. 7–10 proc. rocznie, jednocześnie nasycenie rynku restauracji sieciowych w Polsce pozostaje niższe niż w Europie Zachodniej. To oznacza, że w Polsce przestrzeń do rozwoju jest wciąż znacząca, także dla restauracji QSR, a szczególnie dla marek o wyraźnej i odróżniającej się propozycji wartości i atrakcyjnym menu — dodaje.

Popeyes w Rzeszowie
Popeyes w Rzeszowie | Materiały prasowe

— Z naszej perspektywy to właśnie Polska, obok Rumunii, jest obecnie najbardziej rozwojowym rynkiem w regionie. Mimo silnej konkurencji Polska wciąż oferuje duży potencjał ekspansji, wynikający z relatywnie niższego nasycenia segmentu QSR oraz rosnących oczekiwań konsumentów względem jakości i doświadczenia marki. Dlatego to tutaj koncentrujemy największą część naszych planów inwestycyjnych — mówi.

Tyle lokali Popeyes chce mieć w Polsce

— Nie spekulujemy na temat ewentualnych przetasowań czy przejęć na rynku, bo to procesy, które zależą od wielu zmiennych. Natomiast my mamy jasne i ambitne plany rozwojowe. Do 2031 r. chcemy osiągnąć około 200 restauracji Popeyes w Polsce — mówi Business Insider Polska Jerzy Tymofiejew.

Orlen wziął się za cysterny. Wyprodukował ich już 200

Produkcją cystern zajmuje się spółka Orlen Transport z Grupy Orlen. Firma ogłosiła, że wyprodukowała 200. cysternę samochodową do przewozu paliw.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Prototyp cysterny samochodowej do przewozu paliw powstał w warsztacie Orlen Transportu w Płocku w latach 2013-2014, natomiast samodzielna produkcja seryjna ruszyła w 2015 r. Teraz spółka ogłosiła, że w listopadzie wyprodukowała „cysternę oznaczoną numerem dwieście”.

„Montaż cystern w warsztacie spółki pozwala pozyskać pojazd taniej niż odpowiednik o podobnym poziomie jakości z rynku, a także umożliwia pełne wykorzystanie zasobów serwisowych spółki” - podkreślił Orlen Transport. Zaznaczył, że przewóz różnego rodzaju paliw zestawami samochodowymi spółka ta opiera przede wszystkim na cysternach własnej produkcji.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

„Elementy do produkcji cysterny sprowadzane są od krajowych i niemieckich producentów. Z Niemiec dostarczany jest surowy zbiornik, wykonany z wysokowytrzymałych stopów aluminium. Następnie prowadzone są prace spawalnicze, związane z wytworzeniem rurociągów oraz umocowaniem elementów wsporczych. Kolejną czynnością jest polakierowanie cysterny” - wyjaśnił dyrektor działu technicznego w Orlen Transporcie Marcin Nowakowski.

- Pierwsza cysterna, którą u nas wyprodukowaliśmy, przejechała już blisko 2,5 mln kilometrów i poza koniecznymi do wymiany częściami eksploatacyjnymi, działa bez zarzutu - dodał Michał Sójka, prezes Orlen Transport.

Czym jest Orlen Transport

Orlen Transport jest liderem w transporcie paliw w Polsce. W zeszłym roku spółka przewiozła ponad 12 mln m sześc. paliw płynnych. Świadczy także usługi przewozu LPG i wodoru, dysponując nowoczesną flotą 375 zestawów transportowych.

Orlen Transport powstał w 2008 r. w wyniku konsolidacji sześciu spółek transportowych, funkcjonujących wówczas w ramach Grupy Orlen.

Grupa Orlen to multienergetyczny koncern, który posiada rafinerie w Polsce, Czechach i na Litwie, a także sieć stacji paliw, w tym w Niemczech, na Słowacji, Węgrzech i w Austrii. Rozwija również segment wydobywczy ropy naftowej i gazu ziemnego, segment petrochemiczny oraz energetyczny, również z odnawialnych źródeł energii. Planuje też rozwój energetyki jądrowej opartej o małe, modułowe reaktory SMR.

