Widok normalny

Otrzymane wczoraj — 11 grudnia 2025

Media: Ukraina przekazała USA swoją wersję planu pokojowego

Wczoraj, 10 grudnia (23:03)

Aktualizacja: 1 godz. 56 minut temu

Agencja AFP - powołując się na dwa ukraińskie źródła - poinformowała w środę, że Ukraina przekazała Stanom Zjednoczonym swą najnowszą wersję planu pokojowego mającego zakończyć wojnę z Rosją.

  • Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

Z doniesień medialnych wynika, że "władze w Kijowie przekazały Waszyngtonowi nową wersję planu wyjścia z konfliktu", co powiedział wysoki rangą przedstawiciel władz ukraińskich, nie podając szczegółów.

We wtorek brytyjski dziennik "Financial Times" - powołując się na urzędników - informował natomiast, że wysłannicy prezydenta USA Donalda Trumpa dali prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu kilka dni na odpowiedź na amerykańską propozycję porozumienia pokojowego. 

Osoba znająca szczegóły harmonogramu działań, który został zaproponowany Zełenskiemu, powiedziała, że Trump liczy na zawarcie umowy o zawieszeniu broni "przed Bożym Narodzeniem".

"FT" przypomniał, że na mocy proponowanego porozumienia Ukraina musiałaby zaakceptować straty terytorialne w zamian za bliżej nieokreślone gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych. 

Z kolei w środę amerykański przywódca zabrał głos w sprawie najbliższej politycznej przyszłości prezydenta Ukrainy. Konkretnie chodzi o przeprowadzenie wyborów prezydenckich, które z uwagi na konflikt zbrojny, który się toczy w Ukrainie nie zostały przeprowadzone. 

Zełenski powiedział we wtorek, że jest gotów na przeprowadzenie wyborów w kraju i jeśli Ukraina otrzyma gwarancje bezpieczeństwa na ten okres, głosowanie mogłoby się odbyć za 60-90 dniPrezydent Zełenski musi być realistą. Na Ukrainie od dawna nie było wyborów - stwierdził. 

Donald Trump odpowiadał w środę na pytania dziennikarzy podczas spotkania z przedstawicielami biznesu. Jak przekazał, rozmawiał o Ukrainie z liderami Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a podczas rozmowy padały "dosyć mocne słowa". Liderzy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, z którymi rozmawialiśmy, bardzo dobrzy liderzy, moi bardzo dobrzy przyjaciele... I rozmawialiśmy o Ukrainie w dosyć mocnych słowach. Zobaczymy, co się wydarzy. Czekamy na odpowiedzi, zanim pójdziemy naprzód - oznajmił Trump.

Pytany zaś o to, co miał na myśli mówiąc o mocnych słowach", odparł: Mieliśmy pewne niewielkie sprzeczki na temat ludzi. 

Poinformował też, że Europejczycy chcieliby zorganizować w weekend spotkanie z udziałem jego i prezydenta Zełenskiego. Chcieliby, żebyśmy przybyli na spotkanie w weekend w Europie. Podejmiemy decyzję na podstawie tego, z czym wrócą. Nie chcemy tracić czasu. Czasami trzeba pozwolić ludziom, by powalczyli, a czasami nie - dodał. 

Podkreślił, że "wiele rzeczy się teraz dzieje". Wiele osób mówi, że (rozwiązanie) jest bliżej niż kiedykolwiek wcześniej - kontynuował prezydent. Zaznaczył także, że USA nie wydają już pieniędzy na wojnę na Ukrainie, lecz inwestują w proces pokojowy dużo czasu i wysiłku. 

Amerykański przywódca ocenił również, że "Ukraina mierzy się z sytuacją (dotyczącą) ogromnej korupcji". Wyraził też przekonanie, że "jest to wojna, którą można zakończyć, lecz do tanga trzeba dwojga".

Były prezydent Boliwii zatrzymany. W tle poważne zarzuty

Były prezydent Boliwii zatrzymany. W tle poważne zarzuty

Dorota Hilger

Były prezydent Boliwii Luis Arce został zatrzymany przez policję - donosi agencja Reutera powołując się na słowa byłej minister Marii Nela Prada. Zatrzymanie byłej głowy państwa może mieć związek ze śledztwem dotyczącym sprzeniewierzenia środków publicznych.


Mężczyzna w okularach siedzi na niebieskim fotelu, ubrany w brązową marynarkę i koszulę w kratę, z wyciągniętą ręką w geście wyjaśniania lub rozmowy. Tło jasne, jednolite.

Były prezydent Boliwii Luis ArceBloombergGetty Images



W skrócie

  • Były prezydent Boliwii Luis Arce został zatrzymany przez policję w związku z zarzutami defraudacji publicznych środków.

  • Śledztwo dotyczy sprzeniewierzenia funduszu przeznaczonego na projekty dla społeczności tubylczych.

  • To kolejne zatrzymanie byłego lidera w Ameryce Południowej po skazaniu byłych prezydentów Peru i Brazylii.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Zatrzymanie Arce mogło mieć miejsce w związku ze śledztwem w sprawie defraudacji, do której miało dojść, gdy piastował funkcję ministra gospodarki w administracji byłego prezydenta Evo Moralesa.

- Oczywiście, że jest niewinny. Jego zatrzymanie to nadużycie władzy. Mam nadzieję, że ta sprawa nie zostanie wykorzystana jako okazja do prowadzenia prześladowań politycznych - powiedziała Prada dziennikarzom.

Dodała, że była głowa państwa nie została wcześniej powiadomiona ani wezwana do stawienia się na policji. - Po prostu go zabrali - stwierdziła.

Boliwia. Były prezydent Luis Arce zatrzymany przez policję


Śledztwo, z którym wiąże się zatrzymanie Arce, dotyczy domniemanych wypłat państwowych środków z funduszu przeznaczonego na finansowanie projektów na rzecz społeczności tubylczych.

Śledczy, których cytowały w środę lokalne media, stwierdzili, że dowody przedstawione w sprawie wskazują na udział Arce w sprzeniewierzeniu środków publicznych.

Zatrzymanie byłego prezydenta nastąpiło na niespełna dwa miesiące po wyborach prezydenckich wygranych przez centrowego kandydata Rodrigo Paza. Nowy prezydent zobowiązał się do zwalczania korupcji w instytucjach państwowych.

Ameryka Południowa. Vizcarra i Bolsonaro skazani


Luis Arce to nie pierwszy przywódca z Ameryki Południowej, który jest zamieszany w kryminalną aferę.

Pod koniec listopada były prezydent Peru Martin Vizcarra został skazany na 14 lat pozbawienia wolności za przyjmowanie łapówek podczas pełnienia funkcji gubernatora regionu Moquegua.

Z kolei były prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro, usłyszał wyrok 27 lat pozbawienia wolności za próbę zamachu stanu po przegranych wyborach w 2022 roku.

Źródło: Reuters


Bryłka w "Graffiti": Prezydent Nawrocki powinien spotkać się z prezydentem ZełenskimPolsat News


Papież pobłogosławił symboliczny obraz. Zawiśnie w kaplicy Sejmu

Dorota Hilger

Papież Leon XIV pobłogosławił przywieziony przez polskich parlamentarzystów obraz, który trafi do kaplicy sejmowej. Polscy politycy spotkali się z głową Kościoła podczas pięciodniowej pielgrzymki do Rzymu, zorganizowanej z okazji Roku Jubileuszowego.


Grupa elegancko ubranych osób zgromadzona na zewnątrz budynku, w centrum postać papieża w białych szatach, której wręczany jest oprawiony portret mężczyzny w historycznym stroju. Kobieta trzyma bukiet czerwonych róż.

Papież Leon XIV pobłogosławił obraz do kaplicy sejmowejVatican Mediamateriał zewnętrzny



W skrócie

  • Papież Leon XIV pobłogosławił obraz św. Tomasza More’a przywieziony przez polskich parlamentarzystów.

  • Delegacja polskich polityków odbyła pięciodniową pielgrzymkę do Rzymu z okazji Roku Jubileuszowego.

  • Obraz zawiśnie w kaplicy sejmowej.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Pobłogosławiony przez papieża Leona XIV obraz przedstawia św. Tomasz More'a, którego Jan Paweł II ogłosił w roku 2000 patronem rządzących i polityków. Podobizna zawiśnie w sejmowej kaplicy.

Polscy politycy uzyskali papieskie błogosławieństwo dla obrazu podczas pięciodniowej pielgrzymki do Rzymu, zorganizowanej z okazji Roku Jubileuszowego. Parlamentarzystom towarzyszy krajowy duszpasterz, ks. dr Andrzej Sikorski.

- Papież podszedł do nas, ucieszył się, gdy usłyszał, że jesteśmy z polskiego parlamentu. Rozpoznał również podobiznę św. Tomasz More'a - relacjonował ks. dr Sikorski, cytowany przez Vatican News.

Watykan. Leon XIV pobłogosławił obraz przywieziony przez polskich parlamentarzystów


- Wierzę mocno, że ta pielgrzymka parlamentarzystów z różnych ugrupowań przyczyni się do tego, że trochę inaczej spojrzymy na drugiego człowieka, na tego obok nas w ławie parlamentarnej - powiedział kapłan.

Ksiądz Sikorski dodał, że głównym celem pielgrzymki jest modlitwa za ojczyznę i za Kościół, o zgodę, pokój i jedność.

Pobyt w Watykanie polscy politycy rozpoczęli od przejścia przez Drzwi Święte w Bazylice św. Piotra oraz modlitwy przy grobie św. Jana Pawła II.

- Dziś często składamy kwiaty pod pomnikami papieża Polaka, ale za mało go słuchamy, dlatego tego typu wyjazdy i spotkania mają ogromne znaczenie - zauważył kapłan.

