Widok czytania

Popularna dieta może przyspieszać starzenie. Są nowe badania

Wczoraj, 10 grudnia (15:50)

Nowe badania sugerują, że restrykcyjna dieta ketogeniczna może przyspieszać procesy starzenia komórek u mężczyzn. Kluczową rolę odgrywają tu hormony płciowe, które wpływają na sposób, w jaki komórki radzą sobie ze stresem metabolicznym. Wyniki te rodzą pytania o długoterminowe bezpieczeństwo popularnych diet niskowęglowodanowych, zwłaszcza w kontekście zdrowia serca i nerek.

  • Badania wykazały, że restrykcyjna dieta keto przyspiesza starzenie komórek u samców myszy, prowadząc do uszkodzeń serca i nerek.
  • Kluczową rolę w ochronie przed tymi skutkami odgrywają hormony płciowe, zwłaszcza estrogen.
  • Wyniki sugerują, że długotrwałe stosowanie diety ketogenicznej może nieść ukryte ryzyko, szczególnie dla mężczyzn.

Dieta ketogeniczna, oparta na bardzo niskiej podaży węglowodanów i wysokiej zawartości tłuszczów, od lat cieszy się popularnością wśród osób chcących zredukować masę ciała lub poprawić kontrolę glikemii. Jednak najnowsze badania przeprowadzone przez naukowców z UT Health San Antonio rzucają nowe światło na potencjalne zagrożenia związane z długotrwałym stosowaniem tej diety, zwłaszcza przez mężczyzn.

W eksperymentach na myszach wykazano, że samce karmione dietą ketogeniczną przez kilka tygodni zaczęły gromadzić w sercu i nerkach komórki w stanie starzenia (senescencji). Komórki te przestają się dzielić, ale pozostają aktywne i wydzielają substancje prozapalne, co może prowadzić do przewlekłych stanów zapalnych i uszkodzeń narządów. W tym samym czasie samice myszy nie wykazywały podobnych zmian, mimo że ich organizmy również pozostawały w stanie ketozy.

Badacze zauważyli, że kluczową rolę w ochronie przed negatywnymi skutkami diety keto odgrywają hormony płciowe, szczególnie estrogen. Starsze samice myszy, u których poziom estrogenu naturalnie spada, zaczęły wykazywać podobne objawy jak samce - wzrost liczby komórek starzejących się i uszkodzenia tkanek. Co więcej, podanie estrogenu samcom myszy zahamowało negatywne skutki diety ketogenicznej, co potwierdza ochronne działanie tego hormonu.

Dieta ketogeniczna u samców myszy prowadziła także do wzrostu stresu oksydacyjnego - nadmiaru reaktywnych cząsteczek tlenu, które uszkadzają tłuszcze, białka i DNA. Obserwowano również podwyższone poziomy markerów zapalnych we krwi. Zastosowanie antyoksydantów, takich jak witamina C czy N-acetylocysteina, ograniczało te negatywne skutki, co wskazuje, że dieta keto może wywoływać silny stres metaboliczny, szczególnie u mężczyzn.

Choć eksperymenty przeprowadzono na zwierzętach, naukowcy podkreślają, że nie można bezpośrednio przenosić tych wyników na ludzi. Jednak już teraz wiadomo, że dieta ketogeniczna może wpływać na poziom cholesterolu i funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. W jednym z badań u młodych kobiet stosujących dietę keto zaobserwowano znaczny wzrost poziomu "złego" cholesterolu LDL w porównaniu do osób na diecie tradycyjnej.

Dieta ketogeniczna pozostaje skuteczną terapią wspomagającą leczenie padaczki lekoopornej, zwłaszcza u dzieci. Jednak w przypadku osób stosujących ją głównie w celu odchudzania lub poprawy kontroli cukru, długofalowe skutki zdrowotne pozostają niejasne. Eksperci podkreślają, że tak restrykcyjny sposób odżywiania powinien być stosowany pod ścisłą kontrolą lekarza, a osoby decydujące się na dietę keto powinny regularnie monitorować stan zdrowia.

Nowe badania wskazują, że odpowiedź organizmu na dietę ketogeniczną może być silnie uzależniona od płci i poziomu hormonów. Dlatego decyzja o przejściu na taką dietę powinna być poprzedzona konsultacją ze specjalistą, a jej stosowanie wymaga regularnych badań laboratoryjnych. Dieta keto to silny test dla metabolizmu, który nie zawsze jest bezpieczny dla każdego.

Jak dieta ketogeniczna wpływa na mózg? Nowe badania naukowców

źródło: earth.com

  •  

Popularna dieta może przyspieszać starzenie. Są nowe badania

Wczoraj, 10 grudnia (15:50)

Nowe badania sugerują, że restrykcyjna dieta ketogeniczna może przyspieszać procesy starzenia komórek u mężczyzn. Kluczową rolę odgrywają tu hormony płciowe, które wpływają na sposób, w jaki komórki radzą sobie ze stresem metabolicznym. Wyniki te rodzą pytania o długoterminowe bezpieczeństwo popularnych diet niskowęglowodanowych, zwłaszcza w kontekście zdrowia serca i nerek.

  • Badania wykazały, że restrykcyjna dieta keto przyspiesza starzenie komórek u samców myszy, prowadząc do uszkodzeń serca i nerek.
  • Kluczową rolę w ochronie przed tymi skutkami odgrywają hormony płciowe, zwłaszcza estrogen.
  • Wyniki sugerują, że długotrwałe stosowanie diety ketogenicznej może nieść ukryte ryzyko, szczególnie dla mężczyzn.

Dieta ketogeniczna, oparta na bardzo niskiej podaży węglowodanów i wysokiej zawartości tłuszczów, od lat cieszy się popularnością wśród osób chcących zredukować masę ciała lub poprawić kontrolę glikemii. Jednak najnowsze badania przeprowadzone przez naukowców z UT Health San Antonio rzucają nowe światło na potencjalne zagrożenia związane z długotrwałym stosowaniem tej diety, zwłaszcza przez mężczyzn.

W eksperymentach na myszach wykazano, że samce karmione dietą ketogeniczną przez kilka tygodni zaczęły gromadzić w sercu i nerkach komórki w stanie starzenia (senescencji). Komórki te przestają się dzielić, ale pozostają aktywne i wydzielają substancje prozapalne, co może prowadzić do przewlekłych stanów zapalnych i uszkodzeń narządów. W tym samym czasie samice myszy nie wykazywały podobnych zmian, mimo że ich organizmy również pozostawały w stanie ketozy.

Badacze zauważyli, że kluczową rolę w ochronie przed negatywnymi skutkami diety keto odgrywają hormony płciowe, szczególnie estrogen. Starsze samice myszy, u których poziom estrogenu naturalnie spada, zaczęły wykazywać podobne objawy jak samce - wzrost liczby komórek starzejących się i uszkodzenia tkanek. Co więcej, podanie estrogenu samcom myszy zahamowało negatywne skutki diety ketogenicznej, co potwierdza ochronne działanie tego hormonu.

Dieta ketogeniczna u samców myszy prowadziła także do wzrostu stresu oksydacyjnego - nadmiaru reaktywnych cząsteczek tlenu, które uszkadzają tłuszcze, białka i DNA. Obserwowano również podwyższone poziomy markerów zapalnych we krwi. Zastosowanie antyoksydantów, takich jak witamina C czy N-acetylocysteina, ograniczało te negatywne skutki, co wskazuje, że dieta keto może wywoływać silny stres metaboliczny, szczególnie u mężczyzn.

Choć eksperymenty przeprowadzono na zwierzętach, naukowcy podkreślają, że nie można bezpośrednio przenosić tych wyników na ludzi. Jednak już teraz wiadomo, że dieta ketogeniczna może wpływać na poziom cholesterolu i funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. W jednym z badań u młodych kobiet stosujących dietę keto zaobserwowano znaczny wzrost poziomu "złego" cholesterolu LDL w porównaniu do osób na diecie tradycyjnej.

Dieta ketogeniczna pozostaje skuteczną terapią wspomagającą leczenie padaczki lekoopornej, zwłaszcza u dzieci. Jednak w przypadku osób stosujących ją głównie w celu odchudzania lub poprawy kontroli cukru, długofalowe skutki zdrowotne pozostają niejasne. Eksperci podkreślają, że tak restrykcyjny sposób odżywiania powinien być stosowany pod ścisłą kontrolą lekarza, a osoby decydujące się na dietę keto powinny regularnie monitorować stan zdrowia.

Nowe badania wskazują, że odpowiedź organizmu na dietę ketogeniczną może być silnie uzależniona od płci i poziomu hormonów. Dlatego decyzja o przejściu na taką dietę powinna być poprzedzona konsultacją ze specjalistą, a jej stosowanie wymaga regularnych badań laboratoryjnych. Dieta keto to silny test dla metabolizmu, który nie zawsze jest bezpieczny dla każdego.

Jak dieta ketogeniczna wpływa na mózg? Nowe badania naukowców

źródło: earth.com

  •  

Sensacyjne doniesienia astronomów. Uran i Neptun mogą być inne niż myśleliśmy

Wczoraj, 10 grudnia (15:29)

Planety Układu Słonecznego zwykle dzieli się w zależności od ich składu na trzy kategorie. To cztery skaliste planety ziemskie, czyli Merkury, Wenus, Ziemia i Mars, dwa gazowe olbrzymy Jowisz i Saturn, wreszcie dwa lodowe olbrzymy Uran i Neptun. Czy jednak te dwie ostatnie planety na pewno są lodowe? Najnowsze wyniki badań zespołu naukowców z Uniwersytetu w Zurychu (UZH) stawiają tu znak zapytania. W pracy opublikowanej właśnie na łamach czasopisma "Astronomy and Astrophysics" naukowcy nie wykluczają, że wnętrze tych planet może być bardziej skaliste niż lodowe.

  • Uran i Neptun mogą być bardziej skaliste, niż dotąd sądzono.
  • Nowa metoda modelowania wnętrza planet łączy podejście fizyczne i empiryczne.
  • Dotychczasowa klasyfikacja "lodowych olbrzymów" może być zbyt uproszczona.
  • Badania rzucają nowe światło na złożone pola magnetyczne tych planet.
  • Naukowcy apelują o wysłanie dedykowanych misji na Urana i Neptuna.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Co istotne, nowe badanie nie dowodzi jednoznacznie żadnej hipotezy. Autorzy pracy nie stwierdzają wprost, czy te dwie niebieskie planety mają wnętrze bogate w wodę i lód, czy skały, raczej kwestionują, że dotychczas uznawana za pewnik ich lodowa struktura jest jedyną możliwością. Ich interpretacja jest również zgodna z odkryciem, że planeta karłowata Pluton ma głównie skalną budowę.