Cysterna Orlenu
Cysterna Orlenu | Stach Antkowiak/REPORTER / East News

Mercedes-Benz stawia na robotaksówki. Mało kto się tego spodziewał

Samochody trafią na razie do Lumo Mobility w Abu Zabi. Będzie to zarazem pierwsze komercyjne wdrożenie robotaksówek Mercedesa.

Auta tej klasy mają opierać się na kolejnej generacji Klasy S, której premiera zaplanowana jest na styczeń. Samochody zostaną wyposażone w funkcje autonomii na poziomie 4, co oznacza, że kierowca będzie mógł zdjąć ręce z kierownicy i nie obserwować stale drogi w określonych warunkach i strefach.

Dalsza część pod materiałem wideo:

Lumo Mobility, spółka zależna technologicznego K2 Group, ma zgodę na operowanie pojazdami autonomicznymi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a start projektu przewidziano w Abu Zabi.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Dla Mercedesa to nie tylko debiut w robotaksówkach, ale też ważny krok w szerszym trendzie. Globalni producenci coraz częściej sięgają po chińskie oprogramowanie, aby przyspieszyć rozwój autonomicznej jazdy i ograniczyć jej ogromne koszty. Oznacza to rosnącą zależność niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego od Chin, w momencie gdy firmy zmagają się z ostrą konkurencją na rynku pojazdów elektrycznych, spadkiem sprzedaży i presją na marże.

Mercedes-Benz i jazda bez kierowcy

Momenta Global, założona w 2016 r., jest jednym z liderów chińskiego rynku oprogramowania dla aut autonomicznych. Nie produkuje pojazdów, lecz dostarcza kompletne systemy, trenowane na ogromnych zbiorach danych z prawdziwego ruchu drogowego. Już dziś współpracuje m.in. z BMW w Chinach, a od 2026 r. planuje pilotaż robotaksówek z Uberem w Niemczech.

Projekt w Abu Zabi będzie oparty na nowym systemie operacyjnym Mercedesa — MB.OS. To platforma, która umożliwia partnerom budowę zaawansowanych aplikacji, w tym systemów wysokiej automatyzacji jazdy, na bazie centralnego oprogramowania producenta. Dzięki temu Mercedes zachowuje kontrolę nad kluczową warstwą software'u, jednocześnie powierzając partnerom najbardziej kosztowne i specjalistyczne elementy, takie jak algorytmy autonomicznej jazdy.

Mocne słowa Donalda Trumpa. Ukraina "to już nie demokracja", a Europa "jest słaba"

Donald Trump w rozmowie z POLITICO ostro skrytykował europejskich przywódców i samą Europę, nazywając ją "gnijącą" oraz kierowaną przez polityków, którzy — jak twierdzi — "są słabi".

Dalszy ciąg artykułu znajduje się pod materiałem wideo

"Myślę, że są słabi. I myślę, że chcą być tak bardzo politycznie poprawni" — powiedział.

Prezydent USA stwierdził też, że europejscy liderzy nie potrafią poradzić sobie ani z migracją, ani z rosyjską agresją.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

"Europa nie wie, co robić" — podkreślił.

Czytaj też: Ukraina przygotowała propozycje planu pokojowego. Kluczowe kwestie wciąż bez kompromisu

Donald Trump o planie pokojowym. Podkreślił siłę Rosji

Trump zapowiedział również, że nie zamierza dawać sojusznikom żadnych gwarancji w sprawie Ukrainy, oceniając, że "Rosja jest wyraźnie w silniejszej pozycji". Wskazał, że ma własny plan pokojowy, ale — jak twierdzi — prezydent Wołodymyr Zełenski jeszcze go nie przeczytał.

"Byłoby miło, gdyby go przeczytał" — powiedział Trump.

W rozmowie powtórzył też, że nie zawaha się popierać polityków europejskich, którzy zgadzają się z jego wizją.

"Poparłbym. Już popierałem ludzi, których wielu Europejczyków nie lubi. Poparłem Viktora Orbána" — powiedział prezydent USA.

Trump skrytykował także burmistrza Londynu Sadiqa Khana, określając go jako "katastrofę", twierdząc, że został wybrany "z powodu imigracji".

