Widok normalny

Otrzymane wczoraj — 11 grudnia 2025 Fakty - Fakty - najświeższe wiadomości z kraju i świata - RMF24

Szlagier dla Manchesteru City. The Citizens tryumfują na Bernabeu

W szlagierowym spotkaniu 6. kolejki rozgrywek Ligi Mistrzów Real Madryt, bez Francuza Kyliana Mbappe w składzie, uległ przed własną publicznością Manchesterowi City 1:2. O zwycięstwie podopiecznych charyzmatycznego trenera Pepa Guardioli zadecydowało trafienie Erlinga Haalanda z rzutu karnego.

  • Więcej aktualnych informacji sportowych znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

Liderem tabeli rozgrywek pozostaje Arsenal Londyn, który pokonując w Belgii Club Brugge 3:0 wygrał już szósty kolejny mecz w piłkarskiej Lidze Mistrzów i z kompletem 18 punktów prowadzi w tabeli. 

"Kanonierzy" od początku sezonu dominują zarówno w krajowej lidze, jak i w Champions League. W Brugii, gdzie punkty straciła Barcelona, mimo eksperymentalnego zestawienia piłkarze Mikela Artety wypunktowali miejscowych i praktycznie zapewnili sobie miejsce w 1/8 finału. Na dwa pierwsze gole zapracował duet Martin Zubimendi - Noni Madueke, przy czym podawał Hiszpan, a do siatki posyłał piłkę Anglik. Trzeciego w 56. minucie uzyskał Brazylijczyk Gabriel Martinelli.

Za ekipą z Londynu, która dotąd straciła zaledwie jedną bramkę, plasuje się Bayern Monachium z dorobkiem 15 punktów. We wtorek Bawarczycy wrócili na zwycięską ścieżkę. Po porażce w poprzedniej kolejce właśnie z Arsenalem, tym razem pokonał u siebie portugalski Sporting Lizbona 3:1.

Za czołową dwójką utworzyła się "grupa pościgowa", którą tworzą Paris Saint-Germain, Manchester City i Atalanta Bergamo. Wszystkie mają po 13 punktów. W tej serii najwięcej powodów do radości miał zespół angielski, który w szlagierowym pojedynku pokonał w Madrycie Real 2:1.

Na Santiago Bernabeu prowadzenie "Królewskim", którzy musieli sobie radzić bez kontuzjowanego i pozostającego w rezerwie, ale raczej w roli "straszaka" Kyliana Mbappe, dał Brazylijczyk Rodrygo w 28. minucie. Jednak jeszcze przed przerwą piłkarze Pepa Guardioli wyprowadzili dwa ciosy po stałych fragmentach gry. Najpierw po kornerze z bliska do siatki kopnął Nico O’Reilly, a następnie rzut karny wykorzystał Erling Haaland. To 55. gol Norwega w Lidze Mistrzów.

Osiem najlepszych zespołów po ośmiu kolejkach fazy ligowej zakwalifikuje się bezpośrednio do 1/8 finału. Drużyny z miejsc 9-24 będą walczyć o awans do tej fazy w barażach. Pozostałe na tym etapie rozgrywek pożegnają z Champions League.

Media: Ukraina przekazała USA swoją wersję planu pokojowego

Wczoraj, 10 grudnia (23:03)

Aktualizacja: 1 godz. 56 minut temu

Agencja AFP - powołując się na dwa ukraińskie źródła - poinformowała w środę, że Ukraina przekazała Stanom Zjednoczonym swą najnowszą wersję planu pokojowego mającego zakończyć wojnę z Rosją.

  • Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

Z doniesień medialnych wynika, że "władze w Kijowie przekazały Waszyngtonowi nową wersję planu wyjścia z konfliktu", co powiedział wysoki rangą przedstawiciel władz ukraińskich, nie podając szczegółów.

We wtorek brytyjski dziennik "Financial Times" - powołując się na urzędników - informował natomiast, że wysłannicy prezydenta USA Donalda Trumpa dali prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu kilka dni na odpowiedź na amerykańską propozycję porozumienia pokojowego. 

Osoba znająca szczegóły harmonogramu działań, który został zaproponowany Zełenskiemu, powiedziała, że Trump liczy na zawarcie umowy o zawieszeniu broni "przed Bożym Narodzeniem".

"FT" przypomniał, że na mocy proponowanego porozumienia Ukraina musiałaby zaakceptować straty terytorialne w zamian za bliżej nieokreślone gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych. 

Z kolei w środę amerykański przywódca zabrał głos w sprawie najbliższej politycznej przyszłości prezydenta Ukrainy. Konkretnie chodzi o przeprowadzenie wyborów prezydenckich, które z uwagi na konflikt zbrojny, który się toczy w Ukrainie nie zostały przeprowadzone. 

Zełenski powiedział we wtorek, że jest gotów na przeprowadzenie wyborów w kraju i jeśli Ukraina otrzyma gwarancje bezpieczeństwa na ten okres, głosowanie mogłoby się odbyć za 60-90 dniPrezydent Zełenski musi być realistą. Na Ukrainie od dawna nie było wyborów - stwierdził. 

Donald Trump odpowiadał w środę na pytania dziennikarzy podczas spotkania z przedstawicielami biznesu. Jak przekazał, rozmawiał o Ukrainie z liderami Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a podczas rozmowy padały "dosyć mocne słowa". Liderzy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, z którymi rozmawialiśmy, bardzo dobrzy liderzy, moi bardzo dobrzy przyjaciele... I rozmawialiśmy o Ukrainie w dosyć mocnych słowach. Zobaczymy, co się wydarzy. Czekamy na odpowiedzi, zanim pójdziemy naprzód - oznajmił Trump.

Pytany zaś o to, co miał na myśli mówiąc o mocnych słowach", odparł: Mieliśmy pewne niewielkie sprzeczki na temat ludzi. 

Poinformował też, że Europejczycy chcieliby zorganizować w weekend spotkanie z udziałem jego i prezydenta Zełenskiego. Chcieliby, żebyśmy przybyli na spotkanie w weekend w Europie. Podejmiemy decyzję na podstawie tego, z czym wrócą. Nie chcemy tracić czasu. Czasami trzeba pozwolić ludziom, by powalczyli, a czasami nie - dodał. 

Podkreślił, że "wiele rzeczy się teraz dzieje". Wiele osób mówi, że (rozwiązanie) jest bliżej niż kiedykolwiek wcześniej - kontynuował prezydent. Zaznaczył także, że USA nie wydają już pieniędzy na wojnę na Ukrainie, lecz inwestują w proces pokojowy dużo czasu i wysiłku. 

Amerykański przywódca ocenił również, że "Ukraina mierzy się z sytuacją (dotyczącą) ogromnej korupcji". Wyraził też przekonanie, że "jest to wojna, którą można zakończyć, lecz do tanga trzeba dwojga".

USA przejmują tankowiec u wybrzeży Wenezueli. "Duży, bardzo duży, największy"

Wczoraj, 10 grudnia (21:44)

Amerykańskie siły przechwyciły i zajęły tankowiec z ropą objęty sankcjami u wybrzeży Wenezueli - informuje agencja Bloomberga. To poważna eskalacja napięć między Stanami Zjednoczonymi a rządem Nicolasa Maduro. W reakcji na działania USA ceny ropy na światowych rynkach wzrosły.

  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

Według źródeł zbliżonych do sprawy amerykańskie siły przeprowadziły działania operacyjne "na statku bezpaństwowym", który ostatnio cumował w Wenezueli. Wydarzenie potwierdził sam Donald Trump

Jak zapewne wiecie, właśnie zajęliśmy tankowiec u wybrzeży Wenezueli - duży tankowiec, bardzo duży, największy, jaki kiedykolwiek zajęto - mówił dziennikarzom w Białym Domu. Wenezuelski państwowy koncern naftowy PDVSA oraz tamtejsze ministerstwa ropy i informacji nie odniosły się do sprawy.

Informacja o przejęciu tankowca spowodowała wzrost cen ropy na światowych giełdach - notowania ropy Brent w Londynie wzrosły nawet o 0,8 proc.

Działania USA mogą znacząco utrudnić Wenezueli eksport ropy, ponieważ inni armatorzy mogą być teraz mniej skłonni do transportu ładunków z kraju Maduro. Większość wenezuelskiej ropy trafia do Chin, zwykle przez pośredników i po znacznych rabatach, ze względu na ryzyko sankcyjne.

Przejęcie wenezuelskiego tankowca przez USA to wyraźna eskalacja: od sankcji finansowych do fizycznej interwencji. Podnosi to stawkę dla Caracas i wszystkich, którzy pomagają w eksporcie - komentuje w rozmowie z Bloombergiem Jorge Leon, szef analiz geopolitycznych w Rystad Energy. Takie działania tworzą geopolityczne wsparcie dla cen: nawet niewielkie wolumeny mogą wpływać na nastroje, gdy ryzyko dotyczy szlaków morskich i eskalacji między państwami - ocenia.