Ksiądz Sikorski skomentował także swoją codzienną pracę jako duszpasterza polskich parlamentarzystów. - W każdym polityku trzeba zobaczyć człowieka. Nie dzielę nikogo według partii. Jestem otwarty na wszystkich - podkreślił.

Źródło: Vatican News


"Wydarzenia": Kolejne dziki z ASF. Hodowcy boją się o swoje gospodarstwaPolsat News


Protesty ogarnęły Półwysep Bałkański. Tysiące ludzi na ulicach


W skrócie

  • W wielu miastach tysiące Bułgarów protestuje przeciwko planom budżetowym rządu Rosena Żelazkowa. W demonstracjach uczestniczy wielu młodych ludzi z pokolenia Z.

  • Najbardziej kontrowersyjne propozycje rządu obejmowały podwyżki podatków i składek na ubezpieczenie społeczne. Ostatecznie rozwiązania te przesunięto na 2027 r.

  • Bułgarska opozycja złożyła kolejny wniosek o wotum nieufności dla rządu. Domaga się też ukarania oskarżanego o korupcję deputowanego oligarchy Delana Peewskiego.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Najbardziej kontrowersyjne propozycje projektu budżetu, dotyczące podniesienia podatków i składek na ubezpieczenie społeczne, przełożono na 2027 rok.

Protest w stolicy Bułgarii - Sofii rozpoczął się przed parlamentem o godz. 18 (godz. 17 w Polsce). "Precz z mafią", "Dymisja", "Za uczciwymi wyborami" - skandują demonstranci pod adresem rządu, a przy pomocy laserów wyświetlili te napisy na budynkach. Ludzie wciąż przychodzą, na ulicach widać wzmocnione patrole policji.

Bułgaria: Protesty w wielu miastach. Pokolenie Z wyszło na ulice


Według organizatorów środowa demonstracja ma być liczniejsza od ubiegłotygodniowej, kiedy przybyło ponad 100 tys. osób i doszło do starć z policją. Protesty odbywają się również w Płowdiwie, Burgas, Warnie i Pazardżiku.

Wśród demonstrantów jest wielu młodych ludzi, reprezentantów pokolenia Z, czyli osób urodzonych między połową lat 90. XX wieku a początkiem drugiej dekady XXI wieku.

Agencja Reutera odnotowuje, że to najnowszy przejaw sprzeciwu obywateli, do którego dochodzi w czasie, gdy Bułgaria przygotowuje się do przyjęcia euro 1 stycznia.

Po przedstawieniu nowego projektu budżetu przez rząd opozycja złożyła wniosek o wotum nieufności dla gabinetu Rosena Żelazkowa. Rząd oskarżany jest o znaczne zwiększenie zadłużenia zagranicznego, korupcję oraz łamanie praworządności.

To już szósty od stycznia 2025 r. wniosek o wotum nieufności dla rządu. Dzięki poparciu partii DPS-NN oligarchy Delana Peewskiego rządowa koalicja ma wystarczające poparcie w parlamencie, aby wniosek został odrzucony. Głosowanie odbędzie się w czwartek w południe.

Oskarżenia o korupcję i żądania dymisji rządu. Bułgaria w ogniu protestów


Podczas środowej pięciogodzinnej dyskusji w parlamencie domagano się ukarania powszechnie oskarżanego o korupcję deputowanego Peewskiego. - Peewski powinien zostać usunięty z życia politycznego kraju - oświadczył deputowany opozycyjnej partii Kontynuujemy Zmiany - Demokratyczna Bułgaria (PP-DB) Bożydar Bożanow. Lider partii Asen Wasilew podkreślił, że w obliczu nasilających się protestów "rząd praktycznie upadł".

Według opozycji wskazują na to liczne demonstracje, które obejmują nie tylko stolicę, lecz większość dużych miast Bułgarii.

Do zwolenników parlamentarnej opozycji dołączyli pracownicy służby zdrowia, na podwyżki dla których w projekcie budżetu nie przewidziano środków. W środę w południe na ulice Sofii wyszli też studenci, domagając się walki z korupcją.

Nie jest jednak jasne, czy protesty doprowadzą do upadku rządu i przedterminowych wyborów. Duża część Bułgarów liczy na stworzenie centrolewicowej partii przez prezydenta Rumena Radewa, którego ostatnia kadencja upływa w styczniu 2027 roku. Na pytanie dziennikarzy, kiedy ewentualnie należy się tego spodziewać, Radew odpowiedział, że "to nastąpi w chwili, kiedy najmniej tego się będziecie spodziewać".


"Graffiti". Konfederacja "rozbije monopol NFZ-u"? Bryłka: Dokładnie takPolsat News


USA przejmują tankowiec u wybrzeży Wenezueli. "Duży, bardzo duży, największy"

Wczoraj, 10 grudnia (21:44)

Amerykańskie siły przechwyciły i zajęły tankowiec z ropą objęty sankcjami u wybrzeży Wenezueli - informuje agencja Bloomberga. To poważna eskalacja napięć między Stanami Zjednoczonymi a rządem Nicolasa Maduro. W reakcji na działania USA ceny ropy na światowych rynkach wzrosły.

  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

Według źródeł zbliżonych do sprawy amerykańskie siły przeprowadziły działania operacyjne "na statku bezpaństwowym", który ostatnio cumował w Wenezueli. Wydarzenie potwierdził sam Donald Trump

Jak zapewne wiecie, właśnie zajęliśmy tankowiec u wybrzeży Wenezueli - duży tankowiec, bardzo duży, największy, jaki kiedykolwiek zajęto - mówił dziennikarzom w Białym Domu. Wenezuelski państwowy koncern naftowy PDVSA oraz tamtejsze ministerstwa ropy i informacji nie odniosły się do sprawy.

Informacja o przejęciu tankowca spowodowała wzrost cen ropy na światowych giełdach - notowania ropy Brent w Londynie wzrosły nawet o 0,8 proc.

Działania USA mogą znacząco utrudnić Wenezueli eksport ropy, ponieważ inni armatorzy mogą być teraz mniej skłonni do transportu ładunków z kraju Maduro. Większość wenezuelskiej ropy trafia do Chin, zwykle przez pośredników i po znacznych rabatach, ze względu na ryzyko sankcyjne.

Przejęcie wenezuelskiego tankowca przez USA to wyraźna eskalacja: od sankcji finansowych do fizycznej interwencji. Podnosi to stawkę dla Caracas i wszystkich, którzy pomagają w eksporcie - komentuje w rozmowie z Bloombergiem Jorge Leon, szef analiz geopolitycznych w Rystad Energy. Takie działania tworzą geopolityczne wsparcie dla cen: nawet niewielkie wolumeny mogą wpływać na nastroje, gdy ryzyko dotyczy szlaków morskich i eskalacji między państwami - ocenia.

Administracja Donalda Trumpa od miesięcy zwiększa presję na prezydenta Nicolasa Maduro, oskarżając go o kierowanie operacją narkotykową. Pentagon przeprowadził ponad 20 ataków na domniemane statki przemytnicze w rejonie Wenezueli i Kolumbii, w wyniku których zginęło ponad 80 osób. Sam prezydent Trump wielokrotnie sugerował możliwość interwencji lądowej i twierdził, że "dni Maduro są policzone".

Rząd Maduro określa działania USA jako próbę przejęcia wenezuelskich rezerw ropy, jednych z największych na świecie. 

W ostatnich miesiącach Maduro wzywał obywateli do jedności przeciwko "amerykańskim groźbom" i zachęcał do wstępowania do bojówek. Rozmieścił także wojsko, okręty, samoloty i drony na granicy z Kolumbią, w niektórych stanach przybrzeżnych oraz na jednej z wysp w pobliżu Wenezueli.

Państwowy koncern PDVSA współpracuje z kilkoma międzynarodowymi partnerami, w tym z amerykańskim Chevronem. Na mocy licencji wydanej przez Departament Skarbu USA, Chevron jest zwolniony z sankcji i otrzymuje część wydobywanej ropy w ramach wspólnych przedsięwzięć z PDVSA.

Spadła ze sceny na konkursie Miss Universe. Kobieta walczy o życie

Wczoraj, 10 grudnia (21:03)

W trakcie konkursu Miss Universe w Tajlandii 19 listopada doszło do groźnego wypadku. 29-letnia Miss Jamajki dr Gabrielle Henry spadła ze sceny podczas prezentacji sukni wieczorowych. Na wszystko patrzyli jurorzy i widzowie. Organizatorzy przekazali nowe informacje o stanie zdrowia modelki.

  • Więcej aktualnych informacji ze świata znajdziesz na RMF24.pl.

Całą sytuację, która przyniosła zawodom Miss Universe 2025 spory - choć zapewne nie taki, jaki oczekiwali organizatorzy - rozgłos na świecie skomentował szef Miss Universe Organization, Raúl Rocha Cantú.

W listopadzie zapewniał, że 29-letnia Gabrielle Henry nie odniosła poważniejszych obrażeń, choć jej upadek wyglądał bardzo niepokojąco. Byłem tam z jej rodziną i z nią samą i na szczęście nie ma żadnych złamanych kości, jest pod dobrą opieką - informował. 

Nagranie ukazujące moment, gdy kobieta spada ze sceny obiegł media społecznościowe. 

W poniedziałek pojawiły się jednak nowe informacje o stanie zdrowia młodej kobiety. Organizatorzy w opublikowanym w tej sprawie komunikacie przekazali najnowszą diagnozę lekarzy. 

"Henry doznała poważnego upadku przez otwór na scenie podczas spaceru w eliminacjach 19 listopada 2025 roku, co spowodowało krwotok śródczaszkowy, utratę przytomności, złamanie, rany szarpane twarzy i inne poważne obrażenia" - napisali. 