Zespół opracował unikalny proces symulacji wnętrza Urana i Neptuna. Klasyfikacja tych planet jako lodowe olbrzymy jest zbyt uproszczona, ponieważ Uran i Neptun są nadal słabo poznane - podkreśla Luca Morf, doktorant na Uniwersytecie w Zurychu i główny autor badania. Modele oparte na fizyce były zbyt obciążone wstępnymi założeniami, podczas gdy modele oparte na doświadczeniu są zbyt uproszczone. Połączyliśmy oba podejścia, aby uzyskać modele wnętrza, które są zarówno pozbawione wstępnych uprzedzeń, jak i jednocześnie fizycznie spójne - dodaje. 

W tym celu autorzy pracy zaczynają od losowego profilu gęstości wnętrza planety. Następnie obliczają pole grawitacyjne planety zgodne z danymi obserwacyjnymi i na tej podstawie wyprowadzają korekty możliwego składu. Proces jest powtarzany, aby uzyskać jak najlepsze dopasowanie modeli do danych obserwacyjnych. Dzięki temu modelowi, zespół z Uniwersytetu w Zurychu odkrył, że potencjalny skład wewnętrzny "lodowych" olbrzymów naszego Układu Słonecznego wcale nie musi ograniczać się tylko do lodu i wody. To coś, co zasugerowaliśmy po raz pierwszy prawie 15 lat temu, a teraz mamy metody numeryczne, by to udowodnić - tłumaczy inicjatorka projektu prof. Ravit Helled. 

Nowy zakres składu wewnętrznego pokazuje, że obie planety mogą być albo bogate w wodę, albo bogate w skały. Badanie przynosi również nowe spojrzenie na zagadkowe pola magnetyczne Urana i Neptuna. Podczas gdy Ziemia ma wyraźne północne i południowe bieguny magnetyczne, pola magnetyczne Urana i Neptuna są bardziej złożone i mają więcej niż dwa bieguny. Nasze modele zawierają tzw. warstwy „jonowej wody”, które generują pole magnetyczne w miejscach wyjaśniających obserwowane efekty. Odkryliśmy również, że pole magnetyczne Urana pochodzi z głębszych warstw niż Neptuna - wyjaśnia prof. Helled.

Praca przynosi wciąż wiecej znaków zapytania, niż odpowiedzi. Jednym z głównych problemów jest to, że fizycy wciąż słabo rozumieją, jak materiały zachowują się w egzotycznych warunkach ciśnienia i temperatury panujących w sercu planety, co może mieć wpływ na nasze wyniki - podkreśla Luca Morf. Zarówno Uran, jak i Neptun mogą być skalistymi gigantami lub lodowymi gigantami, w zależności od założeń modelu. Obecne dane są niewystarczające, by rozróżnić te dwie możliwości, dlatego potrzebujemy dedykowanych misji na Urana i Neptuna, które mogą ujawnić ich prawdziwą naturę - podsumowuje prof. Ravit Helled.

  •  

Sensacyjne doniesienia astronomów. Uran i Neptun mogą być inne niż myśleliśmy

Wczoraj, 10 grudnia (15:29)

Planety Układu Słonecznego zwykle dzieli się w zależności od ich składu na trzy kategorie. To cztery skaliste planety ziemskie, czyli Merkury, Wenus, Ziemia i Mars, dwa gazowe olbrzymy Jowisz i Saturn, wreszcie dwa lodowe olbrzymy Uran i Neptun. Czy jednak te dwie ostatnie planety na pewno są lodowe? Najnowsze wyniki badań zespołu naukowców z Uniwersytetu w Zurychu (UZH) stawiają tu znak zapytania. W pracy opublikowanej właśnie na łamach czasopisma "Astronomy and Astrophysics" naukowcy nie wykluczają, że wnętrze tych planet może być bardziej skaliste niż lodowe.

  • Uran i Neptun mogą być bardziej skaliste, niż dotąd sądzono.
  • Nowa metoda modelowania wnętrza planet łączy podejście fizyczne i empiryczne.
  • Dotychczasowa klasyfikacja "lodowych olbrzymów" może być zbyt uproszczona.
  • Badania rzucają nowe światło na złożone pola magnetyczne tych planet.
  • Naukowcy apelują o wysłanie dedykowanych misji na Urana i Neptuna.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Co istotne, nowe badanie nie dowodzi jednoznacznie żadnej hipotezy. Autorzy pracy nie stwierdzają wprost, czy te dwie niebieskie planety mają wnętrze bogate w wodę i lód, czy skały, raczej kwestionują, że dotychczas uznawana za pewnik ich lodowa struktura jest jedyną możliwością. Ich interpretacja jest również zgodna z odkryciem, że planeta karłowata Pluton ma głównie skalną budowę.

Zespół opracował unikalny proces symulacji wnętrza Urana i Neptuna. Klasyfikacja tych planet jako lodowe olbrzymy jest zbyt uproszczona, ponieważ Uran i Neptun są nadal słabo poznane - podkreśla Luca Morf, doktorant na Uniwersytecie w Zurychu i główny autor badania. Modele oparte na fizyce były zbyt obciążone wstępnymi założeniami, podczas gdy modele oparte na doświadczeniu są zbyt uproszczone. Połączyliśmy oba podejścia, aby uzyskać modele wnętrza, które są zarówno pozbawione wstępnych uprzedzeń, jak i jednocześnie fizycznie spójne - dodaje. 

W tym celu autorzy pracy zaczynają od losowego profilu gęstości wnętrza planety. Następnie obliczają pole grawitacyjne planety zgodne z danymi obserwacyjnymi i na tej podstawie wyprowadzają korekty możliwego składu. Proces jest powtarzany, aby uzyskać jak najlepsze dopasowanie modeli do danych obserwacyjnych. Dzięki temu modelowi, zespół z Uniwersytetu w Zurychu odkrył, że potencjalny skład wewnętrzny "lodowych" olbrzymów naszego Układu Słonecznego wcale nie musi ograniczać się tylko do lodu i wody. To coś, co zasugerowaliśmy po raz pierwszy prawie 15 lat temu, a teraz mamy metody numeryczne, by to udowodnić - tłumaczy inicjatorka projektu prof. Ravit Helled. 

Nowy zakres składu wewnętrznego pokazuje, że obie planety mogą być albo bogate w wodę, albo bogate w skały. Badanie przynosi również nowe spojrzenie na zagadkowe pola magnetyczne Urana i Neptuna. Podczas gdy Ziemia ma wyraźne północne i południowe bieguny magnetyczne, pola magnetyczne Urana i Neptuna są bardziej złożone i mają więcej niż dwa bieguny. Nasze modele zawierają tzw. warstwy „jonowej wody”, które generują pole magnetyczne w miejscach wyjaśniających obserwowane efekty. Odkryliśmy również, że pole magnetyczne Urana pochodzi z głębszych warstw niż Neptuna - wyjaśnia prof. Helled.

Praca przynosi wciąż wiecej znaków zapytania, niż odpowiedzi. Jednym z głównych problemów jest to, że fizycy wciąż słabo rozumieją, jak materiały zachowują się w egzotycznych warunkach ciśnienia i temperatury panujących w sercu planety, co może mieć wpływ na nasze wyniki - podkreśla Luca Morf. Zarówno Uran, jak i Neptun mogą być skalistymi gigantami lub lodowymi gigantami, w zależności od założeń modelu. Obecne dane są niewystarczające, by rozróżnić te dwie możliwości, dlatego potrzebujemy dedykowanych misji na Urana i Neptuna, które mogą ujawnić ich prawdziwą naturę - podsumowuje prof. Ravit Helled.

  •  

Przełomowe ustalenia naukowców. Siwe włosy mogą chronić przed rakiem

Wczoraj, 10 grudnia (13:53)

Nowe badania sugerują, że siwienie włosów może być nie tylko oznaką starzenia, ale także naturalnym mechanizmem obronnym organizmu przed rozwojem nowotworów. Naukowcy odkryli, że proces ten jest powiązany z reakcją komórek na uszkodzenia DNA, które mogą prowadzić do powstawania raka.

  • Siwienie włosów może być efektem działania mechanizmu chroniącego organizm przed rozwojem nowotworów.
  • Badania na myszach wykazały, że komórki odpowiedzialne za pigmentację włosów reagują na uszkodzenia DNA, wybierając między siwieniem a niekontrolowanym podziałem prowadzącym do raka.
  • Odkrycie to może zmienić postrzeganie siwienia jako wyłącznie oznaki starzenia i otwiera nowe możliwości badań nad ochroną przed nowotworami u ludzi.

Siwienie włosów od dawna uznawane jest za jeden z najbardziej widocznych objawów starzenia się organizmu. Jednak najnowsze badania naukowców sugerują, że proces ten może mieć znacznie głębsze znaczenie biologiczne. 

Według opublikowanych w prestiżowym czasopiśmie "Nature Cell Biology" wyników badań siwe włosy mogą być sygnałem, że organizm aktywuje mechanizmy obronne chroniące przed rozwojem nowotworów.

Za kolor naszych włosów odpowiadają melanocyty - komórki produkujące melaninę, czyli pigment. Kluczową rolę odgrywają tu tzw. komórki macierzyste melanocytów, które odnawiają się w mieszku włosowym przez całe życie. Wraz z wiekiem lub pod wpływem szkodliwych czynników, takich jak promieniowanie UV czy niektóre substancje chemiczne, komórki te mogą ulegać uszkodzeniom DNA.

Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego, prowadząc badania na myszach, zaobserwowali, że w odpowiedzi na uszkodzenia DNA komórki macierzyste melanocytów mogą wybrać jedną z dwóch dróg. Pierwsza z nich to zatrzymanie podziałów komórkowych i wejście w tzw. stan senescencji, co skutkuje utratą pigmentu i pojawieniem się siwych włosów. Druga droga to niekontrolowane namnażanie się uszkodzonych komórek, co może prowadzić do powstania nowotworu.

Badania, które opisuje serwis Live Science, wykazały, że ekspozycja na promieniowanie jonizujące powoduje, iż komórki macierzyste melanocytów szybciej dojrzewają i przechodzą w stan senescencji. W efekcie rezerwy tych komórek w mieszku włosowym wyczerpują się, a włosy tracą kolor. Ten proces, choć prowadzi do siwienia, chroni organizm przed przekazywaniem uszkodzonego materiału genetycznego do kolejnych pokoleń komórek, zmniejszając tym samym ryzyko rozwoju nowotworu.

Z kolei kontakt z niektórymi substancjami chemicznymi, takimi jak DMBA - związkiem wykorzystywanym w badaniach nad rakiem - może blokować ten mechanizm ochronny. W takich przypadkach komórki nie przechodzą w stan senescencji, zachowując zdolność do produkcji pigmentu, ale jednocześnie zwiększając ryzyko powstania nowotworu.

Odkrycia naukowców pokazują, że los komórek macierzystych melanocytów zależy od rodzaju stresu, na jaki są narażone. W przypadku promieniowania jonizującego uruchamiany jest mechanizm ochronny prowadzący do siwienia, natomiast niektóre substancje chemiczne mogą ten mechanizm omijać, zwiększając ryzyko nowotworów.