Administracja Donalda Trumpa od miesięcy zwiększa presję na prezydenta Nicolasa Maduro, oskarżając go o kierowanie operacją narkotykową. Pentagon przeprowadził ponad 20 ataków na domniemane statki przemytnicze w rejonie Wenezueli i Kolumbii, w wyniku których zginęło ponad 80 osób. Sam prezydent Trump wielokrotnie sugerował możliwość interwencji lądowej i twierdził, że "dni Maduro są policzone".

Rząd Maduro określa działania USA jako próbę przejęcia wenezuelskich rezerw ropy, jednych z największych na świecie. 

W ostatnich miesiącach Maduro wzywał obywateli do jedności przeciwko "amerykańskim groźbom" i zachęcał do wstępowania do bojówek. Rozmieścił także wojsko, okręty, samoloty i drony na granicy z Kolumbią, w niektórych stanach przybrzeżnych oraz na jednej z wysp w pobliżu Wenezueli.

Państwowy koncern PDVSA współpracuje z kilkoma międzynarodowymi partnerami, w tym z amerykańskim Chevronem. Na mocy licencji wydanej przez Departament Skarbu USA, Chevron jest zwolniony z sankcji i otrzymuje część wydobywanej ropy w ramach wspólnych przedsięwzięć z PDVSA.

​Nie żyje Sophie Kinsella, autorka bestsellerowej serii powieści "Zakupoholiczka"

Wczoraj, 10 grudnia (21:35)

Sophie Kinsella, autorka światowych bestsellerów i twórczyni kultowej serii powieści "Zakupoholiczka", zmarła w wieku 55 lat. Pisarka od dwóch lat zmagała się z agresywną postacią raka mózgu.

  • Sophie Kinsella, właściwie Madeleine Sophie Wickham, zmarła w wieku 55 lat po walce z glejakiem wielopostaciowym.
  • Jej książki sprzedały się w ponad 50 milionach egzemplarzy, zostały przetłumaczone na ponad 40 języków i wydane w ponad 60 krajach.
  • Była autorką kultowej serii powieści "Zakupoholiczka".
  • Glejak wielopostaciowy to jeden z najbardziej agresywnych nowotworów mózgu.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Sophie Kinsella, jedna z najbardziej rozpoznawalnych autorek literatury kobiecej, odeszła w wieku 55 lat. Pisarka od 2022 roku walczyła z glejakiem wielopostaciowym - wyjątkowo agresywnym nowotworem mózgu. Informację o jej śmierci przekazała rodzina, podkreślając, że ostatnie dni Kinselli upłynęły w otoczeniu najbliższych, muzyki i świątecznej atmosfery.

Kinsella zdobyła międzynarodową sławę dzięki serii "Zakupoholiczka", której główną bohaterką jest Becky Bloomwood - dziennikarka finansowa zmagająca się z uzależnieniem od zakupów. Książki z tej serii sprzedały się w ponad 50 milionach egzemplarzy, a pierwsze dwie części zostały zekranizowane w filmie "Wyznania zakupoholiczki" z Islą Fisher w roli głównej.

"Zdefiniowała na nowo i wyniosła komedię romantyczną na wyższy poziom, wypełniając swoje historie prawdziwymi problemami, łącząc w nich dowcip, głębię emocjonalną i wgląd w społeczeństwo" - czytamy w oświadczeniu wydanym przez jej wieloletniego wydawcę Transworld.

Sophie Kinsella urodziła się w Londynie w 1969 roku. Studiowała muzykę, a następnie filozofię, politykę i ekonomię na Uniwersytecie Oksfordzkim. Swoją pierwszą powieść opublikowała jako Madeleine Wickham, pracując jednocześnie jako dziennikarka finansowa. Dopiero pod pseudonimem Sophie Kinsella osiągnęła światowy sukces.

Pisarka była znana z poczucia humoru, błyskotliwości i umiejętności tworzenia postaci, z którymi czytelnicy mogli się utożsamiać.

Glejak wielopostaciowy, z którym zmagała się Kinsella, to jeden z najgroźniejszych nowotworów mózgu. Choroba rozwija się bardzo szybko, a jej objawy obejmują bóle głowy, zmiany osobowości, problemy z pamięcią i mową, a także napady padaczkowe.

Spadła ze sceny na konkursie Miss Universe. Kobieta walczy o życie

Wczoraj, 10 grudnia (21:03)

W trakcie konkursu Miss Universe w Tajlandii 19 listopada doszło do groźnego wypadku. 29-letnia Miss Jamajki dr Gabrielle Henry spadła ze sceny podczas prezentacji sukni wieczorowych. Na wszystko patrzyli jurorzy i widzowie. Organizatorzy przekazali nowe informacje o stanie zdrowia modelki.

  • Więcej aktualnych informacji ze świata znajdziesz na RMF24.pl.

Całą sytuację, która przyniosła zawodom Miss Universe 2025 spory - choć zapewne nie taki, jaki oczekiwali organizatorzy - rozgłos na świecie skomentował szef Miss Universe Organization, Raúl Rocha Cantú.

W listopadzie zapewniał, że 29-letnia Gabrielle Henry nie odniosła poważniejszych obrażeń, choć jej upadek wyglądał bardzo niepokojąco. Byłem tam z jej rodziną i z nią samą i na szczęście nie ma żadnych złamanych kości, jest pod dobrą opieką - informował. 

Nagranie ukazujące moment, gdy kobieta spada ze sceny obiegł media społecznościowe. 

W poniedziałek pojawiły się jednak nowe informacje o stanie zdrowia młodej kobiety. Organizatorzy w opublikowanym w tej sprawie komunikacie przekazali najnowszą diagnozę lekarzy. 

"Henry doznała poważnego upadku przez otwór na scenie podczas spaceru w eliminacjach 19 listopada 2025 roku, co spowodowało krwotok śródczaszkowy, utratę przytomności, złamanie, rany szarpane twarzy i inne poważne obrażenia" - napisali. 

Wiadomo też, że kobieta po przetransportowaniu do szpitala została przyjęta na oddział intensywnej terapii. Stan zdrowia modelki wciąż daleki jest idealnego. Organizatorzy konkursu zapewnili, że pokryją koszty leczenia miss Jamajki. W najbliższych dniach kobieta ma wrócić do ojczyzny, gdzie będzie kontynuować rekonwalescencje.  

Gabreille Henry spadłą ze sceny 19 listopada 2025 roku, gdy prezentował suknie na konkursie organizowanym w stolicy Tajlandii - Bangkoku. 

Śmierć 10-latki w Gródku. Szkoła nie powiadomiła rodziców o wypadku?

Wczoraj, 10 grudnia (20:42)

10-latka upadła w szkole, uderzając głową o podłogę, ale nie została wezwana do niej pomoc medyczna. O wypadku nie powiadomiono też jej rodziców - takie są pierwsze ustalania prokuratury ws. śmierci dziewczynki z Gródka na Podlasiu. Dziecko zmarło 6 grudnia.

  • Informacje lokalne i ogólnopolskie znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa w Białymstoku. Dotyczy ono podejrzeń narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia 10-letniej uczennicy przez osobę, na której ciążył obowiązek sprawowania nad nią opieki i nieumyślnego spowodowania śmierci tej dziewczynki.

Jak poinformowała w środę w komunikacie szefowa białostockiej prokuratury Elwira Laskowska, 6 grudnia zmarłą córkę znalazła rano matka, gdy próbowała ją obudzić.

Według dotychczasowych ustaleń, dzień wcześniej, podczas pobytu w szkole dziewczynka upadła, uderzając głową o podłogę. Nie wezwano jednak do niej służb medycznych, rodzicom nie przekazano też informacji o tym, co się stało.

W sprawie nadal jest gromadzony materiał dowodowy. Wstępna przyczyna śmierci będzie znana po przeprowadzeniu sekcji zwłok - poinformowała prok. Laskowska.

Sekcja zaplanowana jest na najbliższy piątek.

Zełenski przyjedzie do Warszawy na spotkanie z Nawrockim

Wczoraj, 10 grudnia (20:35)

Aktualizacja: Wczoraj, 10 grudnia (20:58)

"Już wiemy, że pan prezydent Zełenski pozytywnie odpowiedział na zaproszenie prezydenta Nawrockiego i przyjedzie do Warszawy" - poinformował szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.

  • Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski planuje przyjazd do Warszawy na spotkanie z prezydentem Karolem Nawrockim.
  • Rozmowy mają dotyczyć m.in. bezpieczeństwa regionalnego, sytuacji na froncie, gospodarki oraz relacji polsko-ukraińskich. 
  • Obie strony prowadzą aktywne rozmowy dyplomatyczne. 
  • Trwa ustalanie dokładnej daty spotkania.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

Szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz poinformował, że w środę rozmawiał ze stroną ukraińską na temat planowanego spotkania prezydentów Polski i Ukrainy. Jesteśmy w bieżącym kontakcie. Kanały dyplomatyczne są nie tylko otwarte, ale wyjątkowo aktywne w tym kontekście - podkreślił minister podczas konferencji prasowej w Warszawie.