Wiadomo też, że kobieta po przetransportowaniu do szpitala została przyjęta na oddział intensywnej terapii. Stan zdrowia modelki wciąż daleki jest idealnego. Organizatorzy konkursu zapewnili, że pokryją koszty leczenia miss Jamajki. W najbliższych dniach kobieta ma wrócić do ojczyzny, gdzie będzie kontynuować rekonwalescencje.  

Gabreille Henry spadłą ze sceny 19 listopada 2025 roku, gdy prezentował suknie na konkursie organizowanym w stolicy Tajlandii - Bangkoku. 

Polskie zbrojenia w ocenie zagranicznych mediów. "Polityczna przeszkoda"


W skrócie

  • Polska inwestuje rekordowe środki w zbrojenia, jednak większość dużych kontraktów realizowana jest za granicą ze względu na ograniczone możliwości krajowego przemysłu.

  • Polski przemysł zbrojeniowy boryka się ze spuścizną historyczną, przestarzałą infrastrukturą oraz brakiem zaawansowanych technologii, co uniemożliwia budowę kluczowego uzbrojenia.

  • Sektor obronny w Polsce szuka niszy w produkcji dronów, licząc na rozwój konkurencyjności na tym polu, choć nadal pozostaje daleko za liderami rynkowymi.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Autorzy Politico zauważyli, że Polska wydaje na zbrojenia najwięcej spośród krajów europejskich, jeśli chodzi o procentowy udział PKB. W tym roku rząd chce przeznaczyć na armię 186,6 mld zł.

Jednak w ich ocenie polski przemysł zbrojeniowy otrzyma jedynie część tej kwoty. "Praktycznie wszystkie duże zakupy to import, ponieważ lokalne firmy albo nie mogą wyprodukować odpowiedników, albo nigdy nie rozwinęły technologii pozwalającej na ich produkcję" - podano.

Politico: Polska zbroi się w odpowiedzi na zagrożenie z Rosji


Politico podkreśliło, że potrzeba przyspieszenia polskich inwestycji w armię wynika bezpośrednio z zagrożenia ze strony Rosji. W pierwszych miesiącach wojny rosyjsko-ukraińskiej na pełną skalę, rozpoczętej w 2022 r., Polska przekazała Ukrainie część swojego uzbrojenia produkcji sowieckiej.

"Warszawa rozpoczęła odbudowę swoich sił za pomocą gotowych systemów, stawiając na szybkie dostawy zamiast odbudowy produkcji krajowej" - zauważono.

Dziennik powołał się przy tym na raport Instytutu Pułaskiego, który oceniał, że "w niektórych dziedzinach osiągnięcie poziomu rozwoju przemysłowego porównywalnego z czołowymi krajami zajęłoby lata, jeśli nie dekady, i z pewnością kosztowałoby miliardy dolarów na badania i rozwój".

Polski przemysł zbrojeniowy z trudną historią


Przyczyn słabości zaplecza przemysłowego sektora zbrojeniowego Politico doszukuje się w historii Polski. Autorzy zwrócili uwagę, że Związek Radziecki uważnie lokował konkretne fabryki w swoich krajach satelickich, aby żaden z nich nie był w tej dziedzinie zbyt rozwinięty.

W tamtym czasie produkowano nad Wisłą satelity, pojazdy opancerzone i broń małego kalibru, ale nie wytwarzano wyrzutni rakietowych, nowoczesnej amunicji i nie rozwijano najnowszych technologii zbrojeniowych.

"PGZ nigdy nie zbuduje okrętu podwodnego czy samolotu" - powiedział w rozmowie z Politico prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Adam Leszkiewicz. Portal zwrócił uwagę, że wiele fabryk PGZ nie było odnawianych od lat 80. XX wieku. "Ogrzewanie się psuje, maszyny są przestarzałe, a w niektórych warsztatach w zimie jest tak zimno, że nie można spawać" - ustalił autor.

Polska szuka niszy. Stawia na drony


Ponadto produkcja sprzętu wytwarzanego w polskich zakładach trwa dłuższy okres. Jak podało Politico, wyprodukowanie bojowego wozu piechoty Borsuk zajmuje około dwóch lat.

Wobec tego polski przemysł postawił na produkcję dronów. Przedsiębiorcy uznali, że jest to sektor, w którym mogą konkurować z zagranicznymi koncernami. Według Politico w porównaniu z liderami rynku są to nadal firmy dysponujące małymi możliwościami produkcyjnymi.


"Wydarzenia": Maszewo. Po 80 latach z miasta zniknął radziecki pomnikPolsat News


Tragedia na rajskiej wyspie. Polski turysta utonął podczas nurkowania

Tragedia na rajskiej wyspie. Polski turysta utonął podczas nurkowania

Dorota Hilger

32-letni Polak utonął podczas nurkowania na Filipinach - informują lokalne media. Mężczyzna przemieszczał się z grupą turystów i lokalnych przewodników. Lokalne służby rozpoczęły śledztwo, które ma stwierdzić, czy do śmierci turysty doprowadziły zaniedbania.


article cover

Filipiny. 32-letni Polak utonął podczas nurkowania w Port BartonRobert Harding PremiumAFP



W skrócie

  • Polski turysta utonął podczas nurkowania z rurką na Filipinach w Port Barton na wyspie Palawan.

  • Zaginięcie 32-latka zauważono dopiero po około pół godziny, a jego ciało odnaleziono następnego dnia.

  • Lokalne służby badają, czy przyczyną tragedii mogły być zaniedbania ze strony organizatorów wycieczki.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Jak informuje portal GMA Network, do tragicznego utonięcia doszło w poniedziałek w Port Barton na wyspie Palawan. Mężczyzna, wraz z grupą turystów i lokalnymi przewodnikami, miał nurkować z rurką na jednej z lokalnych raf koralowych.

Nurkowie kierowali się w stronę znajdującej się w odległości około 300-500 metrów od miejsca zakotwiczenia ich łodzi wyspy.

Członkowie grupy zauważyli zaginięcie Polaka dopiero po upływie pół godziny.

Filipiny. Tragiczne utonięcie Polaka w Port Barton na wyspie Palawan


Do zdarzenia miało dojść między 12 a 14 czasu lokalnego. Ciało polskiego turysty, dryfujące na obszarze rafy, udało się odnaleźć dopiero następnego dnia.

Moises David Cabungan, przewodniczący Rady Parku Morskiego Port Barton, poinformował, że ciało zostało odnalezione w miejscu, gdzie głębokość wody sięga 14 metrów.

Lokalne służby badają, czy do śmierci Polaka mogło dojść w wyniku zaniedbań po stronie organizatorów wycieczki bądź załogi statku będącego bazą wypadową nurków.

Źródło: GMA Network


"Wydarzenia": Maszewo. Po 80 latach z miasta zniknął radziecki pomnikPolsat News


Awaria rurociągu przy granicy z Polską. Ropa tryska na wysokość kilkunastu metrów

Awaria rurociągu przy granicy z Polską. Ropa tryska na wysokość kilkunastu metrów

Wczoraj, 10 grudnia (20:11)

​Ministerstwo środowiska Brandenburgii poinformowało o poważnym wycieku ropy w powiecie Uckermark w północno-wschodnich Niemczech. Jak informują służby, doszło do awarii rurociągu zasilającego rafinerię PCK Schwedt, która znajduje się przy granicy z Polską. Sytuacja jest monitorowana przez lokalne władze. Przyczyna awarii nie jest jeszcze znana. Z ustaleń reportera RMF FM Jakuba Rybskiego wynika, że strona niemiecka nie komunikowała się z Polską w tej kwestii.

  • Wyciek ropy miał miejsce w powiecie Uckermark, w pobliżu granicy z Polską.
  • Awaria dotyczy rurociągu z portu Rostock do rafinerii PCK Schwedt.
  • Ropa tryska na wysokość kilkunastu metrów, a wyciek może potrwać do rana.
  • Nie odnotowano ofiar ani przerwy w pracy rafinerii.
  • Rafineria PCK Schwedt to kluczowy dostawca paliwa dla Brandenburgii i Berlina.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Do wycieku doszło w środę, a informację jako pierwsza podała lokalna gazeta "Maerkische Oderzeitung". Z relacji wynika, że ropa wydostaje się z rurociągu pod dużym ciśnieniem, osiągając strumień wysokości kilkunastu metrów. Służby ratownicze natychmiast podjęły działania, jednak według doniesień opanowanie sytuacji może potrwać nawet do rana.

Z ustaleń reportera RMF FM Jakuba Rybskiego wynika, że strona niemiecka nie komunikowała się z Polską w tej kwestii. Polskie służby nie biorą także udziału w naprawianiu awarii i usuwaniu skutków wycieku. Według naszego dziennikarza może to wynikać z tego, że na razie sytuacja jest pod kontrolą i nie ma dużego zagrożenia np. katastrofą ekologiczną w regionie. Z drugiej strony, strona niemiecka dopiero analizuje skalę problemu. 

W oświadczeniu rafineria PCK Schwedt poinformowała, że "awaria powstała na skutek prac przygotowawczych do zaplanowanego badanie bezpieczeństwa rurociągu, które były planowane na czwartek". Władze przedsiębiorstwa jako przyczynę awarii wykluczyły obce działania.

Pomimo poważnej awarii, rafineria PCK Schwedt nie przerwała działalności. Zakład ten jest głównym dostawcą paliwa dla regionu Brandenburgii oraz Berlina.

Rurociąg, w którym doszło do wycieku, biegnie z portu Rostock nad Morzem Bałtyckim bezpośrednio do rafinerii, zlokalizowanej tuż przy granicy z Polską, nad rzeką Odrą.