Profesor Emi Nishimura, główna autorka badań, podkreśla, że te dwa pozornie niezwiązane ze sobą procesy - siwienie włosów i powstawanie czerniaka - są w rzeczywistości różnymi odpowiedziami tych samych komórek na stres i uszkodzenia DNA.

Naukowcy zapowiadają, że kolejnym krokiem będzie sprawdzenie, czy podobne mechanizmy zachodzą w ludzkich mieszkach włosowych. Jeśli wyniki badań na myszach potwierdzą się u ludzi, może to otworzyć nowe możliwości w profilaktyce i leczeniu nowotworów, a także zmienić nasze postrzeganie siwienia włosów jako wyłącznie oznaki starzenia.

Siwienie włosów może być nie tylko efektem upływu czasu, ale również sygnałem, że organizm skutecznie broni się przed rozwojem nowotworów. Najnowsze badania wskazują, że mechanizmy odpowiedzialne za utratę pigmentu w włosach mogą chronić przed niekontrolowanym rozwojem komórek nowotworowych. Odkrycie to otwiera nowe kierunki badań i może mieć istotne znaczenie dla profilaktyki raka w przyszłości.

CZYTAJ TEŻ: Naturalny sposób na siwe włosy. Tak odejmiesz sobie lat!

  •  

Przełomowe ustalenia naukowców. Siwe włosy mogą chronić przed rakiem

Wczoraj, 10 grudnia (13:53)

Nowe badania sugerują, że siwienie włosów może być nie tylko oznaką starzenia, ale także naturalnym mechanizmem obronnym organizmu przed rozwojem nowotworów. Naukowcy odkryli, że proces ten jest powiązany z reakcją komórek na uszkodzenia DNA, które mogą prowadzić do powstawania raka.

  • Siwienie włosów może być efektem działania mechanizmu chroniącego organizm przed rozwojem nowotworów.
  • Badania na myszach wykazały, że komórki odpowiedzialne za pigmentację włosów reagują na uszkodzenia DNA, wybierając między siwieniem a niekontrolowanym podziałem prowadzącym do raka.
  • Odkrycie to może zmienić postrzeganie siwienia jako wyłącznie oznaki starzenia i otwiera nowe możliwości badań nad ochroną przed nowotworami u ludzi.

Siwienie włosów od dawna uznawane jest za jeden z najbardziej widocznych objawów starzenia się organizmu. Jednak najnowsze badania naukowców sugerują, że proces ten może mieć znacznie głębsze znaczenie biologiczne. 

Według opublikowanych w prestiżowym czasopiśmie "Nature Cell Biology" wyników badań siwe włosy mogą być sygnałem, że organizm aktywuje mechanizmy obronne chroniące przed rozwojem nowotworów.

Za kolor naszych włosów odpowiadają melanocyty - komórki produkujące melaninę, czyli pigment. Kluczową rolę odgrywają tu tzw. komórki macierzyste melanocytów, które odnawiają się w mieszku włosowym przez całe życie. Wraz z wiekiem lub pod wpływem szkodliwych czynników, takich jak promieniowanie UV czy niektóre substancje chemiczne, komórki te mogą ulegać uszkodzeniom DNA.

Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego, prowadząc badania na myszach, zaobserwowali, że w odpowiedzi na uszkodzenia DNA komórki macierzyste melanocytów mogą wybrać jedną z dwóch dróg. Pierwsza z nich to zatrzymanie podziałów komórkowych i wejście w tzw. stan senescencji, co skutkuje utratą pigmentu i pojawieniem się siwych włosów. Druga droga to niekontrolowane namnażanie się uszkodzonych komórek, co może prowadzić do powstania nowotworu.

Badania, które opisuje serwis Live Science, wykazały, że ekspozycja na promieniowanie jonizujące powoduje, iż komórki macierzyste melanocytów szybciej dojrzewają i przechodzą w stan senescencji. W efekcie rezerwy tych komórek w mieszku włosowym wyczerpują się, a włosy tracą kolor. Ten proces, choć prowadzi do siwienia, chroni organizm przed przekazywaniem uszkodzonego materiału genetycznego do kolejnych pokoleń komórek, zmniejszając tym samym ryzyko rozwoju nowotworu.

Z kolei kontakt z niektórymi substancjami chemicznymi, takimi jak DMBA - związkiem wykorzystywanym w badaniach nad rakiem - może blokować ten mechanizm ochronny. W takich przypadkach komórki nie przechodzą w stan senescencji, zachowując zdolność do produkcji pigmentu, ale jednocześnie zwiększając ryzyko powstania nowotworu.

Odkrycia naukowców pokazują, że los komórek macierzystych melanocytów zależy od rodzaju stresu, na jaki są narażone. W przypadku promieniowania jonizującego uruchamiany jest mechanizm ochronny prowadzący do siwienia, natomiast niektóre substancje chemiczne mogą ten mechanizm omijać, zwiększając ryzyko nowotworów.

Profesor Emi Nishimura, główna autorka badań, podkreśla, że te dwa pozornie niezwiązane ze sobą procesy - siwienie włosów i powstawanie czerniaka - są w rzeczywistości różnymi odpowiedziami tych samych komórek na stres i uszkodzenia DNA.

Naukowcy zapowiadają, że kolejnym krokiem będzie sprawdzenie, czy podobne mechanizmy zachodzą w ludzkich mieszkach włosowych. Jeśli wyniki badań na myszach potwierdzą się u ludzi, może to otworzyć nowe możliwości w profilaktyce i leczeniu nowotworów, a także zmienić nasze postrzeganie siwienia włosów jako wyłącznie oznaki starzenia.

Siwienie włosów może być nie tylko efektem upływu czasu, ale również sygnałem, że organizm skutecznie broni się przed rozwojem nowotworów. Najnowsze badania wskazują, że mechanizmy odpowiedzialne za utratę pigmentu w włosach mogą chronić przed niekontrolowanym rozwojem komórek nowotworowych. Odkrycie to otwiera nowe kierunki badań i może mieć istotne znaczenie dla profilaktyki raka w przyszłości.

CZYTAJ TEŻ: Naturalny sposób na siwe włosy. Tak odejmiesz sobie lat!

  •  

Plamy słoneczne coraz większe. Będzie powtórka Zdarzenia Carringtona?

Wczoraj, 10 grudnia (13:05)

Na powierzchni Słońca zaobserwowano ogromne plamy słoneczne oznaczone jako AR 4294-96, które swoim rozmiarem i aktywnością przypominają te, które poprzedziły słynne Zdarzenie Carringtona z 1859 roku. To właśnie wtedy Ziemię nawiedziła najpotężniejsza w historii burza geomagnetyczna, która sparaliżowała ówczesną technologię i wywołała zorze polarne widoczne niemal na całym świecie.

Wydarzenie z 1859 roku przeszło do historii jako moment, w którym natura pokazała swoją siłę. Potężny rozbłysk słoneczny i następujący po nim koronalny wyrzut masy uderzył w ziemską magnetosferę, powodując globalne zakłócenia w sieciach telegraficznych. Aparaty telegraficzne działały bez zasilania, a niektóre nawet ulegały uszkodzeniom z powodu indukowanych prądów. Zorze polarne rozświetliły niebo nie tylko nad biegunami, ale także w miejscach, gdzie nigdy wcześniej ich nie widziano - od Hawajów po Karaiby.

Obecnie naukowcy nie przewidują, by nadchodzące dni miały przynieść aż tak dramatyczne skutki. Choć rozmiary i aktywność plam słonecznych są imponujące, szanse na powtórkę scenariusza z XIX wieku są minimalne. Jednak nie można całkowicie wykluczyć silnych rozbłysków słonecznych i koronalnych wyrzutów masy, które mogłyby uderzyć w Ziemię.

Jeśli do tego dojdzie, skutki mogą być odczuwalne na wielu płaszczyznach. Najbardziej narażone są satelity - zarówno te odpowiadające za komunikację, jak i systemy nawigacyjne GPS czy sieć Starlink. W przypadku silnej burzy geomagnetycznej mogą wystąpić zakłócenia sygnału, a nawet przyspieszone opadanie satelitów na niższe orbity, co zwiększa ryzyko ich deorbitacji.

Burze słoneczne mogą również wpłynąć na funkcjonowanie sieci energetycznych. W przeszłości zdarzały się już przypadki, gdy silna aktywność słoneczna prowadziła do awarii transformatorów i przerw w dostawie prądu. Zakłócenia mogą dotknąć także łączności radiowej, co utrudni pracę służbom ratunkowym i komunikację na dużą skalę.

Eksperci uspokajają jednak, że nie grozi nam scenariusz rodem z filmów katastroficznych. Współczesna elektronika jest lepiej zabezpieczona niż ta w XIX wieku, a operatorzy sieci energetycznych i satelitarnych są przygotowani na ewentualne zakłócenia.

Jednym z najbardziej widowiskowych efektów burz słonecznych są zorze polarne. Przy wyjątkowo silnych rozbłyskach mogą być widoczne nawet w miejscach oddalonych od biegunów - także w Polsce. Warunkiem jest jednak bezchmurne niebo i odpowiednia pora. To właśnie zorze polarne mogą stać się najbardziej spektakularnym, ale i bezpiecznym efektem obecnej aktywności słonecznej.

  •  

Kosmiczna blizna. Ślad po bliskim spotkaniu sprzed milionów lat

  • Wtorek, 9 grudnia (20:30)

    Nowe badania ujawniają, że niemal 4,5 miliona lat temu dwie masywne, gorące gwiazdy przeszły niezwykle blisko Słońca, pozostawiając trwały ślad w otaczających Układ Słoneczny chmurach gazu i pyłu. To odkrycie rzuca nowe światło na historię i ewolucję naszego kosmicznego sąsiedztwa.

    • Około 4,4 miliona lat temu dwie gorące gwiazdy - Epsilon Canis Majoris (Adhara) i Beta Canis Majoris (Mirzam) - minęły Słońce w odległości zaledwie 30-35 lat świetlnych.
    • Gwiazdy wyemitowały silne promieniowanie ultrafioletowe, które zjonizowało lokalne chmury gazu i pyłu wokół Układu Słonecznego.
    • Zjawisko to może mieć wpływ na warunki sprzyjające powstaniu i ewolucji życia na Ziemi.
    • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

    Najnowsze badania astrofizyczne wskazują, że niemal 4,5 miliona lat temu dwie masywne gwiazdy - Epsilon Canis Majoris i Beta Canis Majoris - przeszły w pobliżu naszego Słońca. Według naukowców z Uniwersytetu Kolorado w Boulder gwiazdy te znalazły się w odległości zaledwie 30-35 lat świetlnych od Ziemi, co w skali kosmicznej nie jest dużym dystansem.   

    Przemieszczające się "w pobliżu" Układu Słonecznego gwiazdy, znacznie gorętsze i jaśniejsze od Słońca, wyemitowały potężne dawki promieniowania ultrafioletowego. To właśnie ono zjonizowało lokalne chmury gazu i pyłu, otaczające nasz Układ Słoneczny. Efekty tego zdarzenia są widoczne do dziś - naukowcy obserwują podwyższony poziom zjonizowanego wodoru i helu w lokalnych obłokach międzygwiazdowych.   