Przydacz zaznaczył, że choć nie ustalono jeszcze konkretnej daty wizyty, prezydent Zełenski pozytywnie jednak odpowiedział na zaproszenie prezydenta Nawrockiego i przyjedzie do Warszawy.

Według szefa BPM, rozmowy obu prezydentów będą dotyczyć m.in. sytuacji bezpieczeństwa, architektury bezpieczeństwa regionalnego, sytuacji na froncie, kwestii gospodarczych oraz spraw dwustronnych, istotnych dla utrzymania dobrosąsiedzkich relacji między Warszawą a Kijowem.

Przydacz zwrócił uwagę, że jednym z elementów budowania solidarności polsko-ukraińskiej jest pozytywna reakcja na działania w sferze historycznej. Trwają prace nad agendą także w tej sprawie - dodał.

Minister Przydacz przyznał, że środowa rozmowa ze stroną ukraińską przyniosła "pewnego rodzaju krok naprzód", ale do ostatecznego porozumienia wciąż brakuje kilku ustaleń. W tym momencie czekamy na reakcję strony ukraińskiej na konkretne propozycje z naszej strony. W zależności od tego będziemy wspólnie decydować o dalszych krokach - wyjaśnił.

W środę rano Przydacz poinformował, że jeśli dojdzie do spotkania prezydentów, odbędzie się ono w Warszawie. Prezydent Nawrocki już w listopadzie zapewniał, że do rozmów z Zełenskim dojdzie "wcześniej czy później". Wskazywał, że wizyta prezydenta Ukrainy w Polsce byłaby okazją do spotkania z ukraińską społecznością oraz do omówienia ważnych dla Polaków kwestii, w tym rozpoczęcia procesu ekshumacji na Wołyniu.

W poniedziałek prezydent Zełenski poinformował, że zaprosił Karola Nawrockiego do złożenia wizyty w Ukrainie, a sam odwiedzi Polskę, gdy otrzyma zaproszenie z konkretnym terminem. Marcin Przydacz potwierdził, że data spotkania jest w trakcie ustalania.

Ukraina w Unii w 2027 roku? To ma być element rozmów pokojowych

Ukraina w Unii w 2027 roku? To ma być element rozmów pokojowych

Wczoraj, 10 grudnia (20:12)

Zaskakujące doniesienia "The Washington Post'. Według dziennika jednym z omawianych elementów porozumienia kończącego wojnę w Ukrainie jest przystąpienie tego kraju do Unii Europejskiej już w 2027. Ponadto Kijów miałby otrzymać ratyfikowane przez Kongres gwarancje bezpieczeństwa. Osobnym dokumentem ma być plan odbudowy Ukrainy.

  • Według "The Washington Post" w porozumieniu pokojowym mógłby się znaleźć punkt o akcesji Ukrainy do UE w 2027 roku. 
  • Ukraina miałaby otrzymać gwarancje bezpieczeństwa ratyfikowane przez Kongres USA oraz osobny plan odbudowy kraju.
  • Najtrudniejsze kwestie dotyczą terytoriów, w tym możliwego "modelu koreańskiego" i utworzenia strefy zdemilitaryzowanej w Donbasie.
  • USA rozważają wykorzystanie większej części zamrożonych rosyjskich aktywów na odbudowę Ukrainy.
  • Najnowsze informacje z Polski i świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

Europa, Ukraina, USA i Rosja w różnych formatach negocjują porozumienie pokojowe dla Ukrainy. Jeszcze dziś strona ukraińska ma przedstawić Stanom Zjednoczonym plan pokojowy skonsultowany z europejskimi przywódcami. Za nami jest już rozmowa Emmanuela Macrona, Keira Starmera i Friedricha Merza z Donaldem Trumpem o Ukrainie. W czwartek odbędzie się w formacie wideokonferencji kolejne spotkanie koalicji chętnych, czyli państw wspierających Ukrainę w wojnie obronnej z Rosją. A w poniedziałek w Berlinie kilkunastu przywódców krajów europejskich, spotka się, aby "przedyskutować sytuację w tym kraju".

Z tych wszystkich rozmów od czasu do czasu do mediów trafiają przecieki. Najnowsze informacje podaje "The Washington Post".

Publicysta "WP" David Ignatius opisał dyskutowane elementy porozumienia pokojowego, które - jego zdaniem - powoli wyłania się z trwających rozmów. Źródła autora twierdzą, że rozmowy są obiecujące, choć skomplikowała je opublikowana w piątek przez Biały Dom Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, bardzo krytyczna wobec Europy i mówiąca o chęci osiągnięcia porozumienia i "równowagi strategicznej" w relacjach z Rosją.

Według ukraińskiego urzędnika, na którego powołał się Ignatius, przygotowywany plan składa się z trzech dokumentów: umowy pokojowej, gwarancji bezpieczeństwa i planu odbudowy Ukrainy.

Zdaniem autora elementem porozumienia ma być akcesja Ukrainy do Unii Europejskiej już w 2027 r. Jak zaznaczył Ignatius, tak szybkie przystąpienie Kijowa budzi obawy niektórych europejskich krajów, lecz administracja Trumpa "uważa, że może pokonać opór Węgier, które są największym przeciwnikiem Kijowa w UE".

Dziennikarz przyznał, że najtrudniejsze elementy rozmów dotyczą kwestii terytorium. Amerykańscy negocjatorzy mieli proponować w tym zakresie różne rozwiązania, w tym "model koreański", tj. dalsze zgłaszanie praw do utraconego terytorium mimo jego faktycznej utraty. Ziemie, z których wycofaliby się Ukraińcy w Donbasie, miałyby stać się strefą zdemilitaryzowaną. Taka strefa rozciągałaby się wzdłuż całej linii kontaktu, natomiast za nią znajdowałaby się strefa, na której zabronione byłoby rozmieszczanie broni ciężkiej.

Innym elementem są gwarancje bezpieczeństwa USA, wzorowane na artykule 5. NATO. Ukraina chce, by takie gwarancje były ratyfikowane przez Kongres, zaś oddzielnych gwarancji miałyby udzielić państwa europejskie.

"Amerykańsko-ukraińska grupa robocza bada szczegóły dotyczące (możliwości) realizacji tego porozumienia i szybkość, z jaką Ukraina i jej sojusznicy mogliby zareagować na ewentualne naruszenie ze strony Rosji" - przekazał Ignatius.

Strona amerykańska jest też otwarta na wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów na odbudowę Ukrainy w kwocie większej niż 100 mld dolarów, zawartej w pierwotnej propozycji pokojowej.

Ignatius przestrzegł administrację USA przed zbyt wielkim naciskiem na Ukrainę i zbytnim pośpiechem, czego rezultatem może być brak porozumienia i kontynuowanie walk.

"Największym błędem, jaki może popełnić Trump, jest upieranie się, że to teraz albo nigdy. Dyplomacja tak nie działa, podobnie jak dobry biznes. Jak zauważył Trump kilkadziesiąt lat temu: ‘Najgorsze, co możesz zrobić podczas zawierania umowy, to sprawiać wrażenie zdesperowanego, by ją zawrzeć. To sprawi, że druga strona poczuje krew, a wtedy jesteś martwy’" - przypomniał autor artykułu.

Awaria rurociągu przy granicy z Polską. Ropa tryska na wysokość kilkunastu metrów

Awaria rurociągu przy granicy z Polską. Ropa tryska na wysokość kilkunastu metrów

Wczoraj, 10 grudnia (20:11)

​Ministerstwo środowiska Brandenburgii poinformowało o poważnym wycieku ropy w powiecie Uckermark w północno-wschodnich Niemczech. Jak informują służby, doszło do awarii rurociągu zasilającego rafinerię PCK Schwedt, która znajduje się przy granicy z Polską. Sytuacja jest monitorowana przez lokalne władze. Przyczyna awarii nie jest jeszcze znana. Z ustaleń reportera RMF FM Jakuba Rybskiego wynika, że strona niemiecka nie komunikowała się z Polską w tej kwestii.

  • Wyciek ropy miał miejsce w powiecie Uckermark, w pobliżu granicy z Polską.
  • Awaria dotyczy rurociągu z portu Rostock do rafinerii PCK Schwedt.
  • Ropa tryska na wysokość kilkunastu metrów, a wyciek może potrwać do rana.
  • Nie odnotowano ofiar ani przerwy w pracy rafinerii.
  • Rafineria PCK Schwedt to kluczowy dostawca paliwa dla Brandenburgii i Berlina.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Do wycieku doszło w środę, a informację jako pierwsza podała lokalna gazeta "Maerkische Oderzeitung". Z relacji wynika, że ropa wydostaje się z rurociągu pod dużym ciśnieniem, osiągając strumień wysokości kilkunastu metrów. Służby ratownicze natychmiast podjęły działania, jednak według doniesień opanowanie sytuacji może potrwać nawet do rana.