Na razie nie wiadomo, co spowodowało uszkodzenie rurociągu. Minister środowiska Brandenburgii Hanka Mittelstaedt zapowiedziała, że w czwartek uda się na miejsce, by osobiście ocenić rozmiar szkód i zagrożenie dla środowiska.

Służby prowadzą działania zabezpieczające teren i analizują potencjalne skutki wycieku.

Tragedia w ośrodku narciarskim we Włoszech. Nie żyje polski turysta

Tragedia w ośrodku narciarskim we Włoszech. Nie żyje polski turysta

Dorota Hilger

54-letni Polak zmarł podczas wypoczynku we włoskim ośrodku narciarskim Alta Valtellina w miejscowości Livigno w północnych Włoszech - informują lokalne media. Mężczyzna nagle zasłabł podczas zjazdu czerwoną trasą narciarską. Przybyłym na miejsce służbom nie udało się go uratować.


Stacja narciarska w zaśnieżonych górach z trasami narciarskimi, wyciągami krzesełkowymi oraz żółtym helikopterem ratunkowym na niebie, sugerującym ewentualną akcję ratunkową.

Włochy. Polak zmarł na stoku narciarskim w LivignoLa Provincia Unica 123RF/PICSEL



W skrócie

  • Polski turysta zmarł podczas jazdy na nartach w włoskim Livigno.

  • Służby ratunkowe szybko dotarły na miejsce, lecz nie udało się uratować mężczyzny.

  • Przyczyną tragedii było nagłe zasłabnięcie podczas zjazdu na czerwonej trasie.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Jak informuje lokalny portal La Provincia Unica, 5letni mężczyzna z Polski wypoczywał w ośrodku narciarskim Alta Valtellina w miejscowości Livigno.

Środowe popołudnie, kiedy doszło do tragicznego zdarzenia, spędził na stoku, gdzie zasłabł podczas zjazdu na czerwonej trasie narciarskiej w ośrodku Mottolino.

Na wydarzenie niezwłocznie zareagowały służby bezpieczeństwa ośrodka narciarskiego, w na terenie którego przebywał mężczyzna, wspierane przez funkcjonariuszy policji i lombardzkiej Agencji ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (AREU).

Włochy. Polski turysta zmarł na stoku narciarskim


Służbom ratunkowym udało się dotrzeć do poszkodowanego mężczyzny już po kilku minutach, ale mimo szybkiej reakcji Polaka nie udało się uratować. Na miejscu lądował śmigłowiec AREU.

Ratownicy medyczni mogli jedynie potwierdzić zgon turysty.

Położona w północnych Włoszech w regionie Lombardia miejscowość Livigno jest popularnym wśród turystów ośrodkiem narciarskim. Posiada kilkadziesiąt wyciągów narciarskich sięgających wysokości prawie 2800 m i trasy o łącznej długości ponad stu kilometrów.

Źródło: La Provincia Unica


"Graffiti". Konfederacja "rozbije monopol NFZ-u"? Bryłka: Dokładnie takPolsat News


Trump tworzy własną flotę boeingów. Departament sięgnął po 140 mln dolarów


W skrócie

  • USA przeznaczą 140 mln dolarów na zakup floty samolotów Boeing 737 do celów deportacyjnych.

  • Administracja Donalda Trumpa intensyfikuje politykę antyimigracyjną.

  • Krytycy oskarżają rząd USA o zbyt agresywną politykę wobec imigrantów i rekordowo niski limit przyjęć uchodźców.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Według reporterów "Washington Post" amerykański resort spraw wewnętrznych podpisał kontrakt na zakup sześciu samolotów Boeing 737 o łącznej wartości 140 milionów dolarów. Nowo utworzona flota ma posłużyć w celach deportacyjnych.

Ruch ten był możliwy dzięki zatwierdzeniu przez Kongres dodatkowego finansowania na realizację polityki Donalda Trumpa. Prezydent podkreśla, że za problemy z bezpieczeństwem w kraju odpowiada nielegalny napływ uchodźców, z których część ma jego zdaniem być powiązana z gangami i handlarzami środkami odurzającymi.

Obecnie - jak wyjaśniają autorzy serwisu Live and Let's Fly - departament musi korzystać z lotów czarterowych, aby deportować uchodźców do ich krajów. Jednym z takich przykładów było odesłanie w niedzielę do Iranu drugiej grupy osób, wobec których zastosowano nowe, zaostrzone prawo imigracyjne. "Pierwszy lot deportacyjny wystartował z USA pod koniec września, co było rzadkim przypadkiem współpracy między Iranem a Stanami Zjednoczonymi" - informowało BBC.

USA kupią dodatkowe boeingi. Flota do deportacji ludzi


Amerykańscy dziennikarze ocenili, że Służba Imigracka i Celna (ICE) będzie dążyła do zwiększenia liczby lotów w ramach deportacji. "Loty deportacyjne staną się bardziej regularne, bardziej zintegrowane i bardziej widoczne jako stała operacja rządowa" - podano na łamach Live and Let's Fly.

Urzędnicy Białego Domu, którzy poinformowali o planowanym zakupie, nie chcieli ujawnić szczegółów umowy. Później jednak oświadczenie w tej sprawie wydała rzeczniczka departamentu Tricia McLaughlin: "Ta nowa inicjatywa pozwoli zaoszczędzić 279 milionów dolarów podatników, umożliwiając ICE skuteczniejsze działania, w tym dzięki bardziej efektywnym wzorcom lotów".

- Cieszymy się, że media zauważają opłacalne i innowacyjne sposoby administracji Trumpa na spełnienie oczekiwania Amerykanów dotyczącego masowych deportacji imigrantów przebywających tu nielegalnie - wyjaśniła w odpowiedzi na pytania stacji CNBC.

Kongres Stanów Zjednoczonych na początku tego roku przeznaczył łącznie 170 miliardów dolarów na sfinansowanie czterech lat wypełniania agendy Donalda Trumpa dotyczącej ochrony granic i imigracji.

USA. Dziennikarze krytykują Trumpa za politykę migracyjną


Według dziennikarki radia NPR Ximeny Bustillo - specjalizującej się w tematach uchodźctwa - Donald Trump w ostatnich dniach przekształcił jeden z organów Departamentu Spraw Wewnętrznych w "jedną z najsilniejszych sił antyimigracyjnych". Chodzi o Służby ds. Obywatelstwa i Imigracji USA (USCIS), które - według informacji przekazanych w poniedziałek - mają odgrywać znaczącą rolę w nowym systemie weryfikacji wniosków o pobyt w Stanach.

"Biały Dom ograniczył również liczbę przyjęć uchodźców na bieżący rok do 7,5 tys., co jest najniższym limitem od czasu uruchomienia nowoczesnego programu uchodźczego w latach 80." - napisała na łamach serwisu radia.

Ponadto szef zespołu Białego Domu ds. organizacji piłkarskich mistrzostw świata Andrew Giuliani mówił 3 grudnia, że administracja Trumpa rozważa także zatrzymania obcokrajowców, którzy w 2026 roku przybędą na stadiony, aby oglądać mecze swoich reprezentacji. Dotyczy to obywateli co najmniej 19 krajów, w tym m.in. Afganistanu i Wenezueli.

Przekonywał jednak, że twierdzenia, jakoby USA pod rządami Donalda Trumpa były nieprzyjazne dla przybyszów z zagranicy, to "fikcja".

Źródło: "Washington Post"


Żurek w "Gościu Wydarzeń": Wielu Polaków jest nabieranych na kryptowalutyPolsat NewsPolsat News


Ile broniłaby się Wielka Brytania? Analizują plan na wypadek wojny z Rosją


W skrócie

  • Brytyjska armia według ekspertów mogłaby bronić się tylko przez kilka tygodni w przypadku lądowego konfliktu z Rosją.

  • W ocenie BBC jednym z potencjalnych punktów zapalnych w Europie jest przesmyk suwalski.

  • Eksperci podkreślają, że społeczeństwo Wielkiej Brytanii - w przeciwieństwie do m.in. Polski - nie jest gotowe na ewentualny konflikt. Jednocześnie rosyjska gospodarka została przestawiona na wojenne tory.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

W przypadku wojny na lądzie - jak twierdzi Justin Crump, szef prywatnej firmy wywiadowczej Sibylline - brytyjska armia najprawdopodobniej uległaby osłabieniu, czyli byłaby niezdolna do skutecznej walki, w ciągu kilku tygodni od momentu swojego zaangażowania. Ekspert dodaje jednak, że "wiele zależy od formy konfliktu".

"Punty zapalne" w Europie. Wskazują na przesmyk suwalski


"Istnieje kilka potencjalnych punktów zapalnych" - pisze BBC i - jak dodaje - "szefowie szefowie wojskowi NATO obawiają się, że Władimir Putin, gdyby pozwolono mu osiągnąć swoje cele w Ukrainie, mógłby ostatecznie tam zacząć szukać nowych celów agresji".

Jednym z potencjalnych celów - jak czytamy - jest przesmyk suwalski. "Zajęcie tego terenu umożliwiłoby Moskwie bezpośredni dostęp do jej strategicznej bazy nad Bałtykiem" w obwodzie królewieckim.

- Nie planujemy wojny z Europą. Ale jeśli Europa tego chce i zacznie, jesteśmy gotowi już teraz - mówił na początku grudnia Władimir Putin, oskarżając kraje europejskie o blokowanie wysiłków Stanów Zjednoczonych zmierzających do zaprowadzenia pokoju w Ukrainie.

BBC w swojej analizie zaznacza, że jest wysoce nieprawdopodobne, aby Wielka Brytania kiedykolwiek znalazła się w stanie wojny z Rosją w pojedynkę, bez wsparcia sojuszników z NATO. "Słowa Putina były jednak nieprzyjemnym przypomnieniem, iż wojna między Rosją a NATO nie jest tak odległa, jak ludzie liczą" - czytamy.