    Od dziesięcioleci badacze zastanawiali się nad przyczyną wysokiego poziomu jonizacji w tych obłokach. Najnowsze modele komputerowe pozwoliły cofnąć się w czasie i prześledzić ruchy gwiazd oraz zmiany w otoczeniu Słońca. Okazało się, że nie tylko gorące gwiazdy, ale także wybuchy supernowych i obecność białych karłów mogły przyczynić się do obecnego stanu lokalnych obłoków.

    Obecnie Epsilon i Beta Canis Majoris znajdują się ponad 400 lat świetlnych od Ziemi. Szacuje się, że w ciągu kilku milionów lat obie gwiazdy zakończą swoje życie jako supernowe. Eksplozje te nie będą stanowić zagrożenia dla naszej planety, ale mogą zapewnić niezwykły spektakl na niebie dla przyszłych obserwatorów.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

  •  

Pojazdy elektryczne nie zagrażają pieszym bardziej niż spalinowe

Wtorek, 9 grudnia (18:05)

Pojazdy elektryczne nie stanowią większego zagrożenia dla pieszych niż pojazdy konwencjonalne, przekonują na łamach czasopisma "Nature Communications" naukowcy z Uniwersytetu w Leeds. Przeprowadzone przez nich analizy dotyczące kolizji w Wielkiej Brytanii z udziałem pieszych i samochodów nie wykazały istotnej różnicy we wskaźnikach ofiar wśród pieszych pomiędzy pojazdami elektrycznymi a spalinowymi. Autorzy pracy przekonują, że obawy związane z cichszą jazdą i większą masą elektryków się nie potwierdziły.

  • Obawiano się, że pojazdy elektryczne zwiększą liczbę kolizji z pieszymi, ponieważ są cichsze niż tradycyjne pojazdy.
  • W latach 2019-2023 wskaźnik ofiar wśród pieszych wynosił 57,8 na miliard przejechanych mil dla pojazdów elektrycznych i 58,9 dla pojazdów spalinowych.
  • Obrażenia odniesione przez pieszych w wypadkach z udziałem pojazdów elektrycznych nie były poważniejsze niż te spowodowane przez samochody konwencjonalne.
  • Większość pojazdów elektrycznych to nowe i droższe modele, wyposażone w zaawansowane systemy bezpieczeństwa, co może przyczyniać się do ograniczania liczby i skutków wypadków.
  • Od lipca 2019 roku wszystkie nowe pojazdy elektryczne i hybrydowe muszą być wyposażone w Akustyczny System Ostrzegania Pojazdu (AVAS), który emituje dźwięk podczas jazdy, zmniejszając ryzyko niezauważenia przez pieszych.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Autor pracy, prof. Zia Wadud z Uniwersytetu Leeds przeanalizował dane z Wielkiej Brytanii dotyczące kolizji z udziałem pieszych i pojazdów. Badanie wykazało, że przy około 250 miliardach mil przejechanych rocznie przez samochody w Wielkiej Brytanii, średnie wskaźniki ofiar wśród pieszych wynosiły w latach 2019–2023 dla pojazdów elektrycznych 57,8 na miliard przejechanych mil, a dla pojazdów nieelektrycznych - 58,9. To praktycznie identyczny wynik. Stwierdzono również, że w tych wypadkach obrażenia odniesione przez pieszych nie były poważniejsze, gdy spowodował je pojazd elektryczny, niż gdy spowodował je samochód spalinowy - mimo przeciętnie większej masy pojazdów elektrycznych.

Profesor Wadud podkreśla, że wyniki te rozwieją wszelkie błędne przekonania dotyczące bezpieczeństwa pojazdów elektrycznych. Istniały dwie obawy dotyczące pojazdów EV i bezpieczeństwa na drogach. Po pierwsze, obawiano się, że pojazdy elektryczne zwiększą liczbę kolizji z pieszymi, ponieważ są cichsze niż tradycyjne pojazdy. Po drugie, zastanawiano się, czy w przypadku kolizji obrażenia pieszych nie będą poważniejsze, gdy w zdarzeniu uczestniczy pojazd elektryczny, ze względu na większą masę tych pojazdów. Nasze wyniki pokazują, że tak nie jest - przekonuje Wadud. 

Jak sugeruje autor pracy, jednym z możliwych wyjaśnień tych wyników jest fakt, że większość floty pojazdów elektrycznych jest znacznie nowsza i droższa, a więc zazwyczaj wyposażona w lepsze technologie bezpieczeństwa, niż większość obecnych na drogach pojazdów z silnikami spalinowymi. To te technologie pomagają unikać wypadków lub ograniczać skutki zderzeń. Mimo że pojazdy elektryczne zazwyczaj ważą około 300 kilogramów więcej, niż samochody konwencjonalne, dodatkowa masa baterii nie powoduje poważniejszych obrażeń pieszych. Co więcej, o ile wczesne modele EV były początkowo znane z bardzo cichej pracy, od lipca 2019 roku wszystkie nowe typy pojazdów elektrycznych i hybrydowych muszą być wyposażone w Akustyczny System Ostrzegania Pojazdu (AVAS), który emituje dźwięk podczas jazdy, zmniejszając ryzyko.

Obecne badanie rozróżniało pojazdy w pełni elektryczne od hybryd, które łączą napęd bateryjny z silnikami spalinowymi. Wcześniejsze badania często grupowały hybrydy razem z EV, co według profesora Waduda zniekształcało wyniki. Po rozdzieleniu okazało się, że to hybrydy wykazują wyższe wskaźniki potrąceń pieszych niż pojazdy elektryczne i konwencjonalne. To aż 120,14 wypadków na miliard przejechanych mil. Zdaniem autora pracy może to wynikać z ich znacznego wykorzystania jako pojazdów do wynajmu z kierowcą. Oznacza to, że pokonują znacznie większe dystanse niż przeciętny samochód i są głównie używane w centrach miast i ich okolicach, gdzie ryzyko kolizji z pieszymi jest najwieksze. Jednak i tu obrażenia pieszych zazwyczaj są mniej poważne niż te spowodowane przez samochody konwencjonalne.

Elektryfikacja pojazdów jest postrzegana jako kluczowa droga do redukcji emisji gazów cieplarnianych z transportu. Korzystanie z EV jest obecnie aktywnie wspierane przez rządy wielu krajów. W związku z tym liczba pojazdów elektrycznych szybko rośnie, co sprawia, że zrozumienie ich szerszych skutków jest ważniejsze niż kiedykolwiek.

Powinniśmy mniej martwić się potencjalnymi zagrożeniami ze strony pojazdów elektrycznych, a bardziej rosnącą liczbą SUV-ów na drogach kraju. Niezależnie od napędu, te większe, cięższe pojazdy nie tylko stanowią większe zagrożenie dla bezpieczeństwa, ale także zajmują więcej miejsca na drodze i emitują więcej dwutlenku węgla w całym cyklu życia - podkreśla Wadud.

Autor pracy korzystał z bazy danych STATS19 dotyczącej bezpieczeństwa drogowego Wielkiej Brytanii, oficjalnego zestawu danych Departamentu Transportu używanego do rejestrowania i analizowania wypadków drogowych zgłaszanych policji w całym kraju. Wykorzystano najnowsze dostępne dane z lat 2019-2023. Według tych danych w tym okresie 71 979 pieszych zostało potrąconych przez samochody, taksówki lub pojazdy do wynajmu z kierowcą. Spośród nich pojazdy hybrydowe były odpowiedzialne za 5 303 ofiary wśród pieszych (7,36 proc.), a pojazdy elektryczne za 996 ofiar (1,38 prof.). Pozostałe 65 680 zdarzeń (91,25 prof.) dotyczyło pojazdów konwencjonalnych. Chociaż liczby ofiar dla pojazdów elektrycznych i konwencjonalnych różnią się znacząco, po uwzględnieniu przejechanych mil i liczby pojazdów na drodze wskaźniki ofiar są bardzo podobne. Dane obejmują zarówno lekkie, jak i poważne obrażenia oraz zgony.

Profesor Wadud zaznacza, że chociaż obecne pojazdy elektryczne są równie bezpieczne jak pojazdy z silnikami spalinowymi jeżdżące po drogach Wielkiej Brytanii, przyszłe badania powinny pomóc ocenić, czy tak samo byłoby, gdyby oba typy pojazdów miały podobny poziom technologii bezpieczeństwa.

  •  

Zarządzanie, strategia i przywództwo to Twój świat? Potrzebujesz czegoś więcej niż tylko tytułu magistra

Gdy myślisz o przyszłości, widzisz się na wysokim szczeblu zarządzania, gdzie od Twoich strategicznych decyzji będzie zależał los całego przedsiębiorstwa? Czujesz, że jesteś urodzonym przywódcą i chcesz konsekwentnie zdobywać szczyty wiedzy menedżerskiej, by spełnić swoje marzenie? Po studiach magisterskich istnieją kolejne etapy edukacji wyższej skoncentrowanej na zaawansowanych umiejętnościach zarządzania – studia MBA oraz Executive MBA. To naturalna ścieżka dla liderów biznesu – sprawdź, czy również dla Ciebie!

Studia MBA to inwestycja, która zwraca się wielokrotnie na przestrzeni całej kariery. W ich trakcie rozwijasz perspektywę strategiczną, wzmacniasz efektywność swoich działań i budujesz pewność w podejmowaniu decyzji - wartości, które wraz z latami pracy w biznesie dojrzewają i nabierają jeszcze większego znaczenia.

Mocne, menedżerskie wykształcenie niesie ze sobą również niepodważalny wpływ na Twoje finanse. Zgodnie z Ogólnopolskim Badaniem Wynagrodzeń (OBW) z 2023 roku, średnia pensja miesięczna osób z tytułem MBA wynosiła 15 300 zł. Dla porównania, specjaliści bez tego stopnia otrzymywali przeciętnie 7 100 zł, co wyraźnie obrazuje, że ukończenie tych studiów otwiera perspektywę wysokich zarobków.

To oczywiście nie koniec korzyści:

  • Unikalny styl liderski - w trakcie studiów zyskujesz czas i przestrzeń, by przyjrzeć się swojemu sposobowi zarządzania. Zaczynasz rozumieć, dlaczego podejmujesz takie, a nie inne decyzje, jak Twój styl wpływa na zespół i gdzie tkwią Twoje naturalne talenty przywódcze.
  • Droga do rad nadzorczych - kwalifikacje zdobyte podczas studiów umożliwiają Ci aplikowanie do rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. To niezwykle prestiżowa rola i szansa na prawdziwy wpływ na decyzje w instytucjach istotnych dla polskiej gospodarki.

Jednak studia MBA to nie koniec edukacyjnej ścieżki w kierunku sukcesu zawodowego. Jeśli pragniesz osiągnąć mistrzostwo w biznesie, masz jeszcze inne możliwości do wyboru.