Z ustaleń reportera RMF FM Jakuba Rybskiego wynika, że strona niemiecka nie komunikowała się z Polską w tej kwestii. Polskie służby nie biorą także udziału w naprawianiu awarii i usuwaniu skutków wycieku. Według naszego dziennikarza może to wynikać z tego, że na razie sytuacja jest pod kontrolą i nie ma dużego zagrożenia np. katastrofą ekologiczną w regionie. Z drugiej strony, strona niemiecka dopiero analizuje skalę problemu. 

W oświadczeniu rafineria PCK Schwedt poinformowała, że "awaria powstała na skutek prac przygotowawczych do zaplanowanego badanie bezpieczeństwa rurociągu, które były planowane na czwartek". Władze przedsiębiorstwa jako przyczynę awarii wykluczyły obce działania.

Pomimo poważnej awarii, rafineria PCK Schwedt nie przerwała działalności. Zakład ten jest głównym dostawcą paliwa dla regionu Brandenburgii oraz Berlina.

Rurociąg, w którym doszło do wycieku, biegnie z portu Rostock nad Morzem Bałtyckim bezpośrednio do rafinerii, zlokalizowanej tuż przy granicy z Polską, nad rzeką Odrą.

Na razie nie wiadomo, co spowodowało uszkodzenie rurociągu. Minister środowiska Brandenburgii Hanka Mittelstaedt zapowiedziała, że w czwartek uda się na miejsce, by osobiście ocenić rozmiar szkód i zagrożenie dla środowiska.

Służby prowadzą działania zabezpieczające teren i analizują potencjalne skutki wycieku.

Trafiony niezatopiony. Ukraińcy znowu polują na morzu

Wczoraj, 10 grudnia (19:56)

Aktualizacja: Wczoraj, 10 grudnia (20:48)

Ukraińskie drony morskie po raz trzeci w ciągu dwóch tygodni zaatakowały tankowiec powiązany z rosyjskim handlem ropą. Atak miał miejsce na wodach Morza Czarnego, a celem był statek należący do tzw. floty cieni Rosji, która omija międzynarodowe sankcje i wspiera finansowanie wojny przeciwko Ukrainie. W sieci pojawiły się nagrania z ataku dronów na statek Dashan.

  • Ukraińskie drony morskie zaatakowały tankowiec Dashan przewożący rosyjską ropę na Morzu Czarnym, powodując poważne uszkodzenia statku. 
  • To już trzeci tankowiec z floty cieni wyłączony z działania przez Ukrainę w ciągu ostatnich dwóch tygodni. 
  • Ataki te są częścią szerszej strategii Ukrainy ograniczania dochodów Rosji z petrodolarów.
  • Rosja grozi odcięciem Ukrainy od Morza Czarnego, ale realizacja takiej operacji może narazić jej flotę na kolejne poważne straty.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

W środę ukraińskie drony morskie uderzyły w tankowiec Dashan, który transportował rosyjską ropę do portu w Noworosyjsku. Do ataku doszło na wodach wyłącznej strefy ekonomicznej Ukrainy na Morzu Czarnym. Według agencji Reutera, powołującej się przedstawiciela Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), potężne eksplozje uszkodziły rufę statku, powodując poważne zniszczenia. Nie podano informacji o ewentualnych ofiarach.

Statek płynął z maksymalną prędkością i wyłączonymi transponderami, gdy został zaatakowany.

SBU kontynuuje aktywne działania mające na celu ograniczenie dochodów Rosji z petrodolarów - przekazał agencji przedstawiciel ukraińskich służb.

Dashan to już trzeci tankowiec w ciągu ostatnich dwóch tygodni, który został wyłączony z działania w wyniku ukraińskich ataków. Wszystkie te jednostki należą do tzw. floty cieni - znajdującej się poza międzynarodowymi regulacjami floty, która pomaga Moskwie eksportować ropę i omijać zachodnie sankcje. Tankowiec objęty jest sankcjami Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. Według danych serwisu Vessel Finder, statek pływa pod banderą Gambii. Inne źródła wskazują, że jest obecnie zarejestrowany na Komorach.

Fakt ataku potwierdziły Reutersowi trzy niezależne źródła z branży bezpieczeństwa morskiego.

Prezydent Rosji Władimir Putin zagroził w ubiegłym tygodniu odcięciem Ukrainy od dostępu do Morza Czarnego w odpowiedzi na ataki na tankowce. Określił je mianem "piractwa". Według specjalistów z dziedziny bezpieczeństwa, przeprowadzenie operacji morskiej, będzie wymagało aktywowania przetrzebionej ukraińskimi atakami Floty Czarnomorskiej, co może oznaczać narażenie jej na kolejne, poważne uderzenia Kijowa.

Ukraina od miesięcy atakuje rosyjskie rafinerie ropy, wykorzystując do tego drony dalekiego zasięgu, które uderzają daleko za linią frontu wojny Moskwy przeciwko Ukrainie. Ataki na tankowce stanowią nowe otwarcie w wojnie morskiej i gospodarczej przeciwko Rosji.

Od grudnia 2024 roku doszło do co najmniej siedmiu eksplozji na innych tankowcach zawijających do rosyjskich portów, także na Morzu Śródziemnym.

Związane z ryzykiem wojennym koszty ubezpieczenia statków płynących na Morze Czarne gwałtownie wzrosły. Ubezpieczyciele dokonują w ostatnim czasie częstych korekt cen swoich usług.

Emerytura prezydencka Andrzeja Dudy wzrośnie. Ile dostanie były prezydent?

Wczoraj, 10 grudnia (19:51)

​Były prezydent Andrzej Duda niedawno otrzymał pierwszą transzę świadczenia emerytalnego. Kwota, którą ujawnił w mediach społecznościowych, wzbudziła szerokie zainteresowanie. W przyszłym roku Duda otrzyma jeszcze więcej. Z wyliczeń "Faktu" wynika, że były prezydent ze względu na waloryzację zyska około 600 zł brutto. Dla porównania najniższa emerytura w Polsce (obecnie 1 878,91 zł brutto) wzrośnie w 2026 roku o około 80 zł.

  • Andrzej Duda otrzymał pierwszą "emeryturę prezydencką" w wysokości 9 349 zł.
  • Świadczenie to stanowi 75 proc. wynagrodzenia urzędującego prezydenta.
  • Emerytura prezydencka jest wypłacana dożywotnio, niezależnie od wieku.
  • Wypłata świadczenia realizowana jest przez Kancelarię Prezydenta RP, a nie przez ZUS czy KRUS.
  • W 2026 roku świadczenie ma wzrosnąć o ok. 600 zł w wyniku waloryzacji.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Trzy miesiące po zakończeniu kadencji Andrzej Duda otrzymał swój pierwszy przelew w ramach tzw. "emerytury prezydenckiej". Były prezydent sam poinformował o tym fakcie w mediach społecznościowych, podając, że kwota świadczenia wyniosła 9 349 zł. Ta informacja wywołała lawinę komentarzy i pytań o szczegóły dotyczące uposażenia byłych głów państwa.

Emerytura prezydencka przysługuje każdemu byłemu prezydentowi, niezależnie od wieku, i jest wypłacana dożywotnio. Andrzej Duda, który zakończył urzędowanie w wieku 53 lat, zaczął pobierać świadczenie aż 12 lat przed osiągnięciem powszechnego wieku emerytalnego.

Wysokość emerytury prezydenckiej to 75 proc. wynagrodzenia urzędującego prezydenta. Obecnie pensja głowy państwa wynosi 19,7 tys. zł brutto, co przekłada się na świadczenie emerytalne w wysokości ok. 14,8 tys. zł brutto. Jednak kwota netto, którą otrzymał Andrzej Duda, była niższa. Eksperci tłumaczą, że powodem może być wejście w drugi próg podatkowy, gdzie stawka podatku wynosi 32 proc., a nie 12 proc.

Warto podkreślić, że wypłatą emerytury prezydenckiej nie zajmuje się Zakład Ubezpieczeń Społecznych ani Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Świadczenie to wypłaca bezpośrednio Kancelaria Prezydenta RP.

Zgodnie z ustawą budżetową na 2026 rok, waloryzacja świadczenia dla byłych prezydentów będzie równa podwyżkom dla całej sfery budżetowej i wyniesie 3 proc. Oznacza to, że emerytura prezydencka Andrzeja Dudy wzrośnie o około 600 zł brutto miesięcznie.

Dla porównania, waloryzacja emerytur i rent z systemu ubezpieczeń społecznych, planowana na marzec 2026 roku, wyniesie 4,88 proc. Najniższa emerytura w Polsce (obecnie 1 878,91 zł brutto) wzrośnie o około 80 zł miesięcznie. To pokazuje ogromną różnicę pomiędzy świadczeniami dla byłych prezydentów a przeciętnymi emeryturami Polaków.

Obecnie czterech byłych prezydentów pobiera emeryturę prezydencką: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. Każdy z nich ma prawo do dalszego zarobkowania, a ich świadczenie jest corocznie waloryzowane.

Warto zaznaczyć, że byli prezydenci nie otrzymują tzw. trzynastej i czternastej emerytury, które przysługują seniorom pobierającym świadczenia z ZUS. 