"Jako społeczeństwo, Wielka Brytania - w przeciwieństwie do Polski, Finlandii i państw bałtyckich - bez wątpienia nie jest gotowa na wojnę. Nawet poważne przygotowania na taką ewentualność byłyby kosztowne, niepopularne i politycznie ryzykowne" - ocenia BBC.

Potencjalne akty sabotażu w Wielkiej Brytanii. Piszą o "znacznych szkodach"


W analizie czytamy, że istnieje wiele sposobów prowadzenia wojny, nie tylko takie jakie znamy z Ukrainy, czyli zmasowane naloty dronów, ataki bombami czy rakietami.

"Nasze nowoczesne, napędzane technologią społeczeństwo jest w dużym stopniu uzależnione od sieci podmorskich kabli i rurociągów łączących Wielką Brytanię z resztą świata. Powszechnie uważa się, że tajne operacje rosyjskich okrętów szpiegowskich, takich jak Jantar, miały na celu zbadanie tych kabli pod kątem potencjalnego sabotażu w czasie wojny. Dlatego Królewska Marynarka Wojenna zainwestowała niedawno we flotę podwodnych dronów wyposażonych we wbudowane czujniki" - podkreśla BBC.

Jak czytamy, w razie wybuchu wojny te niewykrywalne działania w połączeniu z niemal nieuniknioną próbą "oślepienia" zachodnich satelitów w kosmosie, poważnie ograniczyłyby zdolności bojowe Wielkiej Brytanii i mogłyby również wyrządzić znaczne szkody społeczeństwu obywatelskiemu.

Czego Europę powinna nauczyć wojna w Ukrainie? "Dwie najważniejsze lekcje"


- Wciąż niewiele jest dowodów na to, że Wielka Brytania ma plan prowadzenia wojny trwającej dłużej niż kilka tygodni - argumentuje Hamish Mundell z think tanku Royal United Services Institute (Rusi). - Możliwości medyczne są ograniczone. Systemy regeneracji rezerw działają powoli. Brytyjski plan postępowania w przypadku masowych ofiar wydaje się opierać na unikaniu ofiar - wymienia ekspert.

Jak czytamy, "z typowo brytyjską powściągliwością" Mundell dodaje: "Można to uznać za optymistyczne założenie planistyczne".

W ocenie BBC dwie najważniejsze lekcje, jakie płyną z wojny w Ukrainie, to po pierwsze, że drony stały się nieodłącznym elementem nowoczesnej wojny na każdym poziomie, a po drugie, że "masa", czyli sama liczba personelu i sprzętu wojskowego, ma znaczenie.

Armia słabej jakości, gospodarka w stanie wojny. Oceniają sytuację Rosji


"Rosyjska armia jest generalnie bardzo słabej jakości. Jej żołnierze są słabo wyposażeni, słabo dowodzeni i źle odżywieni. Ich średnia długość życia w śmiertelnie niebezpiecznej 'strefie dronów' na wschodzie Ukrainy jest krótka" - czytamy.

Brytyjski wywiad szacuje, że od początku pełnoskalowej inwazji w lutym 2022 r. armia rosyjska poniosła ponad 1,1 miliona ofiar - zabitych, rannych, pojmanych lub zaginionych. Nawet ostrożne szacunki mówią o 150 tys. zabitych Rosjan. Ukraina również poniosła katastrofalne straty, ale dokładne liczby są trudne do ustalenia. Jednocześnie - podaje BBC - Rosja potrafiła wykorzystać tak ogromne zasoby siły roboczej, że na ten moment udało jej się zastąpić świeżymi nabytkami około 30 tys. ponoszonych miesięcznie ofiar.

"Gospodarka Rosji od ponad trzech lat znajduje się w stanie wojny - na czele ministerstwa obrony stanął ekonomista, a rosyjskie fabryki produkują coraz większe liczby dronów, pocisków rakietowych i pocisków artyleryjskich. Według najnowszego raportu Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej Rosja produkuje co miesiąc około 150 czołgów, 550 bojowych wozów piechoty, 120 dronów Lancet i ponad 50 sztuk artylerii" - czytamy.

Jak ocenia BBC, Wielka Brytania i większość jej zachodnich sojuszników "nie są nawet blisko tego punktu", a analitycy twierdzą, że "miną lata", zanim fabryki w Europie Zachodniej osiągną poziom produkcji broni porównywalny z masową produkcją w Rosji.

- Wojna lądowa w Ukrainie pokazała ponad wszelką wątpliwość, że masa jest absolutnie niezbędna dla każdego, kto zamierza stawić czoła Rosji na lądzie - mówi Keir Giles, ekspert ds. Rosji w think tanku Chatham House. - Wykazano, że posiadanie rezerw, znacznie większych niż stałe regularne siły zbrojne, jest niezbędne - dodaje.


"Wydarzenia": Kolejne dziki z ASF. Hodowcy boją się o swoje gospodarstwaPolsat News


"Wkurzyliście niewłaściwe pokolenie". Bułgaria w ogniu protestów

Wczoraj, 10 grudnia (19:16)

Aktualizacja: Wczoraj, 10 grudnia (20:51)

W Sofii i 25 innych dużych miastach Bułgarii trwają masowe protesty. Wśród demonstrantów przeważają ludzie młodzi, tzw. pokolenie Z. Młodzi Bułgarzy domagają się wycofania kontrowersyjnego projektu budżetu na 2026 rok oraz dymisji rządu. Ich hasło jest jasne: "Wkurzyliście niewłaściwe pokolenie".

  • W Bułgarii trwają największe od lat protesty, które rozpoczęły się 1 grudnia. 
  • Główną przyczyną jest brak perspektyw dla młodych, korupcja i polityczna arogancja. 
  • Młodzi ludzie, zwłaszcza Pokolenie Z, aktywnie korzystają z mediów społecznościowych i influencerów, by mobilizować się do protestów. 
  • Protestujący wskazują na byłego premiera Bojko Borisowa i oligarchę Deljana Pejewskiego jako symbole systemowej korupcji. 
  • W tle jest też obawa przed "orbanizacją" Bułgarii, czyli osłabieniem demokracji, co budzi niepokój zarówno w kraju, jak i w Europie.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

Protesty trwają od 1 grudnia i uznawane są za największe w kraju od lat. Bezpośrednią przyczyną demonstracji był projekt budżetu przewidujący m.in. podwyżki podatków i składek społecznych. Jednak, jak podkreślają sami protestujący, prawdziwym powodem jest brak perspektyw dla młodych ludzi w kraju, wszechobecna korupcja i polityczna arogancja. Budżet był powodem do protestu, ale prawdziwą przyczyną jest to, że nie widzimy szans na pozostanie w Bułgarii, założenie firmy czy rodziny - mówi 18-letni Martin Atanassov, jeden z liderów młodzieżowych, cytowany przez niemieckiego nadawcę Deutsche Welle.

Według Transparency International Bułgaria zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej pod względem zwalczania korupcji. Młodzi protestujący wskazują na dwóch głównych winnych obecnej sytuacji: byłego premiera Bojko Borisowa oraz oligarchę Deljana Pejewskiego, który jest objęty sankcjami USA i Wielkiej Brytanii, a którego partia wspiera obecną mniejszościową koalicję rządzącą... Jednak, jak podkreślają liderzy protestów, odsunięcie tych polityków od władzy to dopiero początek walki z systemową korupcją.

W protestach ogromną rolę odegrały media społecznościowe oraz influencerzy, którzy zachęcali młodych do wyjścia na ulice. W ciągu jednej nocy liczba użytkowników TikToka zaangażowanych w temat protestów wzrosła do 488 tysięcy - 70 razy więcej niż zwykle. Popularne stały się memy, protest songi i hasła, które łączą politykę z popkulturą, np. "Zabierz dziewczynę na randkę na protest".

W idealnym świecie o wiele lepiej jest przeczytać dłuższą analizę, ale memy to bardzo szybki sposób na przekazanie idei - przekazała DW influencerka Andrea Banda Banda.

Pokolenie Z, to określenie demograficzne osób urodzonych mniej więcej między połową lat 90. XX wieku a początkiem drugiej dekady XXI wieku.

Bułgaria ma jeden z najniższych w Unii Europejskiej wskaźników długu publicznego. Niemniej jednak budżet zaproponowany przez rząd zakłada zaciąganie znacznych pożyczek i podwyższenia podatków, a protestujący obawiają się, że zadłużanie spowoduje niesprawiedliwą redystrybucję środków, faworyzującą administrację, utrudni rozwój przedsiębiorczości i doprowadzi do niedofinansowania kluczowych sektorów. Największe obawy w kraju budzi szczególnie stan służby zdrowia. W tym sektorze protesty lekarzy i pielęgniarek trwają od roku.

Rząd, próbując uspokoić nastroje, zaproponował nowy projekt budżetu, który odracza podwyżki podatków o dwa lata. Jednak młodzi zapowiadają dalsze protesty, a opozycja złożyła wniosek o wotum nieufności wobec rządu. Eksperci podkreślają, że obecny kryzys może doprowadzić do przedterminowych wyborów.

Władze Bułgarii starają się bagatelizować demonstracje i twierdzą, że te są wymierzone głównie w przyjęcie przez kraj waluty euro - Sofia oficjalnie wejdzie do strefy 1 stycznia 2026 roku, co budzi obawy o wzrost cen.