Wywiad zbiegł się z publikacją kontrowersyjnej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA, w której administracja Trumpa zapowiada "kultywowanie oporu" wobec europejskiego mainstreamu politycznego.

Przewodniczący Rady Europejskiej António Costa skrytykował tę linę polityczną, przypominając:

"Sojusznicy nie grożą ingerencją w demokratyczne życie swoich partnerów" — powiedział.

Trump jednak jednoznacznie zlekceważył te uwagi.

Czytaj też: Co dalej z planem dla Ukrainy? Trump mówi o "rozczarowaniu" Zełeńskim

Trump o Ukrainie: "To nie jest już demokracja. Powinni zrobić wybory"

Prezydent USA ponownie zakwestionował też demokratyczność Ukrainy, wskazując, że kraj dawno nie przeprowadzał wyborów.

"Mówią o demokracji, ale w pewnym momencie to już nie jest demokracja" — uważa Trump.

Zelenski tymczasem spotkał się z liderami Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, podtrzymując, że nie odda Rosji żadnego terytorium.

Trump przyznał też, że rozważa wysłanie sił USA nie tylko przeciwko kartelom narkotykowym w Meksyku i Kolumbii, ale również do Wenezueli.

"Nie chcę niczego wykluczać" — powiedział prezydent.

Czytaj też: Biały Dom potwierdza presję na dyktatora Wenezueli. Donald Trump dał mu mało czasu

Gospodarka na "szóstkę z wieloma plusami" i presja na Fed

Trump ocenił stan gospodarki "na szóstkę z wieloma plusami" (A-plus-plus-plus, jak to powiedział prezydent USA).

Stwierdził także, że będzie wymagał od nowego szefa Fed natychmiastowego obniżenia stóp procentowych.

Zapytany o rosnące ceny, odpowiedział: "Wszystko tanieje".

Jak przytacza POLITICO, dane temu przeczą — ceny rok do roku wzrosły o 3 proc.

Z Apple uciekają dyrektorzy. Gigant ma spory problem

W ostatnich dniach z firmy odeszli: szef AI John Giannandrea oraz wieloletni szef projektowania interfejsu Alan Dye, który przechodzi do Meta Reality Labs. Apple poinformowało też o rozstaniu z radcą prawnym Kate Adams (odejdzie na emeryturę w 2026 r.) i wiceszefową ds. środowiska, polityki i inicjatyw społecznych Lisą Jackson. Jej obowiązki mają zostać rozdzielone pomiędzy innych menedżerów.

Największym bieżącym zmartwieniem jest jednak Johny Srouji, wiceprezes ds. technologii sprzętowych i architekt sukcesu autorskich chipów Apple — podaje Bloomberg. Miał on powiedzieć Timowi Cookowi, że poważnie rozważa odejście do innej firmy. Cook próbuje go zatrzymać atrakcyjnym pakietem wynagrodzenia i obietnicą większej odpowiedzialności, ale nie ma pewności, że to wystarczy.

Fala zmian ma też podłoże pokoleniowe. W ciągu ostatnich miesięcy z firmy odszedł wieloletni COO Jeff Williams, a dyrektor finansowy Luca Maestri przeszedł do mniejszej roli i prawdopodobnie też zbliża się do emerytury. Większość najważniejszych menedżerów Apple jest w podobnym wieku – około lub powyżej 60 lat. Sam Tim Cook skończył 65 lat, ale osoby z jego otoczenia zapewniają, że nie planuje szybkiego odejścia. Wewnętrznym faworytem do roli przyszłego CEO pozostaje z kolei 50-letni szef hardware'u John Ternus.

Równolegle Apple traci talenty w kluczowym dziś obszarze — sztucznej inteligencji. Meta, OpenAI i liczne start-upy podkupiły wielu inżynierów od modeli AI, robotyki, interfejsu użytkownika i hardware'u, także tych pracujących nad projektami takimi jak Vision Pro czy eksperymentalne roboty domowe.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Dalsza część pod materiałem wideo:

Z firmy odeszło co najmniej kilkunastu czołowych badaczy AI, część bezpośrednio do Mety i OpenAI, co w Apple nazywane jest wprost "drenażem mózgów i powodem do poważnego niepokoju".