Różnice pomiędzy emeryturą prezydencką a świadczeniami z ZUS są ogromne. Przeciętny polski emeryt może liczyć na kilkaset złotych podwyżki rocznie, podczas gdy byli prezydenci otrzymają nawet kilkaset złotych miesięcznie więcej. Dodatkowo, emerytura prezydencka przysługuje bez względu na wiek i staż pracy.

"Wkurzyliście niewłaściwe pokolenie". Bułgaria w ogniu protestów

Wczoraj, 10 grudnia (19:16)

Aktualizacja: Wczoraj, 10 grudnia (20:51)

W Sofii i 25 innych dużych miastach Bułgarii trwają masowe protesty. Wśród demonstrantów przeważają ludzie młodzi, tzw. pokolenie Z. Młodzi Bułgarzy domagają się wycofania kontrowersyjnego projektu budżetu na 2026 rok oraz dymisji rządu. Ich hasło jest jasne: "Wkurzyliście niewłaściwe pokolenie".

  • W Bułgarii trwają największe od lat protesty, które rozpoczęły się 1 grudnia. 
  • Główną przyczyną jest brak perspektyw dla młodych, korupcja i polityczna arogancja. 
  • Młodzi ludzie, zwłaszcza Pokolenie Z, aktywnie korzystają z mediów społecznościowych i influencerów, by mobilizować się do protestów. 
  • Protestujący wskazują na byłego premiera Bojko Borisowa i oligarchę Deljana Pejewskiego jako symbole systemowej korupcji. 
  • W tle jest też obawa przed "orbanizacją" Bułgarii, czyli osłabieniem demokracji, co budzi niepokój zarówno w kraju, jak i w Europie.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

Protesty trwają od 1 grudnia i uznawane są za największe w kraju od lat. Bezpośrednią przyczyną demonstracji był projekt budżetu przewidujący m.in. podwyżki podatków i składek społecznych. Jednak, jak podkreślają sami protestujący, prawdziwym powodem jest brak perspektyw dla młodych ludzi w kraju, wszechobecna korupcja i polityczna arogancja. Budżet był powodem do protestu, ale prawdziwą przyczyną jest to, że nie widzimy szans na pozostanie w Bułgarii, założenie firmy czy rodziny - mówi 18-letni Martin Atanassov, jeden z liderów młodzieżowych, cytowany przez niemieckiego nadawcę Deutsche Welle.

Według Transparency International Bułgaria zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej pod względem zwalczania korupcji. Młodzi protestujący wskazują na dwóch głównych winnych obecnej sytuacji: byłego premiera Bojko Borisowa oraz oligarchę Deljana Pejewskiego, który jest objęty sankcjami USA i Wielkiej Brytanii, a którego partia wspiera obecną mniejszościową koalicję rządzącą... Jednak, jak podkreślają liderzy protestów, odsunięcie tych polityków od władzy to dopiero początek walki z systemową korupcją.

W protestach ogromną rolę odegrały media społecznościowe oraz influencerzy, którzy zachęcali młodych do wyjścia na ulice. W ciągu jednej nocy liczba użytkowników TikToka zaangażowanych w temat protestów wzrosła do 488 tysięcy - 70 razy więcej niż zwykle. Popularne stały się memy, protest songi i hasła, które łączą politykę z popkulturą, np. "Zabierz dziewczynę na randkę na protest".

W idealnym świecie o wiele lepiej jest przeczytać dłuższą analizę, ale memy to bardzo szybki sposób na przekazanie idei - przekazała DW influencerka Andrea Banda Banda.

Pokolenie Z, to określenie demograficzne osób urodzonych mniej więcej między połową lat 90. XX wieku a początkiem drugiej dekady XXI wieku.

Bułgaria ma jeden z najniższych w Unii Europejskiej wskaźników długu publicznego. Niemniej jednak budżet zaproponowany przez rząd zakłada zaciąganie znacznych pożyczek i podwyższenia podatków, a protestujący obawiają się, że zadłużanie spowoduje niesprawiedliwą redystrybucję środków, faworyzującą administrację, utrudni rozwój przedsiębiorczości i doprowadzi do niedofinansowania kluczowych sektorów. Największe obawy w kraju budzi szczególnie stan służby zdrowia. W tym sektorze protesty lekarzy i pielęgniarek trwają od roku.

Rząd, próbując uspokoić nastroje, zaproponował nowy projekt budżetu, który odracza podwyżki podatków o dwa lata. Jednak młodzi zapowiadają dalsze protesty, a opozycja złożyła wniosek o wotum nieufności wobec rządu. Eksperci podkreślają, że obecny kryzys może doprowadzić do przedterminowych wyborów.

Władze Bułgarii starają się bagatelizować demonstracje i twierdzą, że te są wymierzone głównie w przyjęcie przez kraj waluty euro - Sofia oficjalnie wejdzie do strefy 1 stycznia 2026 roku, co budzi obawy o wzrost cen.

W debacie publicznej, dotyczącej najnowszych wydarzeń w Bułgarii pojawia się jednak termin "orbanizacja". Nie chodzi o literówkę, ale nawiązanie do stylu rządów węgierskiego premiera Viktora Orbana. Eksperci z European Council on Foreign Relations (ECFR) ostrzegają, że Sofia może podążać ścieżką Budapesztu, gdzie demokracja została poważnie osłabiona.

Oprócz kwestii czysto ekonomicznych ogromny sprzeciw społeczny wywołały reformy sądownictwa w Bułgarii oraz działania rządu wobec niezależnych mediów. Młodzi Bułgarzy coraz częściej deklarują, że nie chcą żyć w kraju, gdzie demokracja jest zagrożona, a instytucje publiczne są podporządkowane interesom wąskiej grupy polityków i biznesmenów.

ECFR zauważa, że styl bułgarskich rządów wpisuje się w trend obowiązujący w niektórych krajach europejskich, a wyrażający się spójnością z amerykańską polityką zagraniczną. Ośrodek analityczny ocenia, że jest to swoista "droga do sukcesu politycznego na skróty", powodująca tworzenie się skorumpowanych i oportunistycznych rządów, wspieranych dzięki wojnie kulturowej wypowiedzianej Europie przez Donalda Trumpa.

Ośrodek zauważa jednak, że gwałtowność protestów i fakt, że uczestniczy w nich pokolenie Z, nieposiadające wspomnień z czasów komunistycznych, ani kryzysu hiperinflacji końca lat 90., świadczy o tym, że istnieje nie tylko społeczne poparcie dla UE, ale także potrzeba, by Wspólnota odważniej chroniła swoje procesy demokratyczne.

Według sondażu ośrodka Myara poparcie społeczne dla protestów w Bułgarii utrzymuje się na poziomie ponad 70 proc.

Co dalej z podatkiem katastralnym i przekształcaniem umów? Krzysztof Paszyk w Radiu RMF24

Co dalej z podatkiem katastralnym i przekształcaniem umów? Krzysztof Paszyk w Radiu RMF24

Wczoraj, 10 grudnia (19:00)

Polskie Stronnictwo Ludowe nie zgadza się na rozwiązania zaproponowane przez minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk. PSL uważa, że przygotowany projekt zmian w ustawie o PIP, przyznający inspektorom pracy uprawnienie do przekształcania umów cywilnoprawnych i B2B w umowy o pracę, łamie konstytucję i szkodzi gospodarce. Co zatem PSL proponuje w zamian? Czy partia rozważa w jakimkolwiek wariancie wprowadzenie podatku katastralnego? O to zapytamy Krzysztofa Paszyka, przewodniczącego klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Zapytamy też o niesprzyjające sondaże i rosnącą w siłę partię Brauna. Co się stanie z koalicją po wyborach? Po co kolejne skierowanie ustawy o kryptowalutach do prezydenta bez wprowadzenia żadnych zmian? Czy nie tracimy w ten sposób czasu? Czy dyskusja o rynku kryptowalut to dyskusja rzeczywiście merytoryczna, a może kolejna odsłona przepychanek na linii rząd - prezydent?

Czy potrzebna jest reforma KRUS? Rolnicy płacą za niską składkę zdrowotną? Czy system opieki zdrowotnej jest niewydolny? W jaki sposób go odciążyć? Czy proponowany przez Lewicę podatek zdrowotny to racjonalna oferta dla Polaków?

Na rozmowę Piotra Salaka zapraszamy tuż po godz. 7:00 do RMF FM, internetowego Radia RMF24, aplikację RMF ON i naszych mediów społecznościowych!

Radio RMF24

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24 Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.

Ojciec Rydzyk przesłuchany przez prokuraturę. "Czepiają się nas i kłamią"

Ojciec Rydzyk przesłuchany przez prokuraturę. "Czepiają się nas i kłamią"

Wczoraj, 10 grudnia (18:54)

​Ojciec Tadeusz Rydzyk został przesłuchany w Prokuraturze Regionalnej w Rzeszowie jako świadek w śledztwie dotyczącym finansowania budowy Muzeum "Pamięć i Tożsamość" im. św. Jana Pawła II. Sprawa dotyczy umów zawartych pomiędzy Fundacją "Lux Veritatis" a Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, na mocy których przekazano prawie 219 mln zł dotacji. "142 podmioty są współprowadzone z ministerstwem kultury, a tylko (...) nas się czepiają i kłamią - stwierdził redemptorysta po przesłuchaniu.