W debacie publicznej, dotyczącej najnowszych wydarzeń w Bułgarii pojawia się jednak termin "orbanizacja". Nie chodzi o literówkę, ale nawiązanie do stylu rządów węgierskiego premiera Viktora Orbana. Eksperci z European Council on Foreign Relations (ECFR) ostrzegają, że Sofia może podążać ścieżką Budapesztu, gdzie demokracja została poważnie osłabiona.

Oprócz kwestii czysto ekonomicznych ogromny sprzeciw społeczny wywołały reformy sądownictwa w Bułgarii oraz działania rządu wobec niezależnych mediów. Młodzi Bułgarzy coraz częściej deklarują, że nie chcą żyć w kraju, gdzie demokracja jest zagrożona, a instytucje publiczne są podporządkowane interesom wąskiej grupy polityków i biznesmenów.

ECFR zauważa, że styl bułgarskich rządów wpisuje się w trend obowiązujący w niektórych krajach europejskich, a wyrażający się spójnością z amerykańską polityką zagraniczną. Ośrodek analityczny ocenia, że jest to swoista "droga do sukcesu politycznego na skróty", powodująca tworzenie się skorumpowanych i oportunistycznych rządów, wspieranych dzięki wojnie kulturowej wypowiedzianej Europie przez Donalda Trumpa.

Ośrodek zauważa jednak, że gwałtowność protestów i fakt, że uczestniczy w nich pokolenie Z, nieposiadające wspomnień z czasów komunistycznych, ani kryzysu hiperinflacji końca lat 90., świadczy o tym, że istnieje nie tylko społeczne poparcie dla UE, ale także potrzeba, by Wspólnota odważniej chroniła swoje procesy demokratyczne.

Według sondażu ośrodka Myara poparcie społeczne dla protestów w Bułgarii utrzymuje się na poziomie ponad 70 proc.

Myśliwce USA tuż przy granicy Wenezueli. Nagle pojawiły się na radarach


W skrócie

  • Dwa amerykańskie myśliwce F/A-18 Super Hornet krążyły przez 40 minut nad Zatoką Meksykańską, zbliżając się na 20 mil morskich do wybrzeża Wenezueli.

  • Oficjalnie lot był rutynowym treningiem, ale eksperci sugerują, że USA chciały wywrzeć presję na wenezuelskie władze i sprawdzić ich systemy obronne.

  • Incydent miał miejsce w momencie nasilających się napięć dyplomatycznych i militarnych między USA a Wenezuelą.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Amerykańskie myśliwce F/A-18 Super Hornet pojawiły się na radarach we wtorek, około godziny 13:00, po czym około 40 minut krążyły nad Zatoką Meksykańską. Dane z systemu śledzenia lotów wykazały, że samoloty zbliżyły się do wenezuelskiej linii brzegowej na odległość 20 mil morskich.

W środę z kolei agencja Reutera poinformowała, powołując się na dwóch amerykańskich urzędników, że USA przejęły tankowiec u wybrzeży Wenezueli. Operację przeprowadziła amerykańska straż przybrzeżna. Jej szczegóły nie są znane.

Przejęcie tankowca potwierdził wieczorem (czasu polskiego) sam Donald Trump. - Właśnie przejęliśmy tankowiec u wybrzeży Wenezueli, duży tankowiec, bardzo duży, największy w historii, a poza tym dzieją się inne rzeczy - powiedział prezydent USA.

Przedstawiciel amerykańskiego resortu obrony, w rozmowie z Associated Press, poinformował, że zauważone we wtorek maszyny wykonywały "rutynowy lot treningowy". Podkreślił również, że samoloty pozostawały w międzynarodowej przestrzeni powietrznej.

Tuż przed pojawieniem się na radarach amerykańskich myśliwców, zauważono także inny samolot - EA-18G Growler. Wykonał on pętle w pobliżu północnego wybrzeża Wenezueli.

Wenezuela. Dwa amerykańskie myśliwce nad Zatoką Meksykańską


Wtorkowy incydent nie jest pierwszym tego typu wydarzeniem w ostatnich tygodniach. Wcześniej nad i wzdłuż wybrzeżem Wenezueli przelatywały bombowce B-52 Stratofortress i B-1 Lancer.

Justin Crump, szef firmy konsultingowej Sibylline cytowany przez BBC, zasugerował, że celem tego posunięcia było "wsparcie sygnałów wysyłanych przez administrację i wywarcie presji na wenezuelskie władze".

Z kolei Greg Bagwell, były marszałek sił powietrznych Wielkiej Brytanii, ocenił z kolei, że loty miały na celu "sondowanie" systemów obronnych Wenezueli. 

- Growler mógł nasłuchiwać w przestrzeni radiowej, podczas gdy Super Hornety zapewniały osłonę przeciwlotniczą - powiedział Baswell. Dodał, że Growler wykrywałyby również "aktywne stanowiska rakietowe".

Napięcia na linii Wenezuela - USA. Trump: Dni Maduro u władzy są policzone


Do incydentu nad Zatoką Meksykańską doszło w sytuacji rosnących napięć w kontaktach Stanów Zjednoczonych i Wenezueli.

W ostatnim czasie USA przeprowadziło serię ataków na wenezuelskie statki na wodach Pacyfiku w ramach swojej kampanii przeciwko przemytowi narkotyków. W ich wyniku zginęło kilkadziesiąt osób.

W wywiadzie udzielonym dzień przed incydentem, prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump oświadczył, że dni u władzy Nicolasa Maduro, stojącego na czele Wenezueli, są "policzone".

Odmówił jednak komentarza w sprawie ewentualnego wysłania amerykańskich wojsk do tego kraju. Sam Maduro oskarżył Stany Zjednoczone o przeprowadzanie ataków w celu destabilizacji kraju i odsunięcia go od władzy.

Źródło: BBC


Bryłka w "Graffiti": Prezydent Nawrocki powinien spotkać się z prezydentem ZełenskimPolsat News


Bliski współpracownik Zełenskiego uciekł do Izraela. Próbowano go zamordować

Bliski współpracownik Zełenskiego uciekł do Izraela. Próbowano go zamordować

Paweł Sekmistrz

Nieznani sprawcy podjęli próbę zamachu na Tymura Mindicza - biznesmena i byłego współpracownika Wołodymyra Zełenskiego, który po skandalu korupcyjnym w Ukrainie zbiegł do Izraela. O sprawie poinformował w środę ukraiński oligarcha, Ihor Kołomojski. Sprawcy mieli być przygotowani na zabójstwo, jednak trafili do niewłaściwego domu. Zostali zatrzymani.


Mężczyzna w czarnym płaszczu stoi na tle flagi, w prawym górnym rogu wstawione jest zdjęcie innego mężczyzny w jasnej koszuli, z lekkim zarostem, na rozmytym tle.

Były współpracownik Zełenskiego o mało nie stał się ofiarą zamachuRadio Swoboda/FILIPPO MONTEFORTE AFP



W skrócie

  • Tymur Mindicz, były współpracownik Wołodymyra Zełenskiego, uciekł z Ukrainy do Izraela po skandalu korupcyjnym związanym z Enerhoatomem.

  • Próbowano go zamordować w Izraelu, lecz sprawcy pomylili dom i zostali zatrzymani przez lokalne służby.

  • Mindicz jest podejrzewany o kierowanie groźną siatką korupcyjną, a ukraiński sąd wydał za nim nakaz zatrzymania.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

O sprawie nieudanego zamachu na życie Mindicza Kołomojski poinformował w trakcie rozmowy z dziennikarzami w Sądzie Apelacyjnym w Kijowie. Według jego wiedzy, do zdarzenia miało dojść 28 listopada w Izraelu.

Plany napastników nie zostały zrealizowane z powodu pomyłki. - Weszli do sąsiedniego budynku. Weszli przez złe drzwi - mówił przedsiębiorca.

Tymur Mindicz. Uciekł z Ukrainy po rozpoczęciu śledztwa w sprawie korupcji


W wyniku działań zamachowców ranna została pracująca w budynku pokojówka. Kołomojski stwierdził, że sąsiedzi Mindicza byli zdezorientowani. Potwierdził też, że napastnicy zostali zatrzymani.

Biznesmen dodał, że w czwartek ujawni więcej informacji na temat zdarzenia. Stać się ma to podczas odroczonej do tego dnia rozprawy związanej z postawionymi mu zarzutami prania pieniędzy i defraudacji środków z największego ukraińskiego banku.

Tymur Mindicz opuścił Ukrainę tuż przed rozpoczęciem przeszukań w sprawie skandalu korupcyjnego związanego z dostawcą energii elektrycznej Enerhoatom. Przekroczył granicę z Polską i wyjechał do Tel Awiwu, gdzie ma obecnie przebywać. Ukraiński sąd wydał nakaz zatrzymania zbiegłego biznesmena.

Skandal korupcyjny w Ukrainie. Osiem osób z zarzutami


Według ukraińskich śledczych Mindicz zorganizował siatkę korupcyjną, której ustalenie doprowadziło Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy do postawienia w listopadzie zarzutów ośmiu osobom. Stało się tak po opublikowaniu nagrań, na których podejrzani omawiali kwestię łapówek i korzyści majątkowych związanych z kontraktami w sektorze energetycznym.

Aferzyści mieli pobierać od kontrahentów Enerhoatomu, państwowego operatora elektrowni jądrowych, łapówki w wysokości od 10 do 15 proc. wartości kontraktów. Nielegalne środki miały być legalizowane przez tzw. back office w centrum Kijowa, przez który - jak ustalono - przeszło około 100 mln dolarów.

"Śledczy twierdzą, że Mindicz koordynował przebieg procederu i używał zaszyfrowanego języka oraz kryptonimów do przekazywania płatności za pośrednictwem siatki stworzonej do prania pieniędzy i prowadzonej przez biznesmena Oleksandra Tsukermana" - pisze z kolei Kyiv Independent.