Executive Master of Business Administration to zaawansowane studia menedżerskie zaprojektowane z myślą o doświadczonych liderach, menedżerach i wyższej kadrze kierowniczej, która chce rozwijać swoje eksperckie kompetencje przywódcze na najwyższym poziomie. W porównaniu do studiów MBA program studiów Executive MBA porusza dodatkowo zagadnienia z obszaru zarządzania strategicznego, operacyjnego i kryzysowego, finansów międzynarodowych, employer brandingu oraz strategii stosowanych w e-biznesie.

Decydując się na studia Executive MBA, wysyłasz w świat biznesu sygnał, że jesteś kimś, kto poważnie traktuje rozwój i potrafi myśleć na wysokim poziomie strategicznym. To wsparcie dla Twojej reputacji jako osoby kompetentnej, gotowej na wyzwania i godnej zaufania w złożonych sytuacjach biznesowych.

Inwestycja w Executive MBA zapewnia trwałe korzyści, które będą procentować w Twojej karierze przez wiele lat. Studia kształtują długofalowe myślenie strategiczne i budują pewność siebie oraz skuteczność działania, co w środowisku biznesowym staje się nieocenionym kapitałem.

Planując edukację wyższą, warto wybrać uczelnię, która będzie wspierać Twój rozwój biznesowy na każdym etapie. Wyższa Szkoła Kształcenia Zawodowego ma w swojej ofercie zarówno studia MBA (również te mocno wyspecjalizowane w kierunku konkretnej dziedziny np. ochrony zdrowia, IT czy prawa), jak i studia Executive MBA, które odbywają się z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość. 

Dzięki takiemu rozwiązaniu słuchacze nie muszą rezygnować z codziennych obowiązków zawodowych, a materiał dydaktyczny mogą realizować wedle własnego harmonogramu dnia. Dodatkowo WSKZ współpracuje z wybitną kadrą ekspertów z polskich oraz zagranicznych uczelni, co przekłada się na wysoką jakość kształcenia i globalną perspektywę biznesową.

Wyższa Szkoła Kształcenia Zawodowego dołącza do święta rabatów Black Weeks oferując znaczne upusty na kształcenie, w tym 10% rabatu na studia MBA. Dzięki promocji można także otrzymać do 30% zniżki na pierwszy rok studiów licencjackich i magisterskich. Teraz jest najlepszy czas, by rozpocząć edukacyjną podróż po sukces - wejdź na https://studia-online.pl/black-week i dowiedz się więcej!

  •  

Coś dziwnego dzieje się z pogodą. Ekspert o cyklonie Ditwah

Katastrofa na Sri Lance. Walka ze skutkami cyklonu Ditwah


Ostatnie "słabe" cyklony (Ditwah i Senyar) w Azji Południowej miały katastrofalne skutki pomimo stosunkowo niewielkiej prędkości wiatru. Ditwah miał wiatr o prędkości zaledwie 75 km/h, a mimo to spowodował ogromne zniszczenia na Sri Lance, w Indonezji i Tajlandii. Mówi się o ponad 1500 ofiarach śmiertelnych, a setki osób wciąż figurują jako zaginione.

Prezydent Sri Lanki określił skutki cyklonu jako najpoważniejszą katastrofę naturalną, jaka kiedykolwiek dotknęła wyspę. Kiedy zdarzają się takie klęski, winę często ponosi brak wczesnego ostrzegania lub słabe przygotowanie. Jednak tym razem prognozy co do wiatru były prawidłowe. Dlaczego więc skutki okazały się tak dotkliwe?

Słaby wiatr, ogrom zniszczeń. Co na to wpłynęło? Są podejrzenia


Ligin Joseph, doktorant w dziedzinie oceanografii fizycznej na Uniwersytecie w Southampton, podzielił się przypuszczeniami. Wymienia ocieplenie planet, ze szczególnym ujęciem oceanów.

- Co wyjaśnia tę pozorną sprzeczność? Jest za wcześnie, by to jednoznacznie stwierdzić, ale zmiana systemu klimatycznego prawdopodobnie ma w tym swój udział. Nawet gdy burze nie są szczególnie silne pod względem wiatru, ilość niesionych przez nie opadów rośnie - wyjaśnia na łamach "The Conversation" Ligin Joseph, doktorant na Uniwersytecie w Southampton.

W miarę ocieplania się klimatu atmosfera jest w stanie pomieścić więcej pary wodnej, co zwiększa potencjał opadów, wyjaśnia specjalista. Kiedy tworzą się burze, mogą one "korzystać" z tego dodatkowego zapasu wilgoci, często powodując intensywne opady w krótkim czasie. W rezultacie nawet przy umiarkowanych prędkościach wiatru same towarzyszące zjawisku ulewy są w stanie prowadzić do katastrofalnych skutków.

Wpływ zmiany klimatu? "Takie anomalie cieplne nie są już rzadkością"


Dane satelitarne wykazały, że temperatura wschodniej części Oceanu Indyjskiego w okresach aktywności Ditwah i Senyar przekraczała normę o ponad 1°C. Oceany pochłonęły 90% nadmiaru ciepła z gazów cieplarnianych, dostarczając burzom więcej energii i wilgoci, podaje Ligin Joseph. Badacz zaznacza, że "takie ciepłe anomalie nie są już rzadkością", a do tego "długoterminowe obserwacje wskazują na wyraźny trend wzrostowy temperatury oceanów".

- Lokalne ukształtowanie terenu wzmacniało te efekty. Zarówno Ditwah, jak i Senyar powstały niezwykle blisko lądu i przemieszczały się wzdłuż linii brzegowej przez długi czas. Oznaczało to, że utrzymywały się nad ciepłymi wodami wystarczająco długo, aby stale pobierać wilgoć, ale jednocześnie pozostawały wystarczająco blisko lądu, aby niemal natychmiast uwolnić tę wilgoć w postaci intensywnych opadów deszczu - wyjaśnia specjalista.

Jak podsumował Ligin Joseph, jego wnioski opierają się na wstępnej analizie i potrzeba szczegółowych, recenzowanych badań, aby dokładnie określić, dlaczego huragany Ditwah i Senyar wywołały tak ekstremalne opady deszczu. "Nie można jednak ignorować wyłaniającego się schematu - słabych cyklonów wywołujących ogromne powodzie w ocieplającym się świecie", powiedział badacz.


Powodzie, susze i katastrofy. Co się dzieje z polskimi rzekami?Przemysław BiałkowskiINTERIA.PL


  •  

Czarna dziura wybucha i wyrzuca materię z niebywałą prędkością

Wtorek, 9 grudnia (14:39)

Astronomowie korzystający z rentgenowskich teleskopów kosmicznych XMM-Newton i XRISM zaobserwowali nigdy wcześniej niewidziany wybuch supermasywnej czarnej dziury. Na łamach czasopisma "Astronomy and Astrophysics" opisują zjawisko, które doprowadziło do wyrzucenia materii w przestrzeń kosmiczną z oszałamiającą prędkością 60 000 km na sekundę. Ta gigantyczna czarna dziura kryje się w galaktyce spiralnej NGC 3783, odległej od Ziemi o 130 milionów lat świetlnych.

  • Po raz pierwszy zaobserwowano ultraszybki wiatr materii wyrzucony przez supermasywną czarną dziurę.
  • Prędkość wyrzuconej materii osiągnęła aż 60 000 km/s.
  • Zjawisko miało miejsce w galaktyce NGC 3783, oddalonej o 130 milionów lat świetlnych od Ziemi.
  • Obserwacje przeprowadzono przy użyciu teleskopów XMM-Newton i XRISM.
  • Mechanizm wyrzutu materii przypomina koronalne wyrzuty masy ze Słońca, ale w znacznie większej skali.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

W galaktyce NGC 3783 pięknie sfotografowanej niedawno przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a, astronomowie zauważyli jasny błysk rentgenowski od czarnej dziury, który szybko zgasł. Wkrótce pojawił się tam wiatr materii szalejący z prędkością jednej piątej prędkości światła. Nigdy wcześniej nie obserwowaliśmy, jak czarna dziura tworzy wiatr materii uciekającej z taką szybkością. Po raz pierwszy też zobaczyliśmy, jak szybki wybuch promieniowania rentgenowskiego z czarnej dziury natychmiast wywołuje ultraszybki wiatr, formujący się w ciągu zaledwie jednego dnia - mówi główny badacz, Liyi Gu z Organizacji Badań Kosmicznych Holandii (SRON).

Aby zbadać NGC 3783 i jej czarną dziurę, Gu i współpracownicy jednocześnie wykorzystali kosmiczne obserwatorium Europejskiej Agencji Kosmicznej XMM-Newton oraz misję XRISM (X-Ray Imaging and Spectroscopy Mission), prowadzoną przez Japońską Agencję Kosmiczną JAXA przy współudziale ESA i NASA. Czarna dziura, o której mowa, ma masę równą 30 milionom Słońc. Pożerając pobliską materię, zasila niezwykle jasny i aktywny obszar w centrum galaktyki spiralnej. Ten obszar, znany jako aktywne jądro galaktyczne (AGN), świeci we wszystkich rodzajach światła i wyrzuca w przestrzeń potężne strumienie (dżety) promieniowania i materii.

AGN to naprawdę fascynujące i intensywne rejony, kluczowe cele obserwacji zarówno dla XMM-Newton, jak i XRISM. Wiatry materii wokół tej czarnej dziury wydają się powstawać, gdy splątane pole magnetyczne AGN nagle się "rozplątuje". To podobnie jak błyski Słońca, ale w skali niewyobrażalnie większej - tłumaczy współautor odkrycia, Matteo Guainazzi z projektu XRISM w ESA. 

Strumienie materii z tej czarnej dziury przypominają duże słoneczne wybuchy znane jako koronalne wyrzuty masy, które powstają, gdy Słońce wyrzuca strumienie przegrzanej materii w przestrzeń. W ten sposób badanie pokazuje, że supermasywne czarne dziury czasami zachowują się nieco jak nasza własna gwiazda, co sprawia, że te tajemnicze obiekty wydają się nieco mniej obce.

Aktywne jądra galaktyczne odgrywają dużą rolę w ewolucji ich galaktyk macierzystych na przestrzeni czasu oraz w procesie powstawania nowych gwiazd. Lepsze poznanie magnetyzmu AGN i sposobu, w jaki powstają takie wyrzuty masy jest kluczowe dla zrozumienia historii galaktyk w całym Wszechświecie - podkreśla współautorka pracy, stypendystka ESA, Camille Diez.

XMM-Newton to pionierski instrument do badań gorącego i ekstremalnego Wszechświata, który działa od ponad 25 lat, podczas gdy XRISM od momentu startu we wrześniu 2023 roku pracuje nad odpowiedzią na kluczowe pytania dotyczące sposobu, w jaki materia i energia przemieszczają się w kosmosie. 