  • O. Tadeusz Rydzyk został przesłuchany w charakterze świadka w sprawie finansowania Muzeum "Pamięć i Tożsamość" im. św. Jana Pawła II.
  • Przesłuchanie odbyło się w Prokuraturze Regionalnej w Rzeszowie.
  • Przed budynkiem prokuratury zgromadziła się spora grupa sympatyków ojca Rydzyka.
  • Redemptorysta podziękował za wsparcie i modlitwę, podkreślając wagę dialogu i prawdy.
  • O. Rydzyk skrytykował działania mediów i odniósł się do obecnej sytuacji politycznej.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

W środę 10 grudnia 2025 roku o. Tadeusz Rydzyk, założyciel Radia Maryja i prezes Fundacji "Lux Veritatis", stawił się w Prokuraturze Regionalnej w Rzeszowie, gdzie został przesłuchany w charakterze świadka. Sprawa dotyczy finansowania budowy Muzeum "Pamięć i Tożsamość" im. św. Jana Pawła II, które powstało w Toruniu.

Przesłuchanie rozpoczęło się o godzinie 13:00 i trwało blisko trzy godziny. 142 podmioty są współprowadzone z ministerstwem kultury, a tylko (...) nas się czepiają i kłamią - stwierdził redemptorysta po przesłuchaniu. Nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy, ale dodał, że "przesłuchanie było merytoryczne".

Na antenie Radia Maryja powiedział nieco więcej. Podziękował wszystkim, którzy go wspierali obecnością, ale też modlitwą. Wyraził wdzięczność za profesjonalizm i kulturę, z jaką przeprowadzono czynności procesowe. 

Była pani prokurator oraz mecenasi z ramienia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wszystko przebiegało merytorycznie i kulturą - za to dziękujemy. Tego również życzę, aby tak rozwiązywać wszelkie niejasności. Należy rozmawiać, a w tym dialogu niech liczy się argument prawdy i dobra wspólnego. Tak trzeba się zachowywać. A nie argument siły czy przemocy - tego doświadczamy od samego początku za rządów premiera Donalda Tuska (...). Musimy mówić prawdę, z szacunkiem, a jeżeli są pytania, to rozmawiajmy. Rozmawiajmy merytorycznie i budujmy Polskę - mówił redemptorysta, cytowany na stronach internetowych Radia Maryja.

O. Tadeusz Rydzyk odniósł się także do medialnych doniesień na temat działalności Muzeum "Pamięć i Tożsamość". Jego zdaniem, niektóre media szerzą nieprawdziwe informacje, które mogą szkodzić wizerunkowi instytucji oraz prowadzić do podziałów społecznych. Doczepili się do nas. Media opowiadają głupstwa i kłamstwa, tym samym służą tym kłamcom. To jest niszczenie Polski. Tak się przyszłości nie zbuduje. Muzeum jest po to, żeby uczyć dzieci i młodzież historii Polski. Pokazywać to, co było dobre i ostrzegać przed tym, co było złe - podkreślił duchowny.

Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Regionalnej Dorota Sokołowska-Mach, podczas przesłuchania ojcu Rydzykowi przedstawiono umowy zawarte pomiędzy Fundacją "Lux Veritatis" a Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego - jedną z czerwca 2018 roku oraz aneks z 2023 roku - pod którymi widnieje podpis redemptorysty. Pytania dotyczyły także prawa do nieruchomości, na których powstało muzeum.

Śledztwo prowadzone jest w sprawie przekroczenia uprawnień przez byłego ministra kultury Piotra Glińskiego, który dzień wcześniej również został przesłuchany jako świadek. Do tej pory nikomu nie postawiono zarzutów, a śledztwo zostało przedłużone do marca przyszłego roku.

Śledztwo zostało wszczęte po zawiadomieniu złożonym przez Mazowiecką Krajową Administrację Skarbową, która po audycie w Ministerstwie Kultury wskazała na podejrzenie popełnienia przestępstwa przez byłego ministra kultury. Chodzi o brak należytego zabezpieczenia interesów Skarbu Państwa przy przekazaniu prawie 219 mln zł dotacji na budowę muzeum.

Pod budynkiem prokuratury w Rzeszowie zgromadziło się około 100 sympatyków i wiernych, którzy wyrazili solidarność z dyrektorem Radia Maryja. Mieli ze sobą transparenty z hasłami o katolickiej Polsce oraz wspierające o. Rydzyka. Modlili się i odmawiali różaniec. Nad bezpieczeństwem czuwała policja. O. Rydzyk podziękował duchowieństwu diecezji rzeszowskiej, w tym biskupowi Kazimierzowi Górnemu oraz ks. Jakubowi Nagiemu, dyrektorowi lokalnego radia. Redemptorysta nie krył wzruszenia z powodu licznego wsparcia, zarówno osobistego, jak i duchowego.

Nie godzą się na występ Izraela. Kolejny kraj rezygnuje z Eurowizji

Wczoraj, 10 grudnia (18:51)

Islandia nie wystąpi w przyszłorocznym Konkursie Piosenki Eurowizji - podaje Reuters. Publiczny nadawca RUV ogłosił decyzję o wycofaniu się z wydarzenia po tym, jak organizatorzy dopuścili do udziału Izrael. To kolejny kraj, który w geście protestu rezygnuje z udziału w jednym z największych muzycznych widowisk Europy.

  • Islandia nie weźmie udziału w Konkursie Piosenki Eurowizji 2026.
  • Decyzja zapadła po zatwierdzeniu przez EBU udziału Izraela w konkursie w Wiedniu.
  • Wcześniej w proteście wycofały się Hiszpania, Holandia, Irlandia i Słowenia.
  • Islandia domagała się głosowania w sprawie udziału Izraela, ale EBU wprowadziła zamiast tego nowe zasady.
  • Ciekawe informacje z Polski i świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

"Publiczna debata i reakcja na decyzję EBU z zeszłego tygodnia jasno nam pokazała, że nasz udział nie byłby ani radosny, ani spokojny" - przekazał dyrektor generalny RUV, Stefan Eiriksson, w oświadczeniu.  

Decyzja o pozwoleniu Izraelowi na udział w kolejnej Eurowizji, która odbędzie się w maju w Wiedniu, wcześniej skłoniła Hiszpanię, Holandię, Irlandię i Słowenię do wycofania się z konkursu. Wszystkie z tych państw wskazywały, że Izrael nie powinien brać udziału w konkursie ze względu na działania zbrojne w Strefie Gazy. Podkreślano też, jak Izrael nieuczciwie promował swoją piosenkarkę.

Brak Hiszpanów będzie szczególnie dotkliwy - to państwo z tak zwanej "wielkiej piątki", czyli krajów, które mają zagwarantowane miejsce w finale konkursu ze względu na wysokość składek wpłacanych do Europejskiej Unii Nadawców. 

Islandia była jednym z państw, które domagały się głosowania członków EBU w sprawie udziału Izraela w Eurowizji. Jednak Europejska Unia Nadawców zdecydowała się nie przeprowadzać głosowania, wprowadzając za to nowe zasady, które mają ograniczyć wpływ rządów na uczciwość konkursu. 

Islandia nigdy nie wygrała Konkursu Piosenki Eurowizji, ale dwukrotnie zajmowała drugie miejsce - w 1999 i 2009 roku. 

Zupełnie inną decyzję podjęło TVP. Polski nadawca weźmie udział w konkursie. "Jesteśmy świadomi skali napięć, które towarzyszą najbliższej edycji. Rozumiemy emocje i niepokoje. Wierzymy jednak, że Eurowizja ma jeszcze szansę na to, by ponownie stać się przestrzenią, którą wypełnia muzyka. I tylko muzyka. My tę szansę dajemy, tak jak przeważająca większość członków EBU" - podkreślono w komunikacie TVP. 

Niemcy i Austria konsekwentnie opowiadały się za udziałem Izraela w Konkursie Piosenki Eurowizji. Oba te państwa zagroziły, że wycofają się z konkursu, jeżeli Izrael zostanie wykluczony. Taki krok Berlina i Wiednia wymusiłby zorganizowanie w niespełna pół roku konkursu w nowym miejscu. Francja również wyraziła ulgę, że podczas czwartkowych obrad przeważyło proizraelskie stanowisko.

Pierwszy raz Konkurs Piosenki Eurowizji odbył się w 1956 roku. Impreza przyciąga przed telewizory około 160 milionów widzów na całym świecie.