Źródło: Unian, Kyiv Independent


"Graffiti". Konfederacja "rozbije monopol NFZ-u"? Bryłka: Dokładnie takPolsat News


Dawca oddał nasienie z rakotwórczym genem. "Blisko 200 przypadków" użycia


W skrócie

  • Dawca nasienia był nosicielem mutacji genetycznej zwiększającej ryzyko nowotworu, która mogła zostać przekazana blisko 200 dzieciom w różnych krajach Europy.

  • Mutacja genu TP53 prowadzi do zespołu Li Fraumeniego, odpowiadającego za drastycznie zwiększone ryzyko wystąpienia nowotworów.

  • Część dzieci poczętych z zakażonego nasienia zmarła. U co najmniej 10 wytworzyły się nowotwory na wczesnym etapie życia.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Materiał pochodził od mężczyzny, który w 2005 roku jako student zaczął sprzedawać je do Europejskiego Banku Nasienia. Przeprowadzone u niego testy przesiewowe nie wykazały żadnej choroby, choć obecnie wiadomo, że geny zmutowały jeszcze przed jego narodzinami.

Materiał pobrany od dawcy wykorzystywano przez około 17 lat. W tym czasie w wyniku sztucznego poczęcia na świat przyszło blisko 200 dzieci - wynika ze śledztwa prowadzonego przez Europejską Unię Nadawczą (EBU). "Nasienie dawcy zostało wykorzystane przez 67 klinik leczenia niepłodności w 14 krajach" - podano.

Dawca oddał materiał z mutacją genetyczną. Korzystano z niego w 14 krajach


Dziennikarskie śledztwo wykazało, że do narodzin po implementacji nasienia doszło w Danii, Belgii, Hiszpanii, Grecji i Niemczech. Ponadto było ono sprzedawane także m.in. do Polski, Irlandii, Albanii, Kosowa i Szwecji, gdzie również odbywa się leczenie niepłodności. BBC ustaliło, że choć kobiety w Wielkiej Brytanii nie były bezpośrednio narażone na korzystanie z genetycznie złego nasienia, "bardzo niewielka" liczba brytyjskich rodzin została dotknięta tym problemem po leczeniu niepłodności w Danii.

Europejski Bank Nasienia wyraził swoje "najgłębsze współczucie" i przekazał, że wszystkie kobiety, które korzystały z próbek od tego mężczyzny, zostały poinformowane o mutacji genetycznej i wezwane na badania.

Według BBC genetyczna mutacja wynika z uszkodzenia genu TP53, który odgrywa kluczową rolę w zapobieganiu tworzenia się komórek nowotworowych. Choć większość nasienia dawcy nie zawiera niebezpiecznej formy genu, jest on obecny w około 20 proc. plemników. Każde dziecko, które zostało z nich poczęte, będzie nosicielem mutacji.

Błędy po leczeniu niepłodności. Chodzi o zespół Li Fraumeniego


Zjawisko to nazywa się zespołem Li Fraumeniego. Choć jest rzadki, jest jednocześnie dziedziczny i odpowiada za zwiększenie ryzyka powstania nowotworu do 90 proc. we wczesnej fazie rozwoju człowieka. Sprzyja także tworzeniu się komórek raka piersi w późniejszych latach życia.

- To straszna diagnoza - oceniła w rozmowie z BBC prof. Clare Turnbull, genetyk nowotworów z Instytutu Badań nad Rakiem w Londynie. - To bardzo trudna diagnoza dla rodziny, to ciężar życia z ryzykiem, wyraźnie druzgocącym - dodała.

Obecna medycyna nie znalazła skutecznego rozwiązania na tę przypadłość. Co roku potrzebne są wobec tego badania w formie rezonansu magnetycznego ciała i mózgu osób noszących mutację. Przeprowadza się także USG jamy brzusznej w celu wykrycia zmian nowotworowych. Niektóre kobiety decydują się również prewencyjnie usunąć piersi.

Zdiagnozowano osoby z nowotworami. "U niektórych wykryto dwa różne"


W oświadczeniu cytowanym przez BBC Europejski Bank Nasienia poinformował, że "sam dawca nie jest chory", a taka mutacja "nie jest profilaktycznie wykrywana przez badania genetyczne". Zapewniono, że materiał dawcy został "natychmiast zablokowany" w momencie wykrycia wady.

Podczas Europejskiego Towarzystwa Genetyki Człowieka lekarze, którzy zajmowali się osobami poczętymi dzięki przekazaniu tego nasienia, zgłosili, że z 67 znanych wówczas przypadków u 23 zdiagnozowano zmiany genetyczne, a u 10 wykryto nowotwór. Nie wiadomo dokładnie, ile z tych 197 dzieci odziedziczyło mutację.

- Są takie, które już rozwinęły dwa różne nowotwory, a niektóre z nich zmarły w bardzo młodym wieku - przekazał dr Edwige Kasper, genetyk nowotworów ze Szpitala Uniwersyteckiego w Rouen we Francji.

Dziennikarze BBC zauważyli, że nie ma prawa określającego, ile razy nasienie dawcy może być użyte na całym świecie. Poszczególne kraje same regulują limity. Europejski Bank Nasienia przyznał, że te limity "niestety" zostały przekroczone w niektórych krajach. Przykładowo w Belgii nasienie jednego dawcy powinno być używane maksymalnie przez sześć rodzin. Zamiast tego 38 różnych kobiet urodziło z tego samego materiału genetycznego 53 dzieci.

Źródła: BBC, Euronews


"Wydarzenia": Maszewo. Po 80 latach z miasta zniknął radziecki pomnikPolsat News


Tajemnicze zaginięcie Polaka we Włoszech. Najnowsze informacje


W skrócie

  • Karol Brożek, 44-letni Polak, zaginął w Apeninach po opuszczeniu kampera 19 listopada.

  • Intensywne poszukiwania kontynuują włoskie służby, korzystając z dronów, helikopterów i psów tropiących, mimo pogarszających się warunków pogodowych.

  • Siostra zaginionego, Diana Brożek, angażuje się w działania poszukiwawcze i szuka wsparcia.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Według dotychczasowych ustaleń, Polak został nagrany 19 listopada przez kamery monitoringu, gdy w towarzystwie swoich psów opuścił swój kamper zaparkowany na płaskowyżu Campo Imperatore, położonego w sercu masywu Gran Sasso. Następnie skierował się w stronę Corno Grande, najwyższego szczytu Apeninów.

Włochy. Karol Brożek zaginął. Warunki pogodowe utrudnią poszukiwania?


W kamperze znaleziono rzeczy osobiste i telefon komórkowy 44-latka, ale numer nie zgadzał się z podanym w umowie najmu kampera. Mężczyzna prawdopodobnie miał przy sobie drugi telefon.

Choć od zaginięcia Brożka minęło już ponad 20 dni, włoskie służby nadal prowadzą poszukiwania. Jak podaje Rai News, w akcji biorą udział m.in. policjanci, naziemne zespoły ratownicze, straż pożarna i lokalne służby ratunkowe. Do akcji wykorzystano także m.in. drony i śmigłowce, a także wsparcie psów tropiących.

Działania prowadzono na wysokości do ok. 2800 metrów, wykonywane przez wyspecjalizowanych ratowników górskich. Poszukiwania będą kontynuowane, dopóki umożliwią to warunki pogodowe w Alpach. W najbliższych dniach istnieje ryzyko wystąpienia lawin górskich.

Siostra Karola Brożka prowadzi poszukiwania. "Jestem wykończona"


Diana Brożek, siostra bliźniaczka poszukiwanego mówiła włoskim mediom, że po raz ostatni dzwonili do siebie dzień przed zaginięciem. Wszczęcie poszukiwań zostało opóźnione, gdyż Polak w przeszłości wielokrotnie nie odzywał się do rodziny przez kilka dni podczas swoich wypraw.

Dodała też, że zaginięcie zostało zgłoszone po tym, gdy wypożyczalnia samochodów powiadomiła rodzinę o znalezieniu zamkniętego kampera na dużej wysokości, bez śladów użytkowania.

W sprawie pomocy w znalezieniu brata, Diana Brożek zwróciła się o pomoc do Krzysztofa Jackowskiego, przedstawiającego się jako medium i "jasnowidz z Człuchowa". Kobieta jest też aktywna w mediach społecznościowych, założyła grupę służącą wymianie informacji w sprawie prowadzonych poszukiwań.

"Jestem wykończona i tracę wiarę. Jutro kolejny dzień poszukiwań z super dronami..." - napisała 7 grudnia.

Źródła: ansa.it, rainews.it


Żurek w "Gościu Wydarzeń": Wielu Polaków jest nabieranych na kryptowalutyPolsat NewsPolsat News


Trump nie żartował. USA wydadzą miliony na Boeingi do deportacji

  • Wczoraj, 10 grudnia (17:39)

    Prawie 140 milionów dolarów planuje wydać Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych na zakup floty samolotów Boeing 737, które będą wykorzystywane do deportacji imigrantów. Poinformował o tym w środę "The Washington Post", przypominając, że urzędnicy z administracji Donalda Trumpa wyznaczyli sobie cel: wysiedlenie miliona osób do końca pierwszego roku jego urzędowania.

    • Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA planuje wydać około 140 milionów dolarów na zakup samolotów Boeing 737 do deportacji imigrantów.
    • "The Washington Post" podaje, że ta gigantyczna kwota ma pochodzić z powiększonego budżetu na egzekwowanie przepisów imigracyjnych.
    • Do tej pory korzystano z czarterowych samolotów, ale teraz administracja Trumpa planuje rozbudować flotę na potrzeby masowych deportacji.
    • Deportacje były jednym z kluczowych punktów kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa. 
    • Jego administracja zapowiadała, że dąży do wysiedlenia miliona osób w pierwszym roku jego urzędowania.
    • Ile deportacji - jak podaje dziennik - już przeprowadzono? O tym przeczytasz poniżej. 
    • Bądź na bieżąco. Najnowsze informacje z Polski i ze świata znajdziesz na RMF24.pl.

    Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych zamierza wydać prawie 140 milionów dolarów, by kupić flotę samolotów Boeing 737. Mają być wykorzystywane do deportacji. Powiadomił o tym w środę "The Washington Post", powołując się na dwóch urzędników zaznajomionych z umową i dokumentami związanymi z tą sprawą.

    Jak podaje dalej dziennik, pieniądze mają pochodzić z drastycznie zwiększonego budżetu na egzekwowanie przepisów imigracyjnych. Na początku tego roku Kongres zatwierdził przeznaczenie 170 miliardów dolarów na czteroletni program prezydenta Donalda Trumpa w zakresie granic i imigracji - w ramach rozległej ustawy podatkowej Partii Republikańskiej. 

    Służba Imigracyjna i Celna USA (ICE) od dawna korzysta z samolotów czarterowych do przeprowadzania lotów deportacyjnych, ale dwóch urzędników, do których dotarł "The Washington Post" wskazuje, że amerykańska federalna agencja podlegająca Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych ma znacznie szersze plany.

    Kwestia deportacji jak największej liczby migrantów była jedną z głównych obietnic przedwyborczych Donalda Trumpa. Urzędnicy z jego administracji wyznaczyli sobie cel - wysiedlenie miliona osób do końca pierwszego roku urzędowania przywódcy USA.

    Tom Homan, rzecznik Trumpa ds. granic, powiedział - o czym również pisze "The Washington Post" - że przeprowadzono już ponad 579 tys. deportacji, choć nie opublikowała jeszcze oficjalnych danych. Według danych Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA prawie 66 tys. imigrantów jest przetrzymywanych w aresztach.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

Czarna seria w Japonii. Doszło do potężnego trzęsienia ziemi

Dorota Hilger

Do trzęsienia ziemi o magnitudzie 5,7 doszło w środę na japońskiej wyspie Hokkaido - informuje Europejskie Śródziemnomorskie Centrum Sejsmologiczne (EMSC). Trzęsienie ziemi, zarejestrowane na głębokości 57 km, nastąpiło niecałe 48 godzin po silnym wstrząsie o magnitudzie 7,5, który nawiedził północno-wschodnią Japonię w poniedziałek.


Ratownicy usuwający gruz z uszkodzonych schodów ruchomych, dekoracje świąteczne porozrzucane na tle zniszczeń, obok mapa Japonii z zaznaczonym obszarem wstrząsów sejsmicznych.

Japonia. Potężne trzęsienie ziemi na wyspie Hokkaido. Doszło do niego na mniej niż dwa dni po wstrząsach o magnitudzie 7,5Japan Meteological Agency / HIROTO SEKIGUCHIAFP



W skrócie

  • W Japonii, w ciągu niespełna 48 godzin, doszło do dwóch silnych trzęsień ziemi; najnowsze o magnitudzie 5,7 nawiedziło wyspę Hokkaido.

  • Poniedziałkowe wstrząsy, które miały miejsce u wybrzeży Aomori i Hokkaido, wymusiły ewakuację ponad 100 tysięcy mieszkańców i wywołały ostrzeżenie o tsunami.

  • Japonia leży na bardzo aktywnym sejsmicznie obszarze i corocznie doświadcza wielu trzęsień ziemi, dlatego dysponuje zintegrowanym systemem zapobiegania katastrofom.

  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii

Początkowo EMSC oceniło siłę wstrząsów na 6,5, informacja ta została jednak skorygowana po kilku minutach. Do środowego trzęsienia ziemi doszło na niespełna dwa dni po wstrząsach o magnitudzie 7,2, które nawiedziły ten sam region Japonii.

Trzęsienie w poniedziałek zanotowano u wybrzeży na wysokości miasta Aomori i wyspy Hokkaido. Ze względu na sytuację wydano po nim ostrzeżenie przed tsunami i falami o trzymetrowej wysokości.

W wyniku poniedziałkowych wydarzeń rannych zostało kilkadziesiąt osób, a władze wezwały do ewakuacji ponad 100 tysięcy mieszkańców zagrożonych regionów.

Japońska Agencja Meteorologiczna (Japan Meteorological Agency) wydała z kolei ostrzeżenie o możliwości pojawienia się kolejnych, potencjalnie bardzo silnych wstrząsów.

Japonia. Trzęsienie ziemi o magnitudzie 5,7 nawiedziło wyspę Hokkaido


Japonia leży na styku czterech głównych płyt tektonicznych, wzdłuż zachodniej krawędzi Pacyficznego Pierścienia Ognia, i jest jednym z najbardziej aktywnych tektonicznie krajów na świecie.

Z tego powodu w kraju odnotowuje się kilkadziesiąt trzęsień ziemi każdego miesiąca. Rocznie dochodzi nawet do 1,5 tys. tego typu zdarzeń, z czego zdecydowana większość jest niewyczuwalna dla ludzi.

Ze względu na stale występujące zagrożenie kraj dysponuje zintegrowanym systemem zapobiegania katastrofom.


Bryłka w "Graffiti": Prezydent Nawrocki powinien spotkać się z prezydentem ZełenskimPolsat News


Rosja, Chiny i USA. Wywiad kraju NATO wskazał główne zagrożenia

Wczoraj, 10 grudnia (16:53)

Aktualizacja: Wczoraj, 10 grudnia (18:31)

Duńska Służba Wywiadu Wojskowego (FE) po raz pierwszy w historii uznała Stany Zjednoczone za czynnik mogący negatywnie wpływać na bezpieczeństwo kraju. W opublikowanym raporcie podkreślono rosnącą niepewność co do roli USA jako gwaranta bezpieczeństwa Europy oraz narastającą rywalizację mocarstw w Arktyce.

  • Duński wywiad wojskowy zauważa, że USA zmieniają podejście do sojuszników, wykorzystując swoją siłę ekonomiczną i technologiczną jako narzędzie nacisku.
  • Rosja i Chiny wciąż uważane są za największe zagrożenia dla bezpieczeństwa Danii. 
  • Moskwa może szybko odbudować swój potencjał militarny po wojnie na Ukrainie. Region Morza Bałtyckiego jest szczególnie narażony na agresję militarną Rosji. 
  • Rywalizacja o wpływy w Arktyce zwiększa zagrożenia szpiegostwem i cyberatakami. 
  • Równocześnie zauważa się, że zaufanie do USA jako gwaranta bezpieczeństwa słabnie.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

W corocznym raporcie opublikowanym dziś duński wywiad wojskowy zwraca uwagę na zmianę postawy Stanów Zjednoczonych wobec sojuszników. "USA wykorzystują obecnie swoją siłę ekonomiczną i technologiczną jako narzędzie nacisku, również wobec partnerów" - czytamy w dokumencie. 

Amerykańskie zainteresowanie Grenlandią, będącą terytorium zależnym Danii, nasiliło się w ostatnim roku, co wywołało napięcia dyplomatyczne, zwłaszcza po wypowiedziach prezydenta Donalda Trumpa o możliwości siłowego przejęcia wyspy.

Mimo nowego podejścia do USA, to Rosja i Chiny pozostają według duńskiego wywiadu głównymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa kraju. W raporcie podkreślono, że Rosja może w ciągu kilku lat po zakończeniu wojny w Ukrainie odbudować potencjał militarny i zagrozić Europie. 

"Jeśli walki ustaną w 2026 r., to pół roku później Rosjanie będą w stanie stoczyć wojnę lokalną, po dwóch latach - regionalną, a po pięciu - na dużą skalę" - ostrzegają autorzy raportu.

Podbicie Ukrainy przez Rosję spowoduje, że Kreml przejmie kontrolę nad krajem, w którym obecnie znajduje się największy przemysł zbrojeniowy w Europie - zauważył szef FE Thomas Ahrenkiel w rozmowie z gazetę "Berlingske". To zmieniłoby cały układ sił w Europie - przestrzegł.

"Region Morza Bałtyckiego to obszar, w którym istnieje największe ryzyko, że Rosja użyje siły militarnej przeciwko NATO" - podała duńska agencja wywiadowcza.

Rywalizacja mocarstw w Arktyce, zwłaszcza o wpływy na Grenlandii i Wyspach Owczych, zwiększa ryzyko działań szpiegowskich i cyberataków również wobec Kopenhagi. W ostatnich miesiącach w Danii odnotowano incydenty z udziałem niezidentyfikowanych dronów oraz ataki hakerskie na infrastrukturę krytyczną, do których przyznały się grupy powiązane z Moskwą.

Zdaniem ekspertów, raport FE pokazuje, że w obliczu narastających napięć międzynarodowych małe państwa, takie jak Dania, muszą inwestować w obronność, gospodarkę i demokrację, które uznaje się za elementy powiązane ze sobą. Upada wiara w USA jako gwaranta bezpieczeństwa - oceniają eksperci.

Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone stały się kluczowym sojusznikiem Danii. Na mocy umowy z lat 50. na Grenlandii powstała amerykańska baza wojskowa Pituffik. Obecne zmiany w polityce międzynarodowej i rosnąca niepewność co do przyszłości sojuszy stawiają jednak przed Danią nowe wyzwania w zakresie bezpieczeństwa, a być może podważają także założenia dawno podpisanych traktatów.

Od powrotu do Białego Domu Donald Trump zaostrzył retorykę wobec Danii. W kontekście przejęcia przez Stany Zjednoczone Grenlandii stwierdził, że USA "musi ją mieć" i że "dostanie ją w ten czy inny sposób".

❌