Oba rentgenowskie teleskopy kosmiczne współpracowały przy tych konkretnych obserwacjach, by lepiej zarejestrować i zrozumieć to unikatowe zdarzenie. XMM-Newton śledził ewolucję początkowego błysku za pomocą swojego Monitora Optycznego oraz oceniał zakres prędkości strumieni materii przy pomocy Europejskiej Kamery Obrazowania Fotonów (EPIC). XRISM zaobserwował błysk i wiatr materii z pomocą instrumentu Resolve, badając także prędkość, strukturę strumieni materii oraz sposób ich wyrzutu w przestrzeń.

  •  

Czarna dziura wybucha i wyrzuca materię z niebywałą prędkością

Astronomowie korzystający z rentgenowskich teleskopów kosmicznych XMM-Newton i XRISM zaobserwowali nigdy wcześniej niewidziany wybuch supermasywnej czarnej dziury. Na łamach czasopisma "Astronomy and Astrophysics" opisują zjawisko, które doprowadziło do wyrzucenia materii w przestrzeń kosmiczną z oszałamiającą prędkością 60 000 km na sekundę. Ta gigantyczna czarna dziura kryje się w galaktyce spiralnej NGC 3783, odległej od Ziemi o 130 milionów lat świetlnych.

  • Po raz pierwszy zaobserwowano ultraszybki wiatr materii wyrzucony przez supermasywną czarną dziurę.
  • Prędkość wyrzuconej materii osiągnęła aż 60 000 km/s.
  • Zjawisko miało miejsce w galaktyce NGC 3783, oddalonej o 130 milionów lat świetlnych od Ziemi.
  • Obserwacje przeprowadzono przy użyciu teleskopów XMM-Newton i XRISM.
  • Mechanizm wyrzutu materii przypomina koronalne wyrzuty masy ze Słońca, ale w znacznie większej skali.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

W galaktyce NGC 3783 pięknie sfotografowanej niedawno przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a, astronomowie zauważyli jasny błysk rentgenowski od czarnej dziury, który szybko zgasł. Wkrótce pojawił się tam wiatr materii szalejący z prędkością jednej piątej prędkości światła. Nigdy wcześniej nie obserwowaliśmy, jak czarna dziura tworzy wiatr materii uciekającej z taką szybkością. Po raz pierwszy też zobaczyliśmy, jak szybki wybuch promieniowania rentgenowskiego z czarnej dziury natychmiast wywołuje ultraszybki wiatr, formujący się w ciągu zaledwie jednego dnia - mówi główny badacz, Liyi Gu z Organizacji Badań Kosmicznych Holandii (SRON).

Aby zbadać NGC 3783 i jej czarną dziurę, Gu i współpracownicy jednocześnie wykorzystali kosmiczne obserwatorium Europejskiej Agencji Kosmicznej XMM-Newton oraz misję XRISM (X-Ray Imaging and Spectroscopy Mission), prowadzoną przez Japońską Agencję Kosmiczną JAXA przy współudziale ESA i NASA. Czarna dziura, o której mowa, ma masę równą 30 milionom Słońc. Pożerając pobliską materię, zasila niezwykle jasny i aktywny obszar w centrum galaktyki spiralnej. Ten obszar, znany jako aktywne jądro galaktyczne (AGN), świeci we wszystkich rodzajach światła i wyrzuca w przestrzeń potężne strumienie (dżety) promieniowania i materii.

AGN to naprawdę fascynujące i intensywne rejony, kluczowe cele obserwacji zarówno dla XMM-Newton, jak i XRISM. Wiatry materii wokół tej czarnej dziury wydają się powstawać, gdy splątane pole magnetyczne AGN nagle się "rozplątuje". To podobnie jak błyski Słońca, ale w skali niewyobrażalnie większej - tłumaczy współautor odkrycia, Matteo Guainazzi z projektu XRISM w ESA. 

Strumienie materii z tej czarnej dziury przypominają duże słoneczne wybuchy znane jako koronalne wyrzuty masy, które powstają, gdy Słońce wyrzuca strumienie przegrzanej materii w przestrzeń. W ten sposób badanie pokazuje, że supermasywne czarne dziury czasami zachowują się nieco jak nasza własna gwiazda, co sprawia, że te tajemnicze obiekty wydają się nieco mniej obce.

Aktywne jądra galaktyczne odgrywają dużą rolę w ewolucji ich galaktyk macierzystych na przestrzeni czasu oraz w procesie powstawania nowych gwiazd. Lepsze poznanie magnetyzmu AGN i sposobu, w jaki powstają takie wyrzuty masy jest kluczowe dla zrozumienia historii galaktyk w całym Wszechświecie - podkreśla współautorka pracy, stypendystka ESA, Camille Diez.

XMM-Newton to pionierski instrument do badań gorącego i ekstremalnego Wszechświata, który działa od ponad 25 lat, podczas gdy XRISM od momentu startu we wrześniu 2023 roku pracuje nad odpowiedzią na kluczowe pytania dotyczące sposobu, w jaki materia i energia przemieszczają się w kosmosie. 

Oba rentgenowskie teleskopy kosmiczne współpracowały przy tych konkretnych obserwacjach, by lepiej zarejestrować i zrozumieć to unikatowe zdarzenie. XMM-Newton śledził ewolucję początkowego błysku za pomocą swojego Monitora Optycznego oraz oceniał zakres prędkości strumieni materii przy pomocy Europejskiej Kamery Obrazowania Fotonów (EPIC). XRISM zaobserwował błysk i wiatr materii z pomocą instrumentu Resolve, badając także prędkość, strukturę strumieni materii oraz sposób ich wyrzutu w przestrzeń.

  •  

Amerykanie jedzą pestycydy na potęgę. Oto lista "Brudnych produktów"

Wtorek, 9 grudnia (11:49)

Czy wiesz, co tak naprawdę znajduje się na Twoich ulubionych owocach i warzywach? Najnowszy przewodnik EWG dla kupujących za rok 2025 rzuca światło na obecność pestycydów w świeżych produktach, które spożywają Amerykanie. Poznaj listy "Czysta piętnastka" i "Brudna dwunastka".

Każdego roku Environmental Working Group (EWG), amerykańska organizacja non-profit zajmująca się ochroną zdrowia środowiskowego, analizuje tysiące próbek owoców i warzyw, by sprawdzić, ile pestycydów znajduje się na talerzach. Przewodnik opublikowany w grudniu 2025 roku opiera się na badaniach 53 692 próbek 47 rodzajów owoców i warzyw, testowanych przez Departament Rolnictwa USA (USDA). Co istotne, próbki były myte i przygotowywane tak, jak robią to konsumenci w domu - mimo to wykryto aż 265 różnych pestycydów.

Niemal 60 proc. próbek z listy "Czysta piętnastka" (Clean Fifteen) nie zawierało żadnych wykrywalnych pozostałości pestycydów. W tej grupie znalazły się m.in. awokado, papaja, ananas, cebula, słodka kukurydza, a także debiutujące w tym roku kalafior i banany.

Lista "Czysta piętnastka" EWG 2025:

  • Ananas
  • Słodka kukurydza (świeża i mrożona)
  • Awokado
  • Papaja
  • Cebula
  • Słodki groszek (mrożony)
  • Szparagi
  • Kapusta
  • Arbuz
  • Kalafior
  • Banany
  • Mango
  • Marchew
  • Grzyby
  • Kiwi

Po drugiej stronie rankingu EWG znajduje się "Brudna dwunastka" (Dirty Dozen) - czyli 12 owoców i warzyw najbardziej zanieczyszczonych pestycydami. Aż 95 proc. próbek z tej listy zawierało ślady pestycydów, a niektóre, jak jeżyny czy ziemniaki, dołączyły do zestawienia po raz pierwszy na podstawie najnowszych danych USDA.

Niepokojące informacje dotyczą także ziemniaków - w prawie 90 proc. próbek wykryto chlorpropham, środek zapobiegający kiełkowaniu, który został zakazany w Unii Europejskiej z powodu zagrożeń dla zdrowia.

Lista "Brudna dwunastka" EWG 2025:

  • Szpinak
  • Truskawki
  • Jarmuż, boćwina i gorczyca
  • Winogrona
  • Brzoskwinie
  • Wiśnie
  • Nektarynki
  • Gruszki
  • Jabłka
  • Jeżyny
  • Borówki
  • Ziemniaki

Jak podkreślają eksperci, nie musisz rezygnować z owoców i warzyw. Dieta bogata w te produkty jest kluczowa dla zdrowia. Oto kilka rad, jak ograniczyć narażenie na pestycydy:

  • Kupuj produkty z listy "Brudnej Dwunastki" w wersji organicznej lub wybieraj mrożonki.
  • Dokładnie myj owoce i warzywa przed spożyciem - choć nie usuwa to wszystkich pestycydów, znacząco zmniejsza ich ilość.
  • Różnicuj dietę - unikaj spożywania dużych ilości jednego rodzaju warzywa lub owocu.

  •  

Amerykanie jedzą pestycydy na potęgę. Oto lista "Brudnych produktów"

Dzisiaj, 9 grudnia (11:49)

Czy wiesz, co tak naprawdę znajduje się na Twoich ulubionych owocach i warzywach? Najnowszy przewodnik EWG dla kupujących za rok 2025 rzuca światło na obecność pestycydów w świeżych produktach, które spożywają Amerykanie. Poznaj listy "Czysta piętnastka" i "Brudna dwunastka".

Każdego roku Environmental Working Group (EWG), amerykańska organizacja non-profit zajmująca się ochroną zdrowia środowiskowego, analizuje tysiące próbek owoców i warzyw, by sprawdzić, ile pestycydów znajduje się na talerzach. Przewodnik opublikowany w grudniu 2025 roku opiera się na badaniach 53 692 próbek 47 rodzajów owoców i warzyw, testowanych przez Departament Rolnictwa USA (USDA). Co istotne, próbki były myte i przygotowywane tak, jak robią to konsumenci w domu - mimo to wykryto aż 265 różnych pestycydów.

Niemal 60 proc. próbek z listy "Czysta piętnastka" (Clean Fifteen) nie zawierało żadnych wykrywalnych pozostałości pestycydów. W tej grupie znalazły się m.in. awokado, papaja, ananas, cebula, słodka kukurydza, a także debiutujące w tym roku kalafior i banany.

Lista "Czysta piętnastka" EWG 2025:

  • Ananas
  • Słodka kukurydza (świeża i mrożona)
  • Awokado
  • Papaja
  • Cebula
  • Słodki groszek (mrożony)
  • Szparagi
  • Kapusta
  • Arbuz
  • Kalafior
  • Banany
  • Mango
  • Marchew
  • Grzyby
  • Kiwi

Po drugiej stronie rankingu EWG znajduje się "Brudna dwunastka" (Dirty Dozen) - czyli 12 owoców i warzyw najbardziej zanieczyszczonych pestycydami. Aż 95 proc. próbek z tej listy zawierało ślady pestycydów, a niektóre, jak jeżyny czy ziemniaki, dołączyły do zestawienia po raz pierwszy na podstawie najnowszych danych USDA.

Niepokojące informacje dotyczą także ziemniaków - w prawie 90 proc. próbek wykryto chlorpropham, środek zapobiegający kiełkowaniu, który został zakazany w Unii Europejskiej z powodu zagrożeń dla zdrowia.