Kiedy zostanie wicepremierem? Zapytamy Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz

Kiedy zostanie wicepremierem? Zapytamy Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz

Wczoraj, 10 grudnia (18:30)

Czy rozmawiała o funkcji wicepremiera z Donaldem Tuskiem w cztery oczy? Dlaczego ciągle nie ma decyzji w tej sprawie? A może jest tak, że premier chce zaczekać na wyniki wyborów na stanowisko szefa Polski 2050? Gościem w Porannej rozmowie w RMF FM będzie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej.

Szymon Hołownia ostatecznie zrezygnował z ubiegania się o stanowisko szefa partii. Czy to koniec jego kariery politycznej? Jak Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz chce przekonać członków partii do zagłosowania na jej kandydaturę? Czym różni się od pozostałych kandydatów?

13 grudnia mijają 2 lata rządu Donalda Tuska. Jak Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz podsumuje działania rządu? Gdzie popełniono błędy? Zapytamy także o to, dlaczego rząd przyjął identyczny projekt ustawy w sprawie rynku kryptowalut.

Porozmawiamy także o KPO. Czy do sierpnia przyszłego roku wydamy 60 mld Euro z KPO? Co z jednym z kamieni milowych - reformą Państwowej Inspekcji Pracy?

Lewica chce zlikwidować składkę zdrowotną i wprowadzić podatek zdrowotny. Czy to dobry pomysł? Jak finansować system zdrowia? Czy reforma KRUS jest możliwa.

Na rozmowę Tomasza Terlikowskiego zapraszamy tuż po godz. 8:00 do RMF FM, internetowego Radia RMF24, na stronę RMF24.pl, aplikacji RMF ON i naszych mediów społecznościowych!

Jeśli nie chcesz, aby umknęła Ci jakakolwiek Rozmowa w RMF FM, subskrybuj nasz kanał na YouTube https://www.youtube.com/@RMF24Video

Słuchacze RMF FM i Radia RMF24 oraz użytkownicy portalu RMF24.pl mogą mieć swój udział w Porannej Rozmowie w RMF FM. Wystarczy, że prześlą pytania, które prowadzący zada swoim gościom.

Należy wpisać je w poniższej formatce lub wysłać maila na adres fakty@rmf.fm.

Jeśli nie wyświetla Wam się formatka, znajdziecie ją pod tym adresem: >>>TUTAJ<<<.

Drążyli pod kamienicą, część się zawaliła. Jest zgoda na sprzedaż budynku

Wczoraj, 10 grudnia (18:13)

Polskie Linie Kolejowe uzyskały zgodę wszystkich właścicieli lokali w kamienicy przy 1 Maja 21 w Łodzi na prowadzenie rozmów dotyczących sprzedaży nieruchomości. To kluczowy krok w rozwiązaniu problemu, który od ponad roku blokuje postęp prac pod centrum miasta.

  • Polskie Linie Kolejowe uzyskały zgodę wszystkich właścicieli lokali w kamienicy przy 1 Maja 21 w Łodzi na rozmowy o sprzedaży mieszkań.
  • Prace przy drążeniu tunelu średnicowego wstrzymano po zawaleniu się części sąsiedniej kamienicy, a maszyna TBM od ponad roku tkwi pod budynkami.
  • Około 250 wysiedlonych mieszkańców trzech kamienic mieszka obecnie w hotelach i wynajętych mieszkaniach, co kosztuje ok. 2 mln zł miesięcznie.
  • Termin zakończenia budowy tunelu o długości 7,5 km to czerwiec przyszłego roku, a do wydrążenia pozostało ok. 1000 metrów.
  • Chcesz być na bieżąco? Odwiedź stronę główną RMF24.pl.

Polskie Linie Kolejowe poinformowały w środę komunikatem, że 9 grudnia przedstawiciele spółki spotkali się z mieszkańcami kamienicy przy Al. 1 Maja 21 w Łodzi, by rozmawiać o możliwościach nabycia zamieszkiwanej przez nich nieruchomości.

"Strony potwierdziły wolę dalszych rozmów w tej sprawie, a spółka uzyskała zgody wszystkich właścicieli nieruchomości do prowadzenia rozmów o procesie sprzedaży lokali" - napisało w komunikacie biuro prasowe PLK.

"PLK podkreślają pełną gotowość do dialogu z mieszkańcami, zapowiadają analizę zgłoszonych przez nich postulatów w związku z zaistniałą sytuacją. Obie strony ustaliły, że kolejne spotkanie odbędzie się w połowie stycznia 2026 r." - napisało biuro prasowe PLK.

Na początku grudnia PLK poinformowały, że analizują możliwość wykupu zagrożonych budynków znajdujących się na trasie drążenia tunelu średnicowego w Łodzi.

7,5- kilometrowy tunel średnicowy ma połączyć Dworzec Fabryczny w Łodzi ze stacjami Łódź Kaliska (kierunek Sieradz, Kalisz) i Żabieniec (kierunek Kutno, Łowicz). Większa z dwóch maszyn TBM drążących tunel utknęła ok. 1000 m od komory końcowej przy stacji Łódź Fabryczna we wrześniu 2024 roku po tym, jak zawaliła się część kamienicy przy Al. 1 Maja. Kiedy po próbie wznowienia pracy w listopadzie 2024 r. dostrzeżono zagrożenie dla sąsiednich dwóch kamienic, drążenie tunelu przerwano.

Tarcza drążąca tkwi pod budynkami unieruchomiona przez ponad rok, a mieszkańcy budynków wysiedleni na czas przejścia maszyny pod budynkami od tego czasu mieszkają w hotelach i wynajętych mieszkaniach. To około 250 osób z trzech sąsiadujących z sobą kamienic przy 1 Maja 19, 21 i 23. Na ich zakwaterowanie budowniczy tunelu wydaje ok. 2 mln zł miesięcznie.

Obowiązujący wciąż termin zakończenia budowy to czerwiec przyszłego roku, a do wydrążenia zostało około 1000 m tunelu. W obszarze oddziaływania maszyny na tym odcinku jest około 100 kamienic. Do tego doszły rosnące koszty wykonawcy, które od rozpoczęcia budowy w 2017 r. zwiększyły się wielokrotnie, a zostały zwaloryzowane jedynie o 10 proc. wartości kontraktu. 

Szef BBN: Europa nie jest w stanie sama obronić się przed Rosją

Szef BBN: Europa nie jest w stanie sama obronić się przed Rosją

Wczoraj, 10 grudnia (18:02)

Aktualizacja: Wczoraj, 10 grudnia (19:22)

"Nic mnie w niej nie zaskoczyło. Nowa Strategia Bezpieczeństwa USA jest w jakimś sensie przepisaniem koncepcji politycznych trumpizmu na kwestie międzynarodowe i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, które są oparte na dobrze pojętym egoizmie narodowym" – stwierdził w Popołudniowej rozmowie w RMF FM szef BBN Sławomir Cenckiewicz. Podkreślił, że zgadza się z oceną Europy, zawartą w dokumencie opublikowanym przez Biały Dom. "Europa nie jest w stanie sama obronić się przed Rosją" - stwierdził.

Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomir Cenckiewicz w Popołudniowej rozmowie w RMF FM odniósł się do kwestii dokumentu nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA, który niedawno opublikował Biały Dom.

Dokument wzbudził wiele kontrowersji, szczególnie w krajach Europy Zachodniej. Niemieckie media określiły go nawet mianem "transatlantyckiego rozwodu z Europą" Donalda Trumpa. Zupełnie inaczej zapowiedź nowej strategii Stanów Zjednoczonych odebrano na Kremlu, gdzie nie ukrywano pozytywnych reakcji.

Pytany na antenie RMF FM o opinię na temat tego dokumentu, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego RP Sławomir Cenckiewicz stwierdził, że "nic go w nim nie zaskoczyło". Nowa Strategia Bezpieczeństwa USA jest w jakimś sensie przepisaniem koncepcji politycznych trumpizmu na kwestie międzynarodowe i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, które są oparte na dobrze pojętym egoizmie narodowym - ocenił.

Dopytywany przez prowadzącego Marka Tejchmana o to, czy Europie, która w tej strategii jest wyraźnie krytykowana, nie grozi bycie rosyjsko-amerykańskim kondominium, Sławomir Cenckiewicz zaprzeczył. Myślę, że nam to nie grozi - stwierdził.

Dodał także, że zgadza się z oceną, jaka została zawarta w nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA na temat Starego Kontynentu. Unia Europejska jest przeregulowana - powiedział.

Autorzy narodowej strategii amerykańskiej zwracają uwagę na kwestię przeregulowania wszystkiego (przez Unię Europejską - przyp. RMF FM). Cała myśl nowej Strategii Bezpieczeństw USA polega na tym, żeby ta Europa, która chce wszystko regulować, uregulowała wreszcie kwestię swoich samodzielnych zdolności obronnych - wskazał Cenckiewicz.

Gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM odniósł się również do aktualnej sytuacji wojny w Ukrainie. Wyraził obawę, że Polska także może w przyszłości doświadczyć tego, z czym zmaga się obecnie Ukraina ze strony Moskwy.