Czytaj też: OpenAI chce wejść na amerykański rynek zdrowia. Pracuje nad aplikacją

Apple — firma nudna i powolna

Problem jest tym większy, że Apple i tak ma kłopoty z nadrobieniem zaległości w generatywnej AI. Platforma Apple Intelligence notuje opóźnienia i oferuje słabsze funkcje niż konkurencja, a duża aktualizacja Siri jest spóźniona o około półtora roku. Specjaliści irytują się, że nie mogą szybciej wdrażać zmian i rośnie ich frustracja w kontekście zarządzania organizacją — nieoficjalnie mówi się, że firma działa za wolno, stała się zbyt biurokratyczna.

Dodatkowo Apple musi mocno polegać na partnerstwie z Google i systemem Gemini, by wypełnić braki w swoich technologiach. To obniża morale zespołów AI, które liczyły na rozwój własnych rozwiązań.

Firma próbuje się bronić. Na miejsce Giannandrei sprowadzono wiceprezesa ds. AI Amara Subramanyę z doświadczeniem w Google i Microsoft, a odpowiedzialność za sztuczną inteligencję została rozłożona pomiędzy kilku liderów. Faktycznym "szefem AI" Apple staje się Craig Federighi, dotychczasowy szef oprogramowania. Rośnie też znaczenie czterech top menedżerów: Ternusa, Federighiego, szefa usług Eddy'ego Cue oraz nowego COO Sabih Khana.

Sprawdź też: Apple złamie barierę. Wprowadzi budżetowy komputer z serii Mac

Na najwyższych poziomach trwają więc jednocześnie trzy procesy: fala emerytur i naturalnych odejść wśród pokolenia menedżerów ery Steva Jobsa, agresywna ofensywa konkurentów wyciągających z Apple specjalistów od AI i hardware'u oraz próba głębokiej reorganizacji wewnątrz firmy.

Wszystko dzieje się w momencie, gdy Apple od dekady nie wprowadziło naprawdę przełomowej kategorii produktu i musi udowodnić, że potrafi zbudować silną pozycję w erze sztucznej inteligencji.

Ile zarabia Adam Glapiński? Wynagrodzenia zarządu NBP robią wrażenie [KWOTY]

W połowie listopada Narodowy Bank Polski opublikował dane dotyczące zarobków członków zarządu, jak również członków Rady Polityki Pieniężnej. Dzięki tym informacjom wiadomo, że wszyscy członkowie zarządu zarobili w 2024 r. łącznie 8 mln 483 tys. 67 zł.

Zobacz także: Jest reakcja na zamieszanie w NBP. "Potencjalne konsekwencje daleko wykraczających poza samą strukturę banku"

Jak zaznaczono w komunikacie na stronie internetowej banku, NBP zdecydował się przedstawić dane, "mając na względzie uzasadnione zainteresowanie publiczne". Kwoty obejmują przyznane kierownictwu nagrody i premie. Wszystkie są też podane brutto, nie wiadomo więc, jakie rzeczywiście sumy trafiają do członków zarządu po opodatkowaniu.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Ile zarabia Adam Glapiński i Marta Kightley? Oto kwoty

Według informacji z komunikatu opublikowanego przez Narodowy Bank Polski, najwięcej w 2024 r. zarobił prezes Adam Glapiński. Jego wynagrodzenie wyniosło 1 379 tys. 946,42 zł. Wynagrodzenie prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego wzrosło w 2024 roku o 4,1 proc. rok do roku.

Pierwsza zastępczyni prezesa NBP Marta Kightley również wzrosło — o 4,9 proc. — i w 2024 r. wyniosło 1 mln 138 tys. zł. Wyższe wynagrodzenie w 2024 r. otrzymał również wiceprezes Adam Lipiński, który zarobił w sumie 1 mln 135 tys. 864 zł.