Lista "Brudna dwunastka" EWG 2025:

  • Szpinak
  • Truskawki
  • Jarmuż, boćwina i gorczyca
  • Winogrona
  • Brzoskwinie
  • Wiśnie
  • Nektarynki
  • Gruszki
  • Jabłka
  • Jeżyny
  • Borówki
  • Ziemniaki

Jak podkreślają eksperci, nie musisz rezygnować z owoców i warzyw. Dieta bogata w te produkty jest kluczowa dla zdrowia. Oto kilka rad, jak ograniczyć narażenie na pestycydy:

  • Kupuj produkty z listy "Brudnej Dwunastki" w wersji organicznej lub wybieraj mrożonki.
  • Dokładnie myj owoce i warzywa przed spożyciem - choć nie usuwa to wszystkich pestycydów, znacząco zmniejsza ich ilość.
  • Różnicuj dietę - unikaj spożywania dużych ilości jednego rodzaju warzywa lub owocu.

  •  

Leczenie raka płuc może być skuteczniejsze dzięki prostemu rozwiązaniu

Leczenie raka płuc może być skuteczniejsze dzięki prostemu rozwiązaniu

Julia Król

Najnowsze badania wskazują, że czas podania leków onkologicznych może znacząco wpływać na ich skuteczność oraz ryzyko progresji nowotworu. Pacjenci z bardzo agresywnym rakiem płuc, którzy otrzymywali immunoterapię przed godziną 15, żyli średnio siedem miesięcy dłużej niż ci leczeni później. Tak prosta zmiana w organizacji leczenia może przełożyć się na wymierne korzyści dla chorych i nie wymaga dodatkowych nakładów finansowych.


Pora dnia podawania leków wpływa na skuteczność leczenia raka płuc

Pora dnia podawania leków wpływa na skuteczność leczenia raka płuc123RF/PICSEL


Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że wyniki leczenia onkologicznego mogą zależeć od pory dnia, w której pacjenci otrzymują leczenie. Wpływ ten jest prawdopodobnie spowodowany wahaniami w funkcjonowaniu komórek układu odpornościowego zależnymi od rytmu dobowego. Białka regulujące ich funkcjonowanie także mają na to wpływ.

Zegar wewnętrzny wpływa na to, kiedy w organizmie zachodzą różne procesy fizjologiczne (w tym reakcje immunologiczne). To może wyjaśniać, dlaczego różne leki wydają się skuteczniejsze, gdy są przyjmowane o określonych porach dnia.

Wcześniejsze podanie leku w ciągu dnia poprawia wyniki leczenia


Przeprowadzono metaanalizę i okazało się, że pacjenci z różnymi typami zaawansowanego nowotworu, którym podano wlewy inhibitorów punktów kontrolnych układu odpornościowego (ICI) wcześniej w ciągu dnia, przeżyli dłużej niż ich rówieśnicy leczeni późnym popołudniem lub wieczorem. Onkolog Yongchang Zhang starał się określić, która godzina lub okno czasowe mogłoby pomóc pacjentom osiągnąć najlepszy wynik terapeutyczny.

W nowym badaniu zespół pod kierownictwem Zhanga odkrył, że pacjenci z bardzo agresywnym rakiem płuc przeżyli znacznie dłużej, jeśli otrzymali leczenie przed godziną 15 w porównaniu do pacjentów leczonych później w ciągu dnia. Zbadali to zjawisko u 397 pacjentów, którzy byli poddawani terapii w okresie od maja 2019 r. do października 2023 r. Po uwzględnieniu czynników wpływających wcześniejsza pora podania leku wiązała się z 52 proc. niższym ryzykiem progresji nowotworu i 63 proc. niższym ryzykiem zgonu. Naukowcy podzielili czas, w którym pacjenci otrzymywali leczenie na 30-minutowe przedziały między 11:00 a 16:30. Po analizie okazało się, że godzina 15 ma największe znaczenie podczas podawania leku, a pacjenci leczeni przed 15 przeżyli około siedmiu miesięcy dłużej niż osoby otrzymujące wlewy później w ciągu dnia.

- To badanie ma natychmiastowe zastosowanie kliniczne i potencjał do zmiany obecnych protokołów leczenia drobnokomórkowego raka płuc - powiedział Zhang w oświadczeniu. - Dostosowanie czasu infuzji to prosta i łatwa do wdrożenia interwencja, którą można wdrożyć w różnych placówkach opieki zdrowotnej bez dodatkowych kosztów.

Odkrycia te poszerzają wiedzę na temat klinicznego znaczenia rytmu dobowego w leczeniu raka.


"Wydarzenia": Hejt, przemoc, wyśmiewanie. Aplikacja ma pomóc gorzowskim uczniomPolsat News


  •  

Jak sól wpływa na największych roślinożerców? Nowe badania

Wtorek, 9 grudnia (11:15)

Międzynarodowy zespół naukowców pod kierunkiem badaczy z Northern Arizona University i City University of New York odkrył zaskakujący czynnik, który może decydować o tym, gdzie i w jakiej liczbie mogą żyć największe lądowe zwierzęta na Ziemi. Na łamach czasopisma "Nature Ecology and Evolution" przekonują, że tym czynnikiem jest dostępność soli. Ludzie żyją w świecie obfitującym w sól, ale ta codzienna przyprawa jest dla dzikich roślinożerców luksusem. Jest tylko kilka miejsc na świecie, gdzie te duże zwierzęta mogą pozyskać wystarczającą ilość sodu z lokalnej flory, by przetrwać.

Problem dotyczy w pewnym stopniu wszystkich roślinożerców - większość roślin nie potrzebuje soli i często zawiera jej jedynie śladowe ilości. Jest to szczególnie wyraźne w przypadku bardzo dużych zwierząt roślinożernych: słoni, nosorożców czy żyraf. 

Wcześniejsze badania sugerowały, że niedobór sodu wzrasta wraz z wielkością ciała. Korzystając z zupełnie innej metodologii, autorzy najnowszej pracy to potwierdzają. 

W Afryce dostępność sodu w roślinach różni się nawet tysiąckrotnie - mówi główny autor badania, Andrew Abraham z City University of New York. Oznacza to, że w wielu rejonach duzi roślinożercy po prostu nie mogą dostarczyć sobie wystarczającej ilości soli w diecie - dodaje.

Autorzy pracy połączyli swoje mapy sodu w roślinach o wysokiej rozdzielczości z bazami danych dotyczącymi odchodów zwierząt oraz pomiarami ich gęstości. Odchody mogą dostarczyć naukowcom wielu informacji o zwierzętach, w tym czy otrzymują wystarczającą ilość soli. Powiązali obszary z ograniczoną dostępnością soli z niższą liczbą większych roślinożerców. 

Nie chodzi jednak tylko o zdolność do przetrwania. Ograniczenie dostępu do soli wyjaśnia kilka interesujących zachowań dzikich zwierząt. 

W Kenii słonie wchodzą do jaskiń, aby spożywać skały bogate w sód. W lasach deszczowych Konga kopią w korytach rzek w poszukiwaniu soli. Goryle są znane z walk o najbardziej słone pokarmy, podczas gdy nosorożce, gnu i zebry często gromadzą się przy solniskach od pustyni Kalahari po Maasai Mara - podkreśla Abraham. 

To badanie oferuje również nowe wyjaśnienie "zaginionych" megaroślinożerców. Afryka Zachodnia to bardzo obfity region, ale zbyt wielu megaroślinożerców tam nie ma. Uważamy, że brak sodu, prawdopodobnie w połączeniu z innymi czynnikami, takimi jak nadmierne polowania i nieurodzajne gleby, odgrywa ważną rolę w ograniczaniu ich liczebności - dodaje współautor pracy, prof. Chris Doughty z NAU. 

Badania te rodzą szereg obaw dotyczących ochrony przyrody. Wiele obszarów chronionych znajduje się w środowiskach o niskiej zawartości sodu, z kolei ludzie stworzyli sztuczne ogniska sodu poprzez różne działania, takie jak pompowanie wód z odwiertów czy transport soli drogami. 

Jeśli zwierzęta nie mogą zdobyć wystarczającej ilości sodu w swoich naturalnych siedliskach, mogą wchodzić w konflikty z ludźmi w swojej pogoni za zaspokojeniem tej potrzeby - mówi Abraham.

  •  

Do Słońca zbliżyły się dwie ogromne gwiazdy. Wielkie i gorące

Dawid Długosz

Astronomowie dokonali spektakularnego odkrycia. W obłokach międzygwiazdowych została zidentyfikowana kosmiczna "blizna". Jest to efekt bliskiego spotkania Słońca z dwiema gwiazdami-intruzami. Świadczą o tym wirujące obłoki gazu i pyłu, które znajdują się poza granicami Układu Słonecznego.


Kosmiczna "blizna". Powstała w wyniku spotkania Słońca z gwiazdami-intruzami.

Kosmiczna "blizna". Powstała w wyniku spotkania Słońca z gwiazdami-intruzami.maximusnd123RF/PICSEL


Naukowcy odkryli, że Słońce mogło mieć dosyć bliskie spotkanie z dwiema masywnymi oraz gorącymi gwiazdami. Świadczy o tym ślad w postaci kosmicznej "blizny". Do zdarzenia doszło całkiem niedawno, bo zaledwie kilka mln lat temu. Dla porównania Układ Słoneczny ma około 4,6 mld lat.

Słońce miało spotkanie z dwiema gwiazdami i powstała kosmiczna "blizna"


Skąd wiadomo, że doszło do takiego zdarzenia? Odkryta kosmiczna "blizna" została zidentyfikowana w obłokach międzygwiazdowych. Poza granicami Układu Słonecznego i ma ona postać wirujących obłoków gazu i pyłu. Miało to miejsce około 4,4 mln lat temu.

Astronomowie doszukali się śladów takiego zdarzenia badając lokalne obłoki gwiazdowe rozciągające się na około 30 lat świetlnych. Uwzględniono również ruch Słońca oraz gwiazd-intruzów, które obecnie znajdują się nawet w odległości 400 lat świetlnych od nas w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa.


Mapa wizualizująca chmury międzygwiazdowe w pobliżu Słońca z oznaczeniem kierunku ruchu oraz nazwami sąsiednich gwiazd i konstelacji, takich jak Alfa Centauri, Hyades, Sirius czy Aql.

Lokalne obłoki międzygwiazdowe, które występują w pobliżu Układu Słonecznego.NASA/Adler/U. Chicago/Wesleyanmateriał zewnętrzny


Dla naukowców było to nie lada wyzwanie. Samo Słońce pędzi przez kosmos z prędkością około 93 tys. km/h. To około 75 razy szybciej od prędkości dźwięku na poziomie morza. Uczeni stworzyli modele sił kształtujących nasz region Drogi Mlecznej.