Dopytywany o to, czy będzie w Polsce wojna, stwierdził, że "obawia się takiego scenariusza". Jeśli ten termin, o którym mówił Donald Tusk, czyli początek roku 2027 (jest realny - przyp. RMF FM), to wojna będzie za kilkanaście miesięcy. Ale nie jest moją rolą straszyć, powołuje się na wypowiedź pana premiera - wskazał.

Szef BBN nawiązał w tym kontekście do słów premiera Donalda Tuska z 25 lipca po jego spotkaniu z amerykańskim generałem Alexusem Grynkewichem, dowódcą wojsk NATO w Europie. Tusk powiedział wówczas, że gen. Grynkewich potwierdził ekspertyzy amerykańskie, iż Rosja będzie gotowa do konfrontacji z Europą już w 2027 roku.

Cenckiewicz na antenie radia stwierdził także, że "Europa nie ma praktycznie żadnych zdolności" by skutecznie obronić się przed potencjalnym atakiem Rosji. 

I to jest różnica mojego stanowiska w stosunku do tych, którzy trochę emocjonalnie już dziś, w 2025 roku, mówią: Ameryka jest passe, Ameryka już się odwróciła, Ameryka jest skończona - powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM szef BBN Sławomir Cenckiewicz.

Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego komentował także kwestie zawarcia rozejmu w konflikcie rosyjsko-ukraińskim, w kontekście planu pokojowego, jakie administracja Donalda Trumpa - po konsultacji z Rosjanami - zaproponowała Ukrainie. 

Uważam, że na dziś Rosjanie nie chcą pokoju. Na podstawie dostępnych informacji wydaje się, że Rosjanie są w ofensywie. Na Amerykanach robi to wrażenie - podsumował gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM, szef BBN Sławomir Cenckiewicz - ocenił. 

Na pytanie prowadzącego o to, czy należy odwiesić pobór do polskiej armii, odpowiedział twierdząco. 

To jest częścią w mojej głowie jakby szerszego planu. Musimy zacząć mówić o zagrożeniach wprost, również przez przygotowanie społeczeństwa do zagrożeń (...). Musimy odwiesić zasadniczą służbę wojskową, musimy więcej czasu poświęcać na szkolenie społeczeństwa, na budowę alternatywnych miejsc dla ochrony ludności cywilnej. Myślę, że prezydent chętnie takie ustawy, które by te wszystkie kwestie jakoś popychały do przodu, podpisze - dodał.

Kaczyński został zmuszony do opuszczenia domu. Kto przyjął prezesa PiS pod dach?

Wczoraj, 10 grudnia (17:53)

Jarosław Kaczyński mieszka na Żoliborzu i zajmuje tam część tzw. bliźniaka. Ostatnie tygodnie przyniosły spore zmiany w codziennym życiu prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Wszystko za sprawą gruntownego remontu prowadzonego przez nowych sąsiadów. Nowi właściciele już wkrótce mają się tam wprowadzić, a prace budowlane wiążą się z hałasem i niedogodnościami, co zmusiło Kaczyńskiego do wyprowadzki.

  • W tzw. bliźniaku, domu Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu trwa gruntowny remont u sąsiadów.
  • Prezes PiS na czas prac wyprowadził się do swojego brata ciotecznego, Jana Marii Tomaszewskiego.
  • Rodzina Tomaszewskich i Kaczyńskich od lat utrzymuje bliskie relacje, a wspomnienia z dzieciństwa są pełne ciepła i przygód.
  • Wkrótce do sąsiedniego mieszkania wprowadzi się nowa rodzina z dziećmi.
  • Przemysław Czarnek również zaoferował pomoc i gościnę prezesowi PiS.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Remonty w budynkach wielorodzinnych to zawsze wyzwanie dla sąsiadów - kurz, odgłosy wiertarek i młotków, a także ograniczony dostęp do części wspólnych mogą skutecznie utrudnić codzienne funkcjonowanie. W przypadku prezesa PiS sytuacja była na tyle uciążliwa, że zdecydował się on na czasowe opuszczenie swojego mieszkania.

W obliczu remontowych niedogodności Jarosław Kaczyński nie musiał długo szukać wsparcia. Jak poinformował "Super Express", z pomocą przyszedł mu brat cioteczny, Jan Maria Tomaszewski, który z otwartymi ramionami przyjął go pod swój dach. Jak podkreśla Tomaszewski, ich relacje są wyjątkowo bliskie - znają się od ponad 70 lat i zawsze mogli na siebie liczyć.

Jarek może zostać u mnie, ile chce - zapewnia z uśmiechem Tomaszewski, dodając, że wspólne mieszkanie to dla niego powód do radości. 

Jan Maria Tomaszewski nie kryje sentymentu do wspólnie spędzonych lat z Jarosławem Kaczyńskim. W rozmowach często wraca do czasów dzieciństwa, kiedy to kuzynostwo spędzało razem długie godziny na zabawie. Bawiliśmy się w rycerzy, Indian, graliśmy w piłkę, budowaliśmy szałasy - wspomina Tomaszewski.

W tamtych latach nie było komputerów ani smartfonów, a dziecięca wyobraźnia i książki były najlepszymi towarzyszami zabaw. Szczególne miejsce w pamięci zajmują także wspólne wakacje nad morzem - kąpiele w Bałtyku, przygody na plaży i smak zsiadłego mleka z Sopotu. Jarek był zawsze aktywny, energiczny, lubił grać w piłkę - dodaje z uśmiechem kuzyn prezesa PiS.

Remont w sąsiednim mieszkaniu to nie tylko chwilowe niedogodności, ale także zapowiedź zmian w najbliższym otoczeniu prezesa PiS. Już wkrótce do domu na Żoliborzu wprowadzi się nowa rodzina z dziećmi. To oznacza, że Jarosława Kaczyńskiego czeka nowe sąsiedztwo i być może kolejne wyzwania związane z codziennym życiem w bliźniaku.

Warto dodać, że w obliczu remontu wsparcie zaoferował także były minister Przemysław Czarnek, deklarując, że jego dom jest zawsze otwarty dla prezesa PiS. Ostatecznie jednak Jarosław Kaczyński postawił na rodzinne relacje i wybrał gościnę u kuzyna.

Trump nie żartował. USA wydadzą miliony na Boeingi do deportacji

  • Wczoraj, 10 grudnia (17:39)

    Prawie 140 milionów dolarów planuje wydać Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych na zakup floty samolotów Boeing 737, które będą wykorzystywane do deportacji imigrantów. Poinformował o tym w środę "The Washington Post", przypominając, że urzędnicy z administracji Donalda Trumpa wyznaczyli sobie cel: wysiedlenie miliona osób do końca pierwszego roku jego urzędowania.

    • Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA planuje wydać około 140 milionów dolarów na zakup samolotów Boeing 737 do deportacji imigrantów.
    • "The Washington Post" podaje, że ta gigantyczna kwota ma pochodzić z powiększonego budżetu na egzekwowanie przepisów imigracyjnych.
    • Do tej pory korzystano z czarterowych samolotów, ale teraz administracja Trumpa planuje rozbudować flotę na potrzeby masowych deportacji.
    • Deportacje były jednym z kluczowych punktów kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa. 
    • Jego administracja zapowiadała, że dąży do wysiedlenia miliona osób w pierwszym roku jego urzędowania.
    • Ile deportacji - jak podaje dziennik - już przeprowadzono? O tym przeczytasz poniżej. 
    • Bądź na bieżąco. Najnowsze informacje z Polski i ze świata znajdziesz na RMF24.pl.

    Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych zamierza wydać prawie 140 milionów dolarów, by kupić flotę samolotów Boeing 737. Mają być wykorzystywane do deportacji. Powiadomił o tym w środę "The Washington Post", powołując się na dwóch urzędników zaznajomionych z umową i dokumentami związanymi z tą sprawą.

    Jak podaje dalej dziennik, pieniądze mają pochodzić z drastycznie zwiększonego budżetu na egzekwowanie przepisów imigracyjnych. Na początku tego roku Kongres zatwierdził przeznaczenie 170 miliardów dolarów na czteroletni program prezydenta Donalda Trumpa w zakresie granic i imigracji - w ramach rozległej ustawy podatkowej Partii Republikańskiej. 

    Służba Imigracyjna i Celna USA (ICE) od dawna korzysta z samolotów czarterowych do przeprowadzania lotów deportacyjnych, ale dwóch urzędników, do których dotarł "The Washington Post" wskazuje, że amerykańska federalna agencja podlegająca Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych ma znacznie szersze plany.

    Kwestia deportacji jak największej liczby migrantów była jedną z głównych obietnic przedwyborczych Donalda Trumpa. Urzędnicy z jego administracji wyznaczyli sobie cel - wysiedlenie miliona osób do końca pierwszego roku urzędowania przywódcy USA.

    Tom Homan, rzecznik Trumpa ds. granic, powiedział - o czym również pisze "The Washington Post" - że przeprowadzono już ponad 579 tys. deportacji, choć nie opublikowała jeszcze oficjalnych danych. Według danych Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA prawie 66 tys. imigrantów jest przetrzymywanych w aresztach.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

❌