Rekordowe wynagrodzenia w NBP. Oto pełna lista płac członków zarządu NBP

Pozostali członkowie zarządu Narodowego Banku Polskiego nie przekroczyli 1 mln dochodów w 2024 r. Wynagrodzenie pozostałych członków zarządu NBP wygląda następująco:

  • Paweł Szałamacha — 941 tys. 525,91 zł
  • Rafał Sura — 930 tys. 636,35 zł
  • Piotr Pogonowski — 922 tys. 646,45 zł
  • Marta Gajęcka — 837 tys. 594,50 zł
  • Artur Soboń — 823 tys. 942,42 zł
  • Paweł Mucha — 372 tys. 091,55 zł

Co warto zaznaczyć, NBP w przytaczanym komunikacie z połowy listopada 2025 r. ujawnił również, ile w 2024 r. zarobili członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Według zestawienia, każdy z członków RPP otrzymał wynagrodzenie brutto w wysokości 491 tys. 875,79 zł.

Zobacz także: RPP obniża stopy procentowe i co dalej? Prezes NBP sugeruje kolejny ruch

Adam Glapiński odpiera ataki

Jeszcze w kwietniu prezes NBP Adam Glapiński odniósł się publicznie do swojego wynagrodzenia, które w 2024 r. było rekordowe. Szef NBP nazwał kontrowersje wokół tematu "idiotycznymi atakami" i przekonywał, że nie zarabia więcej, niż poprzedni prezesi.

"Jesteśmy jedynym bankiem na świecie, który ujawnia wynagrodzenia. Wszyscy składają oświadczenia majątkowe. Jesteśmy najbardziej przezroczyści ze wszystkich instytucji finansowych – przekonywał Glapiński podczas konferencji prasowej w kwietniu 2025 r.

Coraz bliżej budowy CPK. Wojewoda podjął decyzję

— To otwiera drogę do uzyskania pozwoleń na budowę oraz uruchomiony zostaje proces odszkodowawczy dla przejmowania brakujących działek — poinformował właśnie wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski.

— Na podstawie znowelizowanej ustawy o CPK został złożony wniosek o wydanie rygoru natychmiastowej wykonalności dla decyzji lokalizacyjnej z 8 stycznia. Teren, który jest objęty decyzją lokalizacyjną znajduje się w gminach Tersin, Wiskitki i Baranów — powiedział wojewoda Frankowski.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Dzięki rygorowi natychmiastowej wykonalności możliwe będzie sprawne uruchomienie formalności niezbędnych do rozpoczęcia prac — zapewnia też wojewoda.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Jak przekazał wojewoda, z punktu widzenia mieszkańców oznacza uruchomienie procesu odszkodowawczego dla wszystkich właścicieli nieruchomości. Procesem odszkodowawczym objętych zostanie 920 działek, z czego 117 to nieruchomości zabudowane, pozostałe 803 to działki niezabudowane.

— Natomiast samych postępowań jest ponad 670, które obejmują właścicieli tych wszystkich działek — dodał.

Frankowski zapewnił, że proces odszkodowawczy będzie transparentny, a same odszkodowania będą na podstawie opinii o wartości nieruchomości sporządzonych przez rzeczoznawców majątkowych, czyli tzw. operatów szacunkowych, co do których będzie możliwość wniesienia uwag zarówno przez mieszkańców, których obejmie ten proces, jak i Centralny Punkt Komunikacyjny.

Decyzja lokalizacyjna w sprawie inwestycji Centralny Port Komunikacyjny obejmuje komponent lotniskowy, drogowy i kolejowy.

Tyle będzie kosztował CPK

Według przyjętego harmonogramu budowa Lotniska CPK na terenie gmin: Baranów, Wiskitki i Teresin ma rozpocząć się w 2026 r. W 2031 r. port lotniczy ma uzyskać niezbędne certyfikacje, a w 2032 r. ma zostać oddany do użytku wraz z pierwszym odcinkiem KDP w Polsce: Warszawa — CPK — Łódź. Szacowany koszt inwestycji do 2032 r. wynosi 131,7 mld zł.