Dwie wielkie gwiazdy zbliżyły się do Słońca na zaledwie 30 lat świetlnych


Astronomowie następnie przyjrzeli się dokładniej dwóm gwiazdom z naszego pobliskiego "podwórka". Były to Epsilon Canis Majoris (Adara) oraz Beta Canis Majoris (Mirzam). Według naukowców oba te obiekty zbliżyły się wspomniane kilka mln lat temu do Układu Słonecznego na odległość zaledwie około 30 lat świetlnych. To dużo czy mało?

Dla porównania najbliższy nam układ gwiezdny, czyli Alfa Centauri, znajduje się około 4,37 lat świetlnych od Ziemi. Wspomniane gwiazdy musiały być wtedy bardzo jasne.

Jeśli cofniemy się o 4,4 mln lat, te dwie gwiazdy byłyby od czterech do sześciu razy jaśniejsze niż dzisiejszy Syriusz, zdecydowanie najjaśniejsze gwiazdy na niebie 

Warto dodać, że obie te gwiazdy są znacznie większe od Słońca. Ich masę szacuje się na co najmniej 13 razy większą. Ponadto są gorętsze. Uczeni szacują, że w ciągu kilku mln lat obie gwiazdy skończą jako supernowe. Na szczęście dziś są znacznie dalej od nas i te eksplozje nie powinny mieć większego wpływu na Układ Słoneczny.


Polacy chcą latać w kosmos. Sławosz Uznański: Każdy kolejny lot jest łatwiejszyPolsat News


  •  

Stuletnia zagadka na mapie oceanu rozwiązana. Naukowcy znaleźli winnego

Dlaczego Atlantyk ma zimną plamę na południe od Grenlandii? Znaleziono winnego

Karol Kubak

Od ponad wieku na mapach Atlantyku widać plamę zimnej wody na południe od Grenlandii, która uparcie opiera się globalnemu ociepleniu. W końcu badacze znaleźli rozwiązanie zagadki.


Widok Ziemi z przestrzeni kosmicznej z wyraźnie zaznaczonym regionem północnego Atlantyku nieopodal Grenlandii, oznaczonym niebieskim polem i czerwoną strzałką wskazującą to miejsce.

Dlaczego Atlantyk ma zimną plamę na południe od Grenlandii? Już wiadomoMIKKEL JUUL JENSEN/Science Photo LibraryEast News


Przez ponad sto lat badacze monitorowali temperatury Atlantyku i nanosząc dane na mapy widzieli coś, co nie pasowało do obrazu ocieplającego się oceanu. Tuż na południe od Grenlandii utrzymywał się zimny obszar, niczym plama lodowatej wody na coraz cieplejszym tle. Dziwne ochłodzenie rozgrzewało dyskusje, konferencje, a hipotezy zmieniały się z kolejnymi modelami klimatycznymi. Teraz naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside ogłosili rozwiązanie zagadki. Winowajcą jest AMOC, czyli Atlantycka Południkowa Cyrkulacja Wymienna (lub Atlantycka Cyrkulacja Termohalinowa).

AMOC działa jak taśmociąg. Ciepła i słona woda płynie bliżej powierzchni wody na północ, oddaje ciepło atmosferze, a potem wraca w głębszych warstwach na południe, już chłodniejsza. Kiedy ten "taśmociąg" zwalnia, mniej energii dociera do subpolarnego Atlantyku, a w efekcie woda staje się chłodniejsza i mniej słona. To właśnie obserwowano w pobliżu Grenlandii.

Ludzie pytają, dlaczego ten zimny punkt istnieje. Znaleźliśmy najbardziej prawdopodobną odpowiedź: słabnąca AMOC.

Mapa świata ukazująca prądy oceaniczne w Atlantyku, oznaczone strzałkami w różnych kolorach, ilustrujące ruch ciepłych i zimnych mas wody wokół północnego Atlantyku, Europy, Afryki oraz Ameryki Północnej.

Chłodniejszy obszar wód na południe od GrenlandiiMIKKEL JUUL JENSEN/Science Photo LibraryEast News


Modele a rzeczywistość


Badacze przeanalizowali około 100 lat danych o temperaturze i zasoleniu oceanu. To ważne, bo bezpośrednie pomiary AMOC prowadzi się dopiero od dwóch dekad. Z tych długich serii udało się odtworzyć historię zmian cyrkulacji i porównać ją z prawie setką symulacji komputerowych. Tylko te, które zakładają osłabienie AMOC, oddawały rzeczywisty obraz.

- Jeśli popatrzy się na obserwacje i porówna je z symulacjami, tylko scenariusz osłabionej AMOC odtwarza ochłodzenie w tym regionie - podkreślił doktorant Kai-Yuan Li.


Wizualizacja Prądu Zatokowego

Wizualizacja Prądu ZatokowegoGreg Shirah/NASA Scientific Visualization Studiodomena publiczna


Skutki daleko poza Grenlandią


Zimny obszar nie jest jedynie geograficzną ciekawostką z podręcznika. Wpływa na układ opadów w Europie czy kształt i położenie prądu strumieniowego. Zmiany temperatury i zasolenia mogą też oddziaływać na morskie ekosystemy, od planktonu po ryby, które zależą od określonych warunków środowiskowych.

Choć nie ma pełnych pomiarów z ubiegłego wieku, dane pośrednie tworzą spójny obraz. - Nie mamy bezpośrednich obserwacji sprzed wieku, ale dane o temperaturze i zasoleniu pozwalają nam widzieć przeszłość jasno. Ta praca pokazuje, że AMOC słabnie od ponad stulecia i ten trend prawdopodobnie będzie trwał, jeśli gazy cieplarniane będą rosły - podsumował Kai-Yuan Li.


Rewolucyjny implant. Przywraca zdolność czytania niewidomym© 2025 Associated Press


  •  

Jak długo powinniśmy spać? Eksperci nie mają wątpliwości

Wtorek, 9 grudnia (10:20)

Sen to nie tylko czas odpoczynku, ale także fundament zdrowia serca i układu krążenia. Najnowsze badania oraz opinie ekspertów jednoznacznie wskazują, że zarówno niedobór, jak i nadmiar snu mogą prowadzić do poważnych konsekwencji zdrowotnych, w tym zwiększonego ryzyka zawału serca czy udaru mózgu. W profilaktyce chorób sercowo-naczyniowych sen powinien być traktowany równie poważnie jak dieta, aktywność fizyczna czy farmakoterapia.

  • Krótki sen (mniej niż 6 godzin) powoduje, że organizm produkuje hormony stresu, podnosi ciśnienie i zwiększa stan zapalny.
  • Za dużo snu (powyżej 9 godzin) może zwiększać ryzyko chorób serca, otyłości i cukrzycy.
  • Próby "odrobienia" snu w weekendy i nieregularny rytm snu są równie szkodliwe co chroniczne niedosypianie.
  • Krótkie drzemki do 30 minut mogą być korzystne dla serca i ciśnienia.
  • Jak zadbać o prawidłowy sen? Przeczytasz w artykule poniżej.
  • Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl

Współczesny styl życia sprzyja chronicznemu niedosypianiu. Praca zmianowa, nadmiar obowiązków, stres i nieustanny kontakt z elektroniką sprawiają, że coraz więcej osób śpi mniej niż sześć godzin na dobę. Tymczasem, jak ostrzega prof. Piotr Jankowski z Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, takie zaniedbanie może mieć poważne skutki.

Układ sercowo-naczyniowy nie regeneruje się magicznie - on potrzebuje konkretnego warunku: snu o odpowiedniej długości i rytmie. Kiedy śpimy za krótko, organizm działa w trybie przetrwania, produkując hormony stresu, podnosząc ciśnienie i nasilając stan zapalny. To prosta droga do rozwoju chorób serca - wyjaśnia ekspert.

Już kilka nieprzespanych nocy może prowadzić do wzrostu poziomu związków prozapalnych, które bezpośrednio zwiększają ryzyko zawału serca czy udaru mózgu. Co ważne, te zmiany mogą dotyczyć nawet młodych, zdrowych osób, które wcześniej nie miały problemów z sercem.

Nie tylko niedobór, ale również nadmiar snu może być szkodliwy. Spanie dłużej niż dziewięć godzin na dobę zaburza naturalne procesy regeneracyjne organizmu i - jak pokazują dane Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego - może zwiększać ryzyko chorób serca nawet o 12 procent.

Organizm przyzwyczajony do nadmiaru snu staje się bardziej podatny na zmęczenie, wzrasta ryzyko otyłości, cukrzycy oraz przewlekłych stanów zapalnych, które dodatkowo obciążają układ krążenia.

Wielu Polaków próbuje "nadrobić" brak snu w weekendy, co niestety nie przynosi oczekiwanych korzyści. Nieregularność snu, czyli codzienne zasypianie i budzenie się o różnych porach, może być równie szkodliwa jak chroniczne niedosypianie. Brak stałego rytmu dobowego uniemożliwia pełną regenerację organizmu.

Sen nie jest tylko sumą godzin - to harmonijne zgranie biologicznych rytmów, które pozwalają organizmowi odbudować siły i chronić serce. Wystarczy rozchwiany harmonogram, np. odsypianie weekendów, praca zmianowa, ciągłe przesuwanie pory snu, by serce zaczęło ponosić koszty - podkreśla prof. Jankowski.

Eksperci zwracają uwagę, że krótkie drzemki w ciągu dnia mogą przynieść realne korzyści zdrowotne.

Krótkie, dobrze zaplanowane drzemki, trwające do 30 minut, mogą przynieść prawdziwe korzyści zdrowotne: obniżają ciśnienie krwi i poprawiają krążenie, a także działają odprężająco na układ nerwowy. Drzemka to szybka regeneracja, ale tylko wtedy, gdy nie trwa zbyt długo. Zaleganie na kanapie przez ponad 40 minut może zaburzyć rytm dobowy i utrudnić zasypianie nocą - tłumaczy kardiolog.

Z raportu "Czy Polacy znają przepis na dobre życie?" wynika, że aż 47 procent osób po przebytym incydencie sercowo-naczyniowym śpi mniej niż sześć godzin na dobę. To alarmujący sygnał, który pokazuje, jak ważna jest edukacja na temat roli snu w profilaktyce i leczeniu chorób serca.

Eksperci kampanii "Przepis na dobre życie" przygotowali zestaw praktycznych zaleceń, które mogą pomóc w poprawie jakości snu i ochronie serca:

  • Regularność: Zasypiaj i wstawaj o tych samych porach, także w weekendy.
  • Wyciszenie przed snem: Na 1-2 godziny przed pójściem spać ogranicz korzystanie z urządzeń elektronicznych i zadbaj o spokojną atmosferę.
  • Warunki w sypialni: Zapewnij sobie ciszę, brak światła i odpowiednią temperaturę (około 18-20 st. C).
  • Aktywność fizyczna: Ruch w ciągu dnia sprzyja lepszemu snu, ale unikaj intensywnych ćwiczeń tuż przed pójściem do łóżka.
  • Ostatni posiłek: Zjedz kolację 2-3 godziny przed snem, unikaj jedzenia tuż przed położeniem się do łóżka.

  •