Tak ma wyglądać port CPK
Tak ma wyglądać port CPK | CPK

Zobacz także: Portfele dywidendowe dla Polaków. 1000 zł miesięcznie dochodu pasywnego

W ramach Programu CPK ma powstać m.in. centralne lotnisko, zlokalizowane pomiędzy Warszawą i Łodzią, oraz system Kolei Dużych Prędkości. Nowy port lotniczy ma być przystosowany początkowo do obsługi 34 mln pasażerów rocznie i zaprojektowany w taki sposób, aby w perspektywie długoterminowej mógł być elastycznie rozbudowywany, zgodnie z potrzebami i prognozami rozwoju rynku.

Zobacz także: Kolejne przetargi na CPK rozstrzygnięte. Podlaska firma wygrywa drugi raz

Elektrownia też ma "ruszyć z kopyta"

Premier Tusk z kolei obiecuje przyspieszenie w sprawie innego kluczowego projektu — elektrowni jądrowej. Szef rządu zapowiedział, że budowa ma "ruszyć z kopyta" — i to jeszcze nawet w grudniu bieżącego roku.

Zobacz: Premier Tusk wskazuje datę startu budowy elektrowni jądrowej

Co z ustawą o kryptowalutach? Donald Tusk apeluje do prezydenta i zapowiada

Rząd Donalda Tuska po raz kolejny podejmie próbę przyjęcia ustawy dotyczącej kryptowalut, mającej na celu zwiększenie bezpieczeństwa inwestorów oraz ochronę interesów państwa. Premier, jeszcze przed wtorkowym posiedzeniem Rady Ministrów, zaapelował do prezydenta Karola Nawrockiego o poparcie projektu.

Dalszy ciąg artykułu znajduje się pod materiałem wideo

"Dzisiaj przyjmujemy ponownie projekt ustawy o kryptowalutach — powiedział Tusk. — Chcę, żeby to było jasne i jeszcze raz zwracam się do wszystkich zainteresowanych, w tym prezydenta Nawrockiego [...]: "proszę nie przeszkadzać i proszę umożliwić przyjęcie tej ustawy, dzięki której uczestnicy rynku kryptowalut w Polsce będą bezpieczni, a przynajmniej bezpieczniejsi".

Szef rządu zauważył, rynek kryptowalut nie jest 100-procentowo bezpieczny, o czym mówią również jego "entuzjaści".

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

"To, co jest zadaniem, które wykonaliśmy i powtarzamy ten wysiłek, to jest uczynienie rynku kryptowalut w Polsce bezpiecznym z punktu widzenia inwestorów, szczególnie tych drobnych i z punktu widzenia interesów państwa. [...] Kryptowaluty często służą jako narzędzie do akcji dywersyjnych ze strony także wrogów państwa polskiego, więc tym bardziej elementarna kontrola jest niezbędna" — podkreślił premier.

Czytaj też: Prokuratura tworzy specjalny zespół. Chodzi o kryptowaluty

Ustawa o kryptowalutach. Weto prezydenta i dyskusja w Sejmie

Prezydent Karol Nawrocki zdecydował się zawetować ustawę o rynku kryptowalut, którą Sejm przyjął 7 listopada. W ubiegły piątek posłowie debatowali nad jego decyzją. Podczas dyskusji premier Donald Tusk argumentował, że nowe przepisy miały dać państwu narzędzia umożliwiające nadzorowanie segmentu rynku kryptoaktywów szczególnie narażonego na wpływy rosyjskich i białoruskich podmiotów. Minister finansów Andrzej Domański podkreślał natomiast, że podobne regulacje funkcjonują już w wielu krajach, a w Polsce konieczne było stworzenie jasnych definicji, zasad i całego systemu działania tego rynku.

Szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki bronił jednak decyzji głowy państwa, wskazując, że ustawa zawierała zapisy zbyt daleko idące, niejasne i nieproporcjonalne. Odnosząc się do wypowiedzi premiera oraz do niejawnej części posiedzenia, stwierdził, że przedstawianie wyboru między "rosyjską mafią" a ustawą o kryptoaktywach jest "fałszywą alternatywą". Zaproponował również podjęcie wspólnych prac nad nowymi, bardziej precyzyjnymi regulacjami dotyczącymi tego obszaru.

Czytaj też: Rząd wraca do ustawy o kryptoaktywach. KNF zyska nowe narzędzia nadzoru